Kontrolowany egzystencjalizm

"Wyciemnienie" - reż. Jerzy Wójcicki - Teatr Miniatura w Gdańsku

Edyta Janusz Ehrlich i Wioleta Karpowicz podjęły się na Scenie Kameralnej Teatru Miniatura w Gdańsku wystawić spektakl egzystencjalny z mniejszym i większym nawiązaniem do "Końcówki" Samuela Becketta. Powiązania najczęściej nieskomplikowane, z dozą genderu i teatru skomunikowanego bezpośredniością z widzami. Nie było zaskoczenia ani przekroczeń. Pełna przewidywalność działań scenicznych

Dlaczego w Trójmieście jest takie zapotrzebowanie na Becketta? Festiwale, spektakle, panele dyskusyjne to stały motyw teatralnego i literackiego życia na Wybrzeżu. Zupełnie jakby jedyną opcją na powszechny konsumpcjonizm była mroczna strona egzystencjalizmu, skupiona na braku więzi i oddziaływań międzyludzkich, z finałowym stwierdzeniem: jakie życie beznadziejne jest, każdy widzi. To nic, że życie przynieść może różne rozwiązania, także szczęśliwe, tym bardziej szczęśliwe, ile człowiek sam się postara. A u Becketta jest akceptacja marazmu (bierności jak ktoś woli), jest zgoda na kultywowanie przyzwyczajeń i aplikowanie sobie lęków innych osób, oczywiście wszystko skrajnie pesymistyczne. Samotność podana jako danie główne bez przystawek, bez wyboru na cokolwiek innego.

Reżyser „Wyciemnienia”, Jerzy Wójcicki, postanowił na scenie umieścić dwie dojrzałe kobiety, Edytę (Edytę Janusz Ehrlich) i Wiolkę (Wioletę Karpowicz), które próbują dość ze sobą do ładu poprzez „odbicie” jedna w drugiej ( z wykorzystaniem kamery ).  Widz czasami traci poczucie, kto jest kim, bo zachowania postaci stają się niemal identyczne, a czasem zupełnie rozbieżne, raz dążąc do pełnej identyfikacji intelektualnej, raz chcąc wyraźnie zaznaczyć swój profil. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że to sobowtóry, które przemiennie poddawane są „obróbce” egzystencjalnej. Postaci nie skowyczą z bólu, krzyczą zaledwie, forsując swoją filozofię życiową. Obie kobiety zawieszone są w czasie, przestrzeń również nie wpisuje ich w konkretną rzeczywistość. Są wyjęte poza nawias rodzinny, społeczny i religijny. Wiolka mocniej niż Edyta wypowiada się o świecie, daje się nieść swoim emocjom i zdecydowanie głosi sądy. Umie podjąć trud empatii, jednak nie trwa w nim długo, wracając przed swoją ścianę, w którą się tylko wpatruje. Edyta jest „bardziej oswojona”, ma ładną sukienkę, kokardkę, umie mówić składnie, wyraźnie skupiając się od czasu do czasu na piękniejszej stronie życia. Ma momenty, kiedy i ona się poddaje, zmęczona przekonywaniem głównie siebie, że warto mieć nadzieję.

Reżyser nie podjął dyskusji o współczesnych przejawach samotności. Zaproponował proste omówienie problemów egzystencjalnych dwóch kobiet, których połączył los, widz nie do końca wie, w jakim stopniu i kontekście, a które próbują zerwać te więzy znajomości czy zażyłości. Przepychają się raczej niż „zrywają ze sobą”, dlatego nikogo nie przekonują, że realnie przeżywają problem. Miałam wrażenie powierzchniowego unoszenia się przez reżysera w sferze psychologizujących interpretacji zachowań ludzkich. Zabrakło pazura, gestu na miarę oswojonego scenicznie cierpienia, które staje się do strawienia, intelektualnie oczywiście. Zastrzeżenia budzi więc przede wszystkim brak pomysłu. Edyta Janusz Ehrlich zagrała przekonywująco, wpisując swoją postać do grona nieco zakompleksionych i wycofanych dziewczyn, które wciąż marzą i gonią za miłością, nie są jednak zdolne jej się poddać. Ehrlich po raz kolejny udowodniła, że ma wyczucie dramaturgiczne i z wielką uważnością podchodzi do interakcji scenicznej, stopniując przy tym napięcie gestem. Aktorka prowadzi postać spokojnie i pewnie, inaczej niż Wioleta Karpowicz. Wiolka przedstawiona jako pełna chaosu dziewczyna, która nie doświadczyła chyba niczego trudnego w życiu, a która miota się z własnymi wyobrażeniami o świecie i sobie samej. Ma skłonności do wybuchowych reakcji niekiedy przybierających postać napadów szału. Karpowicz nie przekonuje, zbyt kurczowo trzymając się wszelkiej poprawności.

To dobry znak, że aktorki kojarzone z teatrem dla dzieci konfrontują się publicznie z repertuarem wymagającym innego rodzaju skupienia niż w teatrze dziecięcym. Edyta Janusz Ehrlich i Wioleta Karpowicz mają przecież na swoim koncie udane monodramy na offowej scenie Trójmiasta, co dowodzi, że tkwią w nich pokłady ambicji niezbędnej w tym zawodzie także po to, aby  osiągnąć satysfakcję. „Wyciemnienie” jest ambitną propozycją aktorek związanych z Teatrem Miniatura, ja czekam na więcej, bo że to więcej będzie, jestem pewna.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
18 czerwca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia