Koniec świata w Zabrzu

"Miłobójcy" - 12. Festiwal Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość Przedstawiona

28 października był zwieńczeniem dwunastej edycji Festiwalu, jak i w ogóle dwunastu lat ciężkiej pracy.

FDW jest tworzony przez Teatr Nowy oraz Miasto Zabrze. Współpraca przynosi bardzo korzystne wyniki dla jednej oraz drugiej strony. Teatr cały czas pracuje nad swoim wizerunkiem, publicznością (tworzeniem i dopracowywaniem stałej widowni, co jest bardzo ważne dla każdej tego rodzaju instytucji) oraz otwartością na nowości. Natomiast miasto pokazuje swoją kulturalna stronę. Jak sama Prezydent Miasta zaznaczyła, miała wrażenie, że Zabrze przez dziewięć dni trwania FDW po prostu żyło teatrem. Jak to na zakończeniach bywa nie mogło się odbyć bez kwiatów, podziękowań i obietnic. Jednak co ważne w „oficjałkach" było to słowa, które padły w stronę osób zaangażowanych w tworzenie kolejnych wieczorów festiwalowych w Teatrze i poza nim, warsztatów, pokazów filmowych i wszystkiego tego, co było w planie. Na scenie spotkała się szefowa działu technicznego i główna księgowa. Zostali przywołani po kwiaty i serdeczny uścisk dłoni dyrektora Jerzego Makseolna ci, bez których festiwal nie miał by racji bytu. Te kilka sekund i brawa są ważnym oddechem i mobilizacją dla wymienionych, a swoją drogą idzie fakt, że został zapowiedziany początek prac nad kolejną edycją...

Ogólnie FDW ma za cel przedstawianie dramaturgii współczesnej, polskiej oraz zagranicznej, która powstała po 1989. W tym roku zostało w programie umieszczonych piętnaście spektakli, które startowały w konkursie. Była okazja zobaczyć spektakle teatrów od częstochowskiego Mickiewicza, przez krakowskiego Słowackiego po zielonogórski Teatr Lubuski z Marcinem Liberą na czele. Również kilkoma spektaklami zaszczyciły swoją obecnością teatry miasta stołecznego. Werdykt, z których można i należy dyskutować ukaże się kilka linijek niżej.

Zamknięciu towarzyszył spektakl Lecha Mackiewicza „Miłobójcy, czyli koniec świata w Zabrzu". Jest to przedstawienie Teatru Nowego. Dosyć zaskakujący wybór, nieoczywisty. Pożegnanie dokonało się na mocno śląską charakterystyczną nutę. Dla osoby spoza Śląska spektakl mógł wywołać mieszane uczucia. Oto została przedstawiona rzeczywistość miasta Zabrze, gdzie fikcyjne historie mają miejsce. Po spektaklu ma się wrażenie, jakby spędziło się kilka godzin w górniczym barze czy na osiedlu obok kopalni. Odegrane niesamowite historie, problemy (brak pracy, zdrada) i problemy (do którego zakładu fryzjerskiego iść; pasemka czy „balejaż"?) idealnie pasują do plastikowych krzesełek, tanich i szybko rozwalających się na małe kawałeczki. Na scenie przedstawiony jest główny motyw spajający lokalną społeczność (Klementyna i jej miłość do Kamila, obcego) oraz osobiste dramaty tkwiące między parami tworzącymi ową grupę. Język spektaklu – można usłyszeć wszystko. Mieszają się wulgaryzmy z niemieckimi słówkami i śląską gwarą. Ludzie, którzy przeszli przez szemrane, szare, kopalniane czy hutnicze dzielnice śląskich miast nie będą zaskoczeni żadnym kolejnym dialogiem. Bo albo coś takiego słyszeli, albo sami tak mówią. Reklama zaprasza na spektakl, gdzie łzy mieszają się ze śmiechem. Jest trochę racji. Sądzę, że dla dobrego PR nie dodano, że przewaga jest łez i chęci szybkiego wyjścia z teatru.

Agnieszka Niewdana
Dziennik Teatralny Katowice
5 listopada 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia