Komedia (bez) zagrożenia

"Kochanek" - reż. Józef Opalski - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

„Kochanek” Harolda Pintera w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie to inscenizacja jednej z najsłynniejszych sztuk angielskiego noblisty. Niestety spektakl nie oddaje pełni napięcia obecnego w tekście.

Według słynnego bon motu Alfreda Hitchcocka „film powinien zaczynać się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie powinno wciąż rosnąć". Harold Pinter w swoich dramatach stosował odmienną strategię – większość jego sztuk zaczyna się od pozornie niewinnych, codziennych sytuacji, które w miarę rozwoju akcji niemal niepostrzeżenie zaczynają ewokować narastające poczucie grozy. Zabieg ten, charakterystyczny dla pisarza, zyskał wręcz rangę osobnego gatunku dramatycznego: „comedy of menace", komedii zagrożenia (gra słów, nawiązująca do terminu „comedy of manners", komedia obyczajowa). Na tym właśnie chwycie oparte są najsłynniejsze sztuki noblisty: „Urodziny Stanleya", „Winda", a także „Kochanek".

Przedstawienie Józefa Opalskiego wpadło w pułapkę polegającą na niezrozumieniu tego mechanizmu. Reżyser rozpoczyna spektakl w tradycji hitchcockowskiej: próbuje zbudować napięcie już od pierwszej minuty. Dwójka aktorów klęczy naprzeciw siebie w głębi ciemnej sceny; przed nimi, zwrócone przodem do widowni, stoją dwa puste krzesła. Po chwili światło wydobywa z mroku ascetyczną dekorację Agaty Dudy-Gracz – czarne pudło sceny ograniczone jest z trzech stron zasłoną ze sznurów ciemnofioletowych paciorków, które razem z obitymi pluszem krzesłami sugerują ekskluzywne, nawiązujące do gotyckiej estetyki wnętrze dark roomu. Po chwili aktorzy zasiadają na krzesłach i zaczynają dziwny, pozornie normalny, a jednak nienaturalny dialog. Nie patrzą przy tym na siebie nawzajem, a wypowiadany przez nich tekst brzmi sztucznie i nie na miejscu. Od samego początku sytuacja pomiędzy nimi jest więc pełna napięcia.

Bohaterowie przedstawienia, mężczyzna (Grzegorz Mielczarek) i kobieta (Dominika Bednarczyk) to znudzone małżeństwo, urozmaicające swoje życie erotyczne poprzez wplątanie się w niebezpieczną grę. Ona czeka na tytułowego kochanka, którym okazuje się być jej mąż – małżonkowie realizują w ten sposób fantazje erotyczne, na które nie było miejsca w jawnym wymiarze ich związku. Pewne słowa czy akty mogą zaistnieć tylko przy zaciągniętych zasłonach, za zamkniętymi drzwiami – w umownym „dark roomie", czyli miejscu kojarzonym z perwersyjną, rozbuchaną erotyką, w którym tożsamości i oczekiwania społeczne spychane są na margines. Erotyczna gra pomiędzy bohaterami szybko przeistacza się jednak w próbę sił – pojedynek gladiatorów, w którym kochankowie walczą o władzę na śmierć i życie. Okazuje się, że granica pomiędzy seksem a przemocą jest niebezpiecznie cienka. Zamiast zaspokajać nawzajem swoje potrzeby, kochankowie kaleczą się słowem i gestem.

Aktorzy grają z widocznym zaangażowaniem, jednak niewiele są w stanie zrobić: napięcie zamiast gwałtownie rosnąć, utrzymuje się na stałym poziomie. Kolejne sceny zamiast wbijać widza w fotel zaczynają nużyć.

Twórcy spektaklu byli bardzo blisko sukcesu. Pogratulować im można odważnego wyboru tekstu, udało im się uniknąć taniej erotyki i wykreować intymną, niepokojącą przestrzeń. Niestety nieumiejętne budowanie napięcia spowodowało, że bomba napisana przez Harolda Pintera została zdetonowana zbyt szybko. Komedia zagrożenia w Teatrze Słowackiego wypadła przez to zbyt blisko komedii obyczajowej, zbyt blisko nudnego, mieszczańskiego teatru.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
1 marca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia