Koszmar odpowiedzialności

"Błądząc" - reż. Eweliny Kaufmann - Teatr La M.ort w Warszawie.

Istotą teatru minimalistycznego jest zwrócenie uwagi na szczegół. Rezygnacja z wyszukanej dekoracji i kostiumów powinna nieść ze sobą decyzję o dopracowaniu pozostałych aspektów widowiska. Aspekt finansowy schodzi na dalszy plan, w momencie gdy aktorzy są dobrze poprowadzeni.

Tworzenie spektaklu w takiej stylistyce jest jak balansowanie na linie. Tym bardziej cieszy przedstawienie Teatru La. M.ort. Reżyserka Ewelina Kaufmann oparła się na motywach dramatów Becketta i Maeterlincka. Scenariusz "Błądząc" trudno byłoby nazwać pastiszem, ale wiele wskazuje na wyraźne inspiracje wspomnianymi autorami.

Sam punkt wyjścia przypomina "Ślepców". Pięć postaci stoi w mroku. Scenografię stanowi jedynie niewysoki podest w kształcie kwadratu. Aktorzy noszą białe kostiumy, które mogą pośrednio sugerować, że właśnie uciekli ze szpitala. Platforma staje się de facto więzieniem, z którego nie można uciec. Rampa wyznacza jednocześnie granice przestrzeni w której można działać. Postacie nie przypominają ślepych z obrazów Brueghla. Wprost przeciwnie, są oni całkowicie sprawni fizycznie. Nie mają jednak pojęcia, jak się wydostać z matni. Nie wiedzą nawet, skąd się w niej wzięli. Przypominają w tym bohaterów filmu "Cube" Vincenco Nataliego. Anna Grycewicz niczym mim przesuwa dłońmi po niewidzialnej ścianie, oddzielającej aktorów od widowni. Niewątpliwym osiągnięciem twórców jest stworzenie specyficznej atmosfery. Wrogiem znajdujących się na podeście stają się także dźwięk i światło. Przeciągłe piski i trzaski towarzyszą nagłym zaciemnieniom. Jeśli przyrównamy postaci z "Błądząc" do rozbitków z "Tratwy Meduzy" Gericault, to pojawia się jedna zasadnicza różnica. Na obrazie Francuza ofiary zwracają się w stronę widocznego na horyzoncie okrętu. Gdzie mają się obrócić ,,więźniowie" Kaufmann?

Reżyserka tworzy alegorię. Trzej mężczyźni i dwie kobiety stanowią odbicie ludzkiej jednostki, targanej sprzecznościami i wątpliwościami. Przez całe przedstawienie przewijają się jak mantra frazy: ,,czekamy", ,,nic się nie dzieje". Transcendencji w "Błądząc" najbliżej jest do wizji gnostyckiej. Tylko okrutny Bóg mógł zostawić swoje dzieło stworzenia na pastwę losu. Czy jednostka może coś zmienić w okrutnym wszechświecie? Padają okrzyki: ,,idźmy gdzieś", ,,odezwijcie się". Ale żadne działanie nie ma w tej rzeczywistości racji bytu. Wszystko zatrzymuje się w słowach. Uwięzieni potrafią reagować tylko przemocą wobec samych siebie. Świetnie pokazuje to scena z ciuciubabką. Wygląda ona dość ironicznie w przedstawieniu, które sięga po wątki "Ślepców" Wspólna zabawa kończy się przepychaniem i brutalnym upokorzeniem. Kaufmann pyta o ludzką zdolność do działania, a więc i do podjęcia odpowiedzialności za swoje czyny. Czy potrafimy być tylko autodestrukcyjni?

Nie ma w widowisku spójnych osobowości i kreacji. W "Ślepcach" Maeterlincka postacie księdza i dziecka nic nie mówiły. Były jednak ważnym punktem odniesienia dla pozbawionej własnej tożsamości ciżby niewidomych. Scenariusz Eweliny Kaufmann jest pełen ciekawych odniesień. Niestety ten tekst ma jedną, zasadniczą wadę. Brakuje mu dramaturgicznego napięcia. Wobec braku suspensu aktorzy nie mają szans na interakcje, które pozwoliłyby doszlifować charakterologię swoich kreacji. Można brak tożsamości postaci tłumaczyć koncepcją widowiska, ale to byłoby raczej usprawiedliwianie. Próby stworzenia silnej sylwetki podejmuje się Rafał Szałajko. Zaznacza on swoją obecność na scenie gestami i głosem pełnymi ekspresji. Unika jednak niepotrzebnego krzykactwa. Warto jeszcze wyróżnić Milenę Suszyńską. Młodziutka aktorka stara się stworzyć osobowość delikatnej neurotyczki. Operuje głębokim głosem, który płynie do uszu widzów w wołaniu: ,,jesteśmy od siebie tak daleko". Grający posługują się gestykulacją, którą zakreślają niejako przestrzeń dookoła siebie. Co ciekawe, aktorzy są często rozstawiani geometrycznie, wzdłuż przekątnych kwadratowego pomostu.

Bohaterowie "Błądząc" zwracają się cały czas do widza. Robią to przez nawoływania, a także przez nieudane próby przebicia niewidzialnych ,,ścian" wyrastających znad podestu. Brak komunikacji i zrozumienia między zrozpaczonymi samotnikami ma przekładać się na konflikty międzyludzkie. Przenośnia to banalna, ale świadczy o udanych próbach stworzenia wieloznaczności. Kameralne widowisko traktuje w dużej mierze o śmierci. Brak zdolności do empatii przekłada się w końcu na powolne umieranie ludzkiej wrażliwości. Kaufmann poświęca swoje przedstawienie ,,pamięci Ani". Odnosząc się z szacunkiem do tej dedykacji, można zrozumieć pesymizm inscenizatorki. Przekaz "Błądząc" jest głęboki, choć nie wybrzmiewa w pełni przez uproszczenia w realizacji. Sam pomysł zasługuje na uwagę. Zwłaszcza że twórcy unikają taniego moralizatorstwa. I przypominają o mających na nas wpływ imponderabiliach. Ku przestrodze.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
29 października 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia