Kontra, kontra i jeszcze raz kontra

"Lipiec" - 3. Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

Kurtyna, mikrofon, światła i ona - Karolina Gruszka. Reszta jest zbędna, pojawia się tylko epizodycznie, epizodycznie też pozostaje w pamięci. Kontrom nie ma końca. Aktorka wciela się, a w zasadzie to występuje w roli 63-letniego seryjnego zabójcy-ludożercy. Wątła postura, delikatna uroda nawet w najmniejszym stopniu nie przystaje do krwiożerczej pełnej fekaliów opowieści, którą aktorka artykułuje ze sceny. Melodyjnie opowiada o tym, jak zjada psa i przebija nożem cudze gardło. Przy weselno-biesiadnym akompaniamencie płynnie z gracją i nie zaburzając rytmu prowadzi nas po makabrycznych wizjach popełnionych zabójstw. Jest piękna, subtelna, ale zarazem stanowcza. W wieczorowej sukni i męskiej marynarce wyśpiewuje nam recytując i recytuje wyśpiewując dramat Iwana Wyrypajewa "Lipiec".

Gra aktorska nie jest w tym spektaklu jednoznaczna z wcielaniem się w rolę. To jest bardziej występowanie w roli, prezentowanie jej na scenie. Powierzchowność jest jedną z wielu kontr, na których opiera swój spektakl reżyser. Forma nieustannie przeciwstawia się treści. Gruszka nie mówi niskim tonem, nie ma domalowanych wąsów i nie sili się na stereotypowe, męskie gesty. Nie próbuje na siłę i na potrzeby reżyserskiej koncepcji stać się na scenie mężczyzną. Napisany przez Wyrypajewa tekst wypowiada bardzo emocjonalnie, momentami z przesadną teatralną egzaltacją, tyle, że te emocje mają niewiele wspólnego z wyłaniającą się z monologu treścią. Ona ją wyśpiewuje, nieustannie rytmizuje, poetyzuje, podporządkowuje konwencji solowego koncertu muzycznej diwy sprzed lat. Monolog aktorki to produkcja muzyczności, która stanowi kolejną kontrę, tym razem wobec muzyki pojawiającej się w niektórych momentach z offu. Z jednej strony mamy więc popis wokalnych i estradowych umiejętności, przywodzących na myśl piosenkę aktorską (to wszystko jest możliwe tylko w momencie, kiedy zapomnimy o dochodzącym ze sceny tekście), z drugiej zaś weselno-dansingowy, powielający się motyw muzyczny. 

Gruszka spaja słowa w muzyczne partytury, które bez przerwy atakują percepcję widza. Przyjemnie bowiem jest tylko na początku, z czasem umuzyczniony monolog zaczyna uwierać, zmuszać do skupienia się na tekście, skoro narzucona forma jest nam już tak doskonale znana. A tekst jest wstrząsający, niepozbawiony czarnego humoru i wszechobecnej ironii. Poprzez brak zaangażowania Gruszki w rolę akcja dramatu rozgrywa się tylko i wyłącznie na poziomie wyobraźni widza. Aktorka prawie wcale się nie rusza, czasem jedynie zmienia pozycję i ustawia się do widza bokiem, przemieszcza w głąb sceny, pije wodę i raz tylko w ciągu całego spektaklu zmienia sukienkę. Wspomaga ją nieustająca gra świateł i nieodłączny atrybut - mikrofon. Przedmiot, który poprzez swe właściwości intensyfikuje charakter monologu-spowiedzi. Po raz kolejny dochodzi do konfrontacji. Tym razem intymności przejawiającej się w uszczegółowionych opisach zbrodni ze scenicznym ekshibicjonizmem, charakterystycznym dla występów koncertowych. 

Całość przyjmuje więc bardziej formę pokazu talentu aniżeli gry aktorskiej (rozumianej jako utożsamianie się z graną postacią). Próbę wykonania pewnego cyklu warsztatowych umiejętności (prezentowanych przez Gruszkę na najwyższym poziomie), a nie spsychologizowanemu wcieleniu się w rolę. Ten gestyczno-muzyczny koncert to aktorski majstersztyk, reżyserska prostota (w dobrym tego słowa znaczeniu) i dramaturgiczna konsekwencja. Mimo że zasady, które na samym początku przedstawia nam Wyrypajew są w trakcie całego spektaklu takie same, forma pozostaje niezmienna przez co bardzo przewidywalna, przedstawienie nie nuży, wręcz przeciwnie, sprowadza zainteresowanie widza na inne poziomy scenicznej rzeczywistości.

Magda Jasińska
Dziennik Teatralny Kraków
6 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...