Komedia o zrzucaniu ciuchów

"Kogut w rosole" - reż: Marek Gierszał - Krakowski Teatr Scena STU

Teatr Stu powinien przygotować się na zmasowany szturm krakowian, zwłaszcza płci żeńskiej, podekscytowanych myślą o zobaczeniu znanych aktorów kompletnie... nago. W dodatku wykonujących profesjonalny, męski striptiz, o którym marzą kobiety. Istnieje spora szansa, że przez kilka najbliższych sezonów "Kogut w rosole", najnowszy spektakl w reżyserii Marka Gierszała, będzie grany przy szczelnie wypełnionej sali

Jacy są współcześni mężczyźni? Faktycznie obowiązuje model męskości wykreowany przez media, wizerunek pewnego siebie macho funkcjonującego bez problemów, który trzyma cały świat pod butem? Czy  naprawdę po ziemi hasają tabuny samców alfa, perfekcyjnie przystosowanych do rzeczywistości?

Sztuka Samuela Jokica dostarcza argumentów przemawiających za tezą, że nie należy jednak ulegać takim społecznym stereotypom. „Kogut w rosole” to lekka, przyjemna, niepozbawiona smutnej refleksji opowieść o facetach z niedoskonałościami nie tylko fizycznymi, facetach z problemami, którzy czasami nie potrafią należycie ogarnąć swojego świata. Bywają śmieszni, ale i uroczy w swojej nieporadności.

Historia rozpoczyna się w pewnym obskurnym barze gdzieś na końcu świata, a może tylko Europy. Przesiadują w nim trzej przyjaciele - początek spektaklu zastał ich akurat podczas karczemnej awantury. Oczywiście, spór zostaje rozwiązany po męsku: trochę szarpaniny, trochę wyzwisk i na koniec piwo na zgodę. Wówczas można przyjrzeć się bliżej tym towarzyszom broni.

Dave (Tomasz Schimscheiner) to typowy szaławiła, lekkoduch, który nigdy nie traci rezonu. Z wdziękiem wiecznego chłopca snuje barwne projekty na przyszłość, choć realizacja każdego z nich przynosi nowy pakiet kłopotów i zmartwień. Tej beztroski oraz dystansu brakuje nerwowemu Larry’emu (Rafał Dziwisz) – generalnie nic mu się nie udaje. Ponadto zadręcza wszystkich wielokrotnie powtarzanymi dowcipami. Przyjaciół i widzów znacznie bardziej rozwesela Gordon (Kajetan Wolniewicz), który śmiertelnie boi się despotycznej małżonki, w związku z czym dopuszcza się wielu szachrajstw: od pół roku nie przyznaje się jej, że znalazł się "na bezrobociu".

Problemy z pracą, pieniędzmi i kobietami są wspólne im wszystkim. Dlatego pewnego dnia Dave wpada na kolejny genialny pomysł, w jaki sposób mogą szybko się wzbogacić. Proponuje kolegom założenie zespołu striptizerów o wymownej nazwie „Dzikie buhaje”. Z właściwą sobie werwą przystępuje do wcielania planu w życie, co wywołuje zupełnie naturalny sprzeciw ze strony samych zainteresowanych. Ostatecznie jednak zgłaszają akces do przedsięwzięcia, a składu dopełni Colin (Maurycy Polaski) – gej-narcyz, którego żywiołem jest scena – oraz Mustafa (Rafał Szumera) – nadzwyczaj urodziwy Czeczen nieznający innego języka poza własnym, potrafiący jednak całkiem nieźle tańczyć. Jak nietrudno się domyślić, szybko nakręca się spirala absurdalnych, niedorzecznych zdarzeń.

„Kogut w rosole” obnaża w krzywym zwierciadle męskie słabości, pozytywne i negatywne zachowania społeczne, stosunek do siebie i do innych, czyli wiele  cech związanych z płcią brzydką. Dlatego bohaterowie spektaklu namiętnie klną, zdradzają zamiłowanie do nadużywania niskoprocentowego alkoholu i wspólnie żalą się na swoje kobiety. Równie łatwo wdają się w rozmaite konflikty, jak i oczyszczają relacje między sobą (czasem za pomocą pięści). Jednak pojawia się poważny kłopot: każdy z nich bowiem musi na swój sposób zmierzyć się z własnym nieudacznictwem i niezaradnością życiową. Mężczyźni ofermy bywają piętnowani w kulturze, stąd bohaterowie „Koguta w rosole” chcą wreszcie udowodnić sobie i światu, że potrafią zachować się jak prawdziwi faceci. Tyle że zrzucenie ciuchów przed publicznością wcale nie jest takie proste...

Sztuka nie miałaby zapewne tak pozytywnego odbioru, gdyby nie starannie dobrana obsada. Aktorzy stworzyli barwne, niepowtarzalne postaci, przerysowane do granic do możliwości. Na pierwszy rzut oka widać komediowy dryg, umiejętność wykreowania bohaterów śmiesznych, a zarazem niebanalnych - nawet Dariusz Starczewski, którego nie można raczej zaliczyć do kategorii aktorów komediowych, dołożył wszelkich starań, by rozweselić publiczność jako wyjątkowo niezdarny uczestnik castingu.

Na pochwałę zasługuje przygotowanie kondycyjne aktorów. Formuła „Koguta w rosole” wymagała niezłej wprawy fizycznej, tym bardziej, że podczas długiego spektaklu (dwie i pół godziny wydaje się lekką przesadą) bohaterowie wykonywali także wyczerpujące układy choreograficzne. Finalny striptiz był zresztą gwoździem programu – grupa „Dzikie buhaje” stanęła na wysokości zadania i w rytm znanych, dyskotekowych przebojów wykonała zupełnie profesjonalny rozbierany taniec rozbierany. Tylko pogratulować odwagi aktorom, którzy w pewnym momencie już nie mają nic do ukrycia przed krakowską publicznością.

Mnie osobiście urzekł także Andrzej Róg. W pierwszej części spektaklu gra brudnego, zapuszczonego pijaczka z nieodłącznym piwem w ręce, który w najmniej odpowiednich momentach odzywa się niczym głos  z offu. Zadanie było o tyle trudniejsze, że Róg wypowiada bardzo mało kwestii, stąd musi grać właściwie wyłącznie wyglądem postaci.

Jednak najwięcej słów uznania należy kierować pod adresem Tomasza Schimscheinera, którego Dave był najbardziej barwną i najbardziej wieloznaczną postacią w sztuce. Schimscheiner umiejętnie powściągał wszelkie reakcje na niezliczone tarapaty, w jakie raz po raz wpadał jego bohater, a jednocześnie potrafił odegrać pełną emocji i ekspresji rolę menadżera striptizerskiej grupy.

Widownię zaskoczył także najstarszy z aktorskiego składu Kajetan Wolniewicz. Jego ekspresja w niczym nie ustępowała ekspresji młodszych i, wydawałoby się, znacznie sprawniejszych kolegów, a jego artystyczny wkład w budowanie spektaklu musi budzić szacunek.

 „Kogut w rosole” to świetnie wymyślona, wyreżyserowana i zagrana sztuka, pełniąca funkcje terapeutyczne, znakomicie nadająca się jako lekarstwo na szarość i monotonię nie tylko jesiennych dni. Widzowie gustujący w komediach będą rozbawieni do łez, natomiast ci bardziej wymagający mogą zgłosić zastrzeżenia dotyczące poziomu niektórych dowcipów i gagów. Nie zmienia to jednak w żadnej mierze faktu, że „Kogut w rosole” stał się nader oryginalną propozycją „menu” Teatru STU, w dodatku całkowicie skazaną na kasowy sukces.

Monika Wycykał
Dziennik Teatralny Katowice
12 października 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia