Komedia o tragedii

"Akompaniator" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Teatr Muzyczny Poznań

Teatr Muzyczny w Poznaniu ma za sobą kolejną w tym sezonie premierę. Tym razem nie jest to operetka ani musical, ale "Akompaniator" jak najbardziej zasługuje na miano spektaklu muzycznego.

Rzecz zaczyna się dosyć komicznie - przy dźwiękach "Vissi d'arte", czyli rozdzierającej arii Toski dumającej nad swym losem, tytułowy Akompaniator przygotowuje swoje codzienne stanowisko pracy: otwiera fortepian, poprawia stołek, z czeluści wytartej reklamówki wyciąga termos z herbatą. Cała sceneria utrzymana jest w tonacji sepii, jakby stanowiła ożywioną fotografię sprzed trzydziestu lat - magicznego odcinka czasu, którym za chwilę bohaterowie będą obrzucać się wzajemnie jak trucizną. Na pierwszy rzut oka i ucha rozdźwięk między Puccinim a obrazem aż boli. Niebawem jednak okaże się, że miłość i rozpacz, o jakich śpiewa Tosca, wcale tak daleko nie odbiegają od pozornie powszedniego dnia pracy, który za chwilę ma się rozpocząć w sali prób.

Tego typu muzycznych nawiązań w "Akompaniatorze" Anny Burzyńskiej jest więcej i stanowią trafioną siłę napędową spektaklu. Autorka w znakomity sposób nauczyła swoich bohaterów muzycznej mowy, skojarzeń i porównań, czyniąc z nich postacie bardzo wiarygodne. Doskonale operuje branżową nomenklaturą, ubarwiając tekst sporą ilością smaczków i dowcipów na różnych płaszczyznach - większość żartów jest zrozumiała nawet dla zupełnych laików, ale nie brakuje także niuansów, które docenią tylko głęboko wtajemniczeni koneserzy. I chociaż momentami humor bywa trochę tani, to twórcom przedstawienia udało się wprowadzić obecną na premierze publiczność w taki stan rozbawienia, kiedy uśmiech nie schodzi z twarzy, a głupawy nawet dowcip wywołuje salwę śmiechu.

Gdzieś pod tą osłoną absurdalnego nieraz żartu skrywa się historia zgoła niezabawna. Tytułowy bohater po owych trzydziestu latach rzemieślniczej, pozbawionej relacji współpracy, postanawia wyznać śpiewaczce miłość. Opowiada jej przy tym o swoich pragnieniach, co gorsza - już zaspokojonych. "Akompaniator" to oprawione w konkretne ramki studium uniwersalnego szaleństwa, do jakiego może doprowadzić uczucie żywiące się wyłącznie wyobraźnią. W reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza miłosna obsesja zostaje jednak tak skutecznie i z każdej możliwej strony obśmiana, że trochę brakuje już miejsca na refleksję.

Już od pierwszego wejścia na scenę Lucyna Winkel gra swoją postać jak urodzona diva - z charakterystyczną wyniosłością, przewrażliwieniem i łatwo uaktywniającym się poczuciem niedocenienia. W "Akompaniatorze" możemy podziwiać także efekty kilkumiesięcznej pracy, jaką wykonał wraz z aktorką Robert Nakoneczny, ukierunkowując jej głos w stronę klasycznego śpiewu operowego. Wspólnie osiągnęli ogromnie ważny walor, który fantastycznie dodaje przedstawieniu płynności i kolorytu. Z kolei oboje aktorzy - Lucyna Winkel i Wiesław Paprzycki - w całości zawładnęli sceną i widownią, z komediowym talentem kreując postacie tak barwne i opowieść tak zajmującą, że nawet delikatne dłużyzny tekstu nie rozproszyły uwagi słuchaczy.

Jest kilka elementów, które nieznacznie odstają pomysłem i wykonaniem od reszty, ale nie wpływają destrukcyjnie na spektakl. Pod pewnymi względami można było wyczuć, że twórcy starają się mówić do widza wielkimi, drukowanymi i niepotrzebnie czasem pogrubionymi literami. Taki na przykład jest wystrój sceny, przypominający prędzej składzik lub teatralny strych niż salę prób - przypadkowych fragmentów starożytnej scenografii ani drabin zwykle nie przechowuje się w pomieszczeniach służących artystom do ćwiczeń. Podobnie sprawa ma się z samą funkcją zawodową tytułowej postaci - bohater jest de facto korepetytorem, bo tak nazywa się pianistę przygotowującego śpiewaka do występów. Jeśli sam jednak - jak wielokrotnie podkreśla ze sceny - od trzydziestu lat gra, ale wypowiadane podczas prób słowa ograniczają się jedynie do podawania stron w partyturze, nic dziwnego, że właściwie nie biorąc udziału w kreowaniu ostatecznych efektów muzycznych, sam przed sobą umniejsza swą rolę. Bo zarówno w relacji między postaciami w sztuce, jak i w zawodzie muzyka, akompaniator zawsze pełni koniec końców rolę dalszego planu, czasem tylko tła. A tło, nawet to fascynujące, zawiłe i fantazyjne, zawsze pozostaje tłem.

Magdalena Lubocka
http://Kultura.poznan.pl
0

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...