Koniec festiwalu

14. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Wczoraj na XIV Festiwalu Szekspirowskim pokazano "Sen nocy letniej" w reżyserii Oskarasa Korsunovasa, w niedzielę zobaczymy "Hamleta" spod tej samej reżyserskiej ręki (w gdyńskim Teatrze Muzycznym o 16)

Od wrażenia, jakie zrobi Korsunovas, będzie zależał smak całego festiwalu. Bo jak na razie jest to groch z kapustą. Styl i poziom przedstawień bywa najróżniejszy.

Bardzo smaczną niespodzianką okazał się czwartkowy spektakl "Króla Henryka VIII", przerobiony przez niemiecką aktorkę i reżyser Beę von Malchus na teatr jednego aktora. Z dramatu Szekspira tak naprawdę pozostała tylko historia kolejnych małżeństw jurnego angielskiego władcy. Reszta to całkiem nowy tekst, napisany pieprznym, luzackim slangiem. - Daliście sobie w palnik? - Czy jakoś tak witała na przykład widzów po przerwie. Mogę sobie wyobrazić, że Szekspirowi ten luz by się spodobał, w końcu on także pisał dla gawiedzi. A już na pewno spodobałoby mu się popisowe aktorstwo von Malchus. W pojedynkę odegrała ze dwadzieścia postaci, każdą obdarzając życiem.

Niby podobnie jest w monodramie "Wyobraźcie sobie", przygotowanym przez Andrzeja Seweryna dla krakowskiego Teatru im. Słowackiego. Seweryn wybrał mnóstwo szekspirowskich scenek, dialogów i monologów i odgrywa je jednym tchem. Publiczność wpadła w zachwyt dla tej aktorskiej wirtuozerii, ja nie. Seweryn stroi sobie przy okazji żarty z nowomodnego teatru brutalności i multimediów, gmera na przykład w spodniach, a potem obwąchuje sobie z upodobaniem dłoń, niby że na tym polega dziś teatr. No, może, czasem, ale swoim monodramem wybitny artysta sceny nie przekonał mnie, że teatr oparty na słowie i tradycyjnym aktorstwie, nawet tak wysokiej próby, jest z definicji lepszy.

Choć oczywiście efekt wykorzystywania nowych mediów na scenie bywa rozmaity. Dowodem oczekiwany na festiwalu z dużym zainteresowaniem "Makbet Remix", przygotowany przez Roberta Florczaka, nasza trójmiejska produkcja. Jest w tym przedstawieniu ileś rzeczywiście bardzo efektownych, plastycznych scen, ale nawet konwencja gry komputerowej nie usprawiedliwia, moim zdaniem, tego, że w materię dramatu Szekspira wchodzi się tu co najwyżej po kostki. A trójmiejscy tancerze, spętani pomysłem dodawania czegoś ruchem do dialogów z taśmy, poza Bożeną Eltermann jako Lady Makbet, przypominali bardziej awatary niż szekspirowskie postaci.

Za to "Sen nocy letniej", wyreżyserowany przez Monikę Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu mógł wprawić w osłupienie skumulowaniem brutalności i zagęszczeniem filmowych projekcji. W tym zaplanowanym chaosie przebijało jednak wyraźnie pytanie o możliwość oczyszczenia człowieka dzięki sztuce. Z pokazanych na festiwalu polskich spektakli, konkurujących o nagrodę "Złotego Yoricka", "Sen nocy letniej" Pęcikiewicz przemówił do mnie najmocniej.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
9 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia