Kosmiczne rozgrywki z kambuzelami w tle

"Bajki robotów" - reż. Romuald Wicza-Pokojski - Teatr Miniatura w Gdańsku

Każdy człowiek ma swoje światy zamknięte, gdzie o wpływy walczą rozum i czucie, wzmocnione potrzebą konfabulacji oraz zrozumienia. Romuald Wicza-Pokojski zaproponował Lemowski kosmos robotyki ożywionej, którą natchnął bogactwem form, sprowadzając interpretację do moralnych praw i prawd. Świat Wiczy nabrał ludzkiej wsobności, złaknionjej konfrontacji, niespodzianek oraz wyjątkowości. "Bajki robotów" w Teatrze Miniatura to popis scenograficznych i scenicznych pomysłów, czerpiących z praźródła niekończącej się zabawy.

Spektakl składa się z sześciu opowieści, które mają swoich narratorów i bohaterów, zaczerpniętych z siedmiu bajek. Stałymi "rozgrywającymi" są Trurl i Klapaucjusz, prezentujący swobodnie swe rozmaite potrzeby czy pomysły, od pierwszego ujawnienia zyskują sympatię publiczności. Roboty sterowane zdalnie przez aktorów, reagowały po ludzku w sytuacjach zagrożenia, rozmarzenia czy pobudzenia uczuciowego. Nadano im ponadczasową złożoność podważającą jakąkolwiek niechęć do mechatronicznych konstrukcji. Dwa roboty przemierzają pozaziemskie przestrzenie, próbując zapanować nad konfliktową naturą kosmogenicznego świata. Stają się bohaterami, gdy udaje im się ocalić dwa królestwa od zagłady, ratują świat przed spustoszeniem przez maszynę, która dostała zadanie zrobienia "niczego". Stają na wysokości zadania, kiedy doprowadzają króla Globaresa do śmiechu, ocalając przy tym własne "życie". Każda z opowiedzianych historii ma swoje miejsce w zbiorach "Bajki robotów" i "Cyberiada" Stanisława Lema, choć więcej w Miniaturze moralistyki, "skazującej" odbiorców na dokonywanie tylko słusznych wyborów.

Wicza-Pokojski przekazuje widzowi prawdę, że tylko miłość jest w stanie wyzwolić moce w kontakcie ze złym i nieuporządkowanym światem. Odmienność form i kształtów jest do zaakceptowania o tyle, o ile może być pożyteczna. Skomplikowanie świata nie jest wcale takie wyrafinowane, większość materii da się przekształcić, zastapić albo "przekonać" do współpracy. A zabawa w ciągłe podważanie stereotypów co do formy i ról trwa przez cały spektakl. Aktorzy zainspirowani jedną opowieścią, konstruują następną, aby uprzyjemnić sobie i widzom czas. Z tego też powodu "wciągają" widzów do interakcji poetyckiej, dając możliwość "złapania" ulotnego słowa, które ostatecznie zostanie wrzucone do "powietrznego miksera", co nawiązywało do genezy opowieści o Elektrobałcie, łączącym w jedno poezję klasyczną i awangardową. Aktorzy dają też widzom możliwość wymyślania słów, uwzględniając słowa "rzadkie" w kulturalnym obyciu werbalnym.

Wiele scen zasługuje na wyróżnienie ze względu na jakość wizualną. Mnie szczególnie przypadła do gustu zabawa z watą cukrową, służącą do budowania czy nazywania wymyślnych "zlepów". Ciekawie wypadła opowieść o trzech elektrorycerzach w krainie Kryonidów, ponieważ ich zmagania były równie wciągające, co struktura i świetlistość samych rycerzy; szczególnie Kwarcowy pięknie iluminował. Wizualnie sprawdziła się opowieść o planetoidach i kosmosie (przy okazji należy wspomnieć, że nazwiskiem Lema nazwana została planetoida 3836 czy pierwszy polski sztuczny satelita), kiedy posłużono się pianką do ciasta, aby na rozłożonej folii pokazać umownie, jaki jest Układ Słoneczny. Czarował wzrok i słuch theremin, instrument mający niezwykłą zdolność generowania prostych harmonicznie dźwięków, których częstotliwość zmieniana jest ruchem ręki. Zresztą sama muzyka skomponowana przez Andrzeja Smolika, dwukrotnego laureata Fryderyka w kategorii "Kompozytor", to przykład synergii tekstu i dźwięków, co zdarza się, kiedy autor muzyki fascynuje się gatunkiem literackim czy samą treścią spektaklu. Można więc przypuszczać, że sam Smoilk "ugrzązł" pięknie w literaturze science fiction, co zaowocowało tajemniczą złożonością poszczególnych kompozycji.
Spektakl według założenia teatru przeznaczony dla dzieci od szóstego roku życia może okazać się dla takich maluchów za trudny, a dla dwunastolatków, którzy mają "Bajki robotów" w kanonie lektur uzupełniających - zbyt oczywisty. Trudność polega przede wszystkim na kumulowaniu treści obfitującej w wymyślne słowa, co łatwo umyka nawet widzowi skoncentrowanemu. Znakomita literatura Stanisława Lema przegrywa konkurencję z wielobarwną "kanonadą" atrakcji. Brak napięcia dramaturgicznego wpływa na to, że widz, początkowo zaskoczony nagromadzeniem atrakcji wizualnych, traci uważność. Dlatego też drugi akt wydaje się mniej dynamiczny, a poprzez interakcję z publicznością, traci zupełnie impet.
Baśniowe murkwie, kambuzele, gryzmaki i pćmy pobudzają wyobraźnię, a widz otrzymuje silną dawkę plastycznego teatru. Wszyscy aktorzy: Wioleta Karpowicz, Anna Makowska-Kowalczyk, Piotr Srebrowski i Krystian Wieczyński energetycznie utrzymują poszczególne zdarzenia na poziomie radosnego spotkania z widzem. Spektakl może stać się hitem, jednak do poprawy nadają się tempo i literackie wartościowanie.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
4 czerwca 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia