Koniec jest w słowach

"Hermeneia" - reż. Tomasz Bazan - Teatr Praga w Warszawie

Tomasz Bazan to tancerz i choreograf, którego ambiwalentna miłość do języka i literatury zaczyna przejawiać znamiona obsesji. Jego ostatnia premiera w Teatrze Praga to zapis zmagań z tą trudną miłością. Spektakl udany, odmienny, ciężki jak ołów i piękny

"Hermeneia" to wyzwanie dla widza, który staje się obserwatorem chorej relacji matki, syna i jego kochanki. Wizyta w wąskim horyzoncie mikrospołeczności nie wszystkim się podoba. W świetle kilkunastu reflektorów skierowanych wprost na publiczność historia staje się zbyt namacalna. Z napiętej sytuacji nie ma wyjścia. Widownia przejmuje paranoję od postaci. Zwrot w twórczości Tomasza Bazana w kierunku literatury zaowocował specyficznym ujęciem języka, naznaczonym seksualną obsesją, resentymentem i bólem. Bazan każe swym postaciom mówić i tym mówieniem nawzajem się zadręczać. Krzywda i krzywdzenie wydają się naczelnymi zasadami współżycia w świecie "Hermenei". Duszną atmosferę przełamuje wejście na scenę Anity Wach. Pierwszemu pojawieniu się jednej z najlepszych polskich tancerek towarzyszy zmiana świateł - z horyzontalnych na wertykalne, z gorącej bieli na zimny błękit - i wejście w muzyczny trans. Taniec momentalnie odbiera słowom ich powagę. Ruch ciała to stan bliższy prawdzie niż mówienie, uczy nieufności wobec gorących zapewnień i wyznań, gorzkich wyrzutów i oskarżeń. Ma w sobie coś pierwotnego, mimo że Anita Wach tańczy z piekielną precyzją. Na gruncie teatru ruchu spektakl odzyskuje swą utraconą w dramaturgii pełnię. Wychodzi poza fizykę egoistycznych relacji międzyludzkich, budując coś na kształt metafizyki tańca. 

Młody stypendysta Ministra Kultury, związany z ośrodkiem w Lublinie, może sobie pozwolić w Warszawie na eksperymentowanie, wypracowywanie własnego języka i tworzenie świata osobnego. Tam materia słowa i energia ruchu są przejawami tej samej siły. Ich związek jest naturalny i bezpretensjonalny. Wydaje się, że każda próba czysto intelektualnego osądu "Hermenei" jest z góry skazana na niepowodzenie. Odbiorca musi wyjść z klatki słów, czyli dokonać tego samego aktu, co twórcy spektaklu. Pójść po ich krokach nie jest jednak łatwo. "Hermeneia" to intymna opowieść, której węzły zostały rozrzucone bardzo szeroko - między literaturę piękną, performance, filzofię ciała i antropologię.

Kilka słów należy się aktorom. Gdyby nie charyzma Justyny Wasilewskiej, długie intro zaczerpnięte z twórczości Virginii Woolf mogło by okazać się ponad siły przeciętnego widza. Gdyby nie talent Piotra Trojana, magnetyzująca postać syna straciłaby wiele ze swej wieloznaczności. Gdyby nie doświadczenie Ewy Pająk, relacja matki z synem łatwo osunęłaby się w nużącą telenowelę. Gdyby nie zaangażowanie i skupienie Natalii Kality, nie udałoby się wprost pokazać, że w słowach kryje się koniec świata, który gotujemy sami sobie.

Po premierze słychać było głosy, że "Hermeneia" to dzieło zbyt pesymistyczne. W Warszawie, gdzie aktorzy ze scen mrugają co chwila do publiczności, spektakl bez podobnych tików głowy może rzeczywiście wydać się smutny... Lecz ironia la Varsovie odchodzi do lamusa. "Hermeneia" ma powagę "T.E.O.R.E.M.A.T.U." i jest równie przemyślana. Inaczej jednak niż u Jarzyny, nadzieja nie kryje się w przybyciu gościa (Mesjasza, Antychrysta czy po prostu rozumiejącego kochanka), ale ma charakter strukturalny. Taniec staje się przewodnikiem po językowych labiryntach umysłów Woolf, Becketta i Pintera. To danse macabre, ale i nieskończona próba życia, próba spełnienia się w człowieczeństwie. Nadzieją na ucieczkę z martwego świata, jaki znamy, jest oddanie się sztuce.

Radosław Mirski
Teatr Maat online
10 czerwca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...