Krakowska sześćdziesięciolatka

o jubileuszu Opery Krakowskiej

Opera Krakowska przygotowywała się do swojego święta długo i starannie. Zadbano o to, by cały bieżący sezon artystyczny zapadł w pamięć melomanów, by dobrze świadczył o poziomie wszystkich zespołów instytucji, aby dowiódł jej wszechstronności o jubileuszowym sezonie Opery Krakowskiej pisze Anna Woźniakowska w miesięczniku Kraków.

13 października 1954 roku w krakowskim Domu Żołnierza przy ul. Lubicz 48 odbyła się premiera "Rigoletta" Giuseppe Verdiego przy gotowana przez Krakowskie Towarzystwo Operowe. Ta organizacja zrzeszająca miłośników sztuki operowej, kierowana przez Tadeusza Krzemińskiego (ówczesnego dyrektora Państwowej Filharmonii Krakowskiej), poczynała sobie bardzo energicznie. Przed "Rigolettem" pod jej auspicjami wystawiono "Toscę" i "Madame Butterfly", ale to właśnie październikowa premiera stała się przełomem w długiej i skomplikowanej historii opery pod Wawelem. Po raz pierwszy bowiem spektakl przygotowano miejscowymi siłami, bez udziału solistów z innych miast. Na scenie stanęli w większości młodzi absolwenci lub studenci Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie (późniejszej Akademii Muzycznej), batutę dzierżył Jerzy Katlewicz, również absolwent krakowskiej uczelni, w kanale orkiestrowym zasiedli krakowscy muzycy. Także realizatorzy spektaklu byli dobrze zakorzenieni w Krakowie. Jedynie kreatorka partii Gildy, Jadwiga Romańska, była importowana z Katowic, ale i ona wkrótce stała się obywatelką podwawelskiego grodu.

W tym samym roku zawiązała się w Krakowie także inna organizacja - Towarzystwo Przyjaciół Teatru Muzycznego z Jerzym Gertem, założycielem i dyrektorem Orkiestry i Chóru Polskiego Radia na czele. W kręgu zainteresowań Towarzystwa znalazła się operetka. 19 grudnia 1954 roku, również w Domu Żołnierza, wystawiono "Hrabinę Maricę" Kalmana. I tu większość wykonawców rekrutowała się z krakowskiego środowiska artystycznego. I podobnie jak w operze, wyjątkiem była primadonna. Iwona Borowicka przyjechała do Krakowa z Łodzi, ale nigdy już naszego miasta nie opuściła.

11 października 2014 roku w tym samym miejscu, czyli przy ul. Lubicz 48, ale w nowym, wybudowanym przed sześcioma laty gmachu, Opera Krakowska, potomkini tamtych dwóch scen muzycznych, uroczystym koncertem rozpoczęła obchody swego sześćdziesięciolecia. Burzliwe to były lata, czas rozkwitu i upadków, walki o samo prawo do istnienia teatru bez własnej siedziby i ogólnopolskiej sławy. Fortuna toczyła się kołem, zmieniali się dyrektorzy. Niezmienne pozostawało jedno: uparta chęć wszystkich bez wyjątku pracowników instytucji, by pod Wawelem istniał dobry teatr muzyczny. Czasem ich starania wydawały się istną donkiszoterią, ale owoców tych starań nie sposób było lekceważyć. To dzięki nim wszystkim, przez sześćdziesiąt lat walczącym o coraz wyższy poziom kolejnych spektakli, możliwy był obecny jubileusz.

Opera Krakowska przygotowywała się do swojego święta długo i starannie. Zadbano o to, by cały bieżący sezon artystyczny zapadł w pamięć melomanów, by dobrze świadczył o poziomie wszystkich zespołów instytucji, aby dowiódł jej wszechstronności. Jubileuszowy sezon zainaugurowano premierą "Mefistofelesa"[na zdjęciu] Arriga Boito. Powstałe przed blisko stu pięćdziesięcioma laty dzieło chyba nie było dotąd w Krakowie prezentowane. Z pewnością nie gościło na krakowskiej scenie w ciągu minionych siedemdziesięciu lat. Sięgnięcie po tę właśnie pozycję jest znaczące w historii Opery Krakowskiej. Po pierwsze, potwierdza że pojawianie się w jej repertuarze dzieł wykraczających poza obiegowy zestaw kilkunastu oper romantycznych staje się stałą praktyką instytucji (przypomnę wcześniejsze premiery "Ariadny na Naxos" Richarda Straussa i "Miłości do trzech pomarańczy" Prokofiewa). Opera Krakowska wie, że melomani jej ufają, że przyjdą obejrzeć nawet nieznany im spektakl, bo wiedzą, że przy ul. Lubicz traktuje się ich poważnie, dając im produkt o najwyższej wartości artystycznej. I rzeczywiście. "Mefistofeles" Boita w inscenizacji, reżyserii i scenografii Tomasza Koniny, muzycznie przygotowany przez Tomasza Tokarczyka, z dobrą rolą tytułową Wołodymyra Pankiva i wielką kreacją Katarzyny Oleś-Blachy jako Małgorzaty, potwierdził wysoką klasę operowych zespołów.

Po drugie, premiera "Mefistofelesa" potwierdza zakorzenienie instytucji w europejskim świecie muzycznym. Opera Boita przygotowana została we współpracy z orkiestrą symfoniczną z norweskiego Trondheim i tam też zostanie przedstawiona na zakończenie sezonu. W Norwegii w 2013 roku krakowianie z udziałem miejscowych śpiewaków prezentowali już "Don Giovanniego" Mozarta. Ten spektakl powstał we współpracy z Teatrem Wielkim w Poznaniu, Teatro Argentino de La Plata i Abao-Olbe w Bilbao. Jeśli dodać do tego, że na krakowskiej scenie regularnie pojawiają się polscy śpiewacy światowej sławy, to można zrozumieć, dlaczego ważny w świecie muzycznym portal www.operabase.com. umieścił w ubiegłym sezonie Operę Krakowską w pierwszej pięćdziesiątce najlepszych scen muzycznych w świecie. W sezonie jubileuszowym czeka nas jeszcze m.in. premiera "Pięknej Heleny" Offenbacha, nowa inscenizacja "Cyganerii" Pucciniego i koncert Piotra Beczały, tenora znajdującego się w tej chwili u szczytu sławy, goszczącego na największych scenach operowych świata. Na początku kolejnego sezonu zobaczymy "Króla Rogera" Szymanowskiego z Mariuszem Kwietniem, także ozdobą operowych teatrów z Metropolitan na czele, w tytułowej roli.

Samo święto Opery Krakowskiej zakrojono szeroko. W nawiązaniu do pamiętnej daty 13 października 1954 roku nie zabrakło oczywiście spektaklu "Rigoletta" z Andrzejem Dobberem, debiutującym niegdyś na krakowskiej scenie w studenckim spektaklu "Krakowiaków i górali". Znakomity artysta kreujący tytułową partię nie tylko wspaniale śpiewał. Stworzył postać wielowymiarową, poruszającą zarówno swym cynizmem, jak i ojcowską miłością, zwieńczoną tragiczną samotnością. Szkoda, że w spektaklu 12 października jedynie Katarzyna Oleś-Blacha w roli Gildy była godną go partnerką. Inni protagoniści mieli chyba jakiegoś pecha, bo zaśpiewali poniżej swoich możliwości.

Zasadniczą ideą jubileuszowych obchodów było jednak złożenie hołdu możliwie najszerszej rzeszy pracowników Opery Krakowskiej budujących przez lata jej chwałę. Temu służył jubileuszowy koncert 10 października, w którym nie zabrakło części oficjalnej z udziałem przedstawicieli władz centralnych, wojewódzkich i miejskich, dekorujących różnymi odznaczeniami zasłużonych artystów i pracowników operowego zaplecza. Obszerny program koncertu był rodzajem przeglądu dokonań Opery w sześćdziesięcioleciu. Była to też parada solistów Opery. Nie sposób wymienić tu wszystkich, ale w pamięci melomanów pozostanie z pewnością aria Hrabiny z "Damy pikowej" kreowanej przez Bożenę Zawiślak-Dolny, duet Butterfly i Suzuki w wykonaniu Marty Abako i Agnieszki Cząstki, aria Lady Makbet śpiewana przez Magdalenę Barylak, aria Nemorina w wykonaniu Andrzeja Lamperta i Stanisław Kufluk wcielający się w księcia Homonaya z "Barona cygańskiego". Wieczorem wspomnień była dzień później kolejna edycja cyklu "Viva Opera!" Minione lata przywoływali i byli pracownicy Opery i melomani. Nie zabrakło anegdot i pięknego śpiewu. Tu szczególnie ujęła mnie Karin Wiktor-Kałucka głęboko przemyślaną, wzruszającą interpretacją arii Amelii z "Balu maskowego" Verdiego. Pełne pięknych wspomnień było też jubileuszowe Spotkanie z Artystę (12 października). Jego bohaterem był dyrektor Kazimierz Kord, który niegdyś kolejnymi spektaklami zwrócił uwagę całej muzycznej Polski na bezdomny krakowski teatr muzyczny. To spotkanie, przygotowane przez Towarzystwo Przyjaciół Opery ,Aria" wespół z Operą Krakowską, połączone było z promocją książki opowiadającej historię sześćdziesięciu lat działalności instytucji. Muzyce i opowieściom o minionych latach towarzyszyło też Forum Opery Polskiej oraz wystawa Przestrzeń opery. Polscy scenografowie XX i XXI wieku, zorganizowane przez Operę Krakowską i Muzeum Narodowe w Krakowie. W trakcie dwóch sesji Forum o stanie obecnym i przyszłości opery dyskutowali zarówno melomani i krytycy muzyczni, jak i realizatorzy operowych spektakli. Gdzie są granice reżyserskiego eksperymentu, czy czas przekraczania granic powoli mija, jakiej opery oczekują melomani, czy możliwa jest szeroko zakrojona edukacja przyszłych melomanów... Pytań było wiele. Próby znalezienia odpowiedzi dowodziły, że opera, kwintesencja sztuk pięknych, jest wciąż żywa, bo wciąż wzbudza emocje. Temperatura dyskusji była chwilami wysoka, ale wszyscy zgodzili się z Andrzejem Kosowskim, dyrektorem Instytutu Muzyki i Tańca, że opera jako gatunek muzyczny wówczas spełni swe zadanie, gdy po jej oglądnięciu i wysłuchaniu człowiek będzie wychodzić z teatralnego gmachu lepszy.

Czy Opera Krakowska spełnia ten warunek? Melomani pamiętają, że w ciągu minionych sześćdziesięciu lat były na krakowskiej scenie spektakle poruszające, dotykające głębokiej warstwy uczuć, pobudzające do myślenia. Na kolejne lata pozostaje życzyć, by było ich jak najwięcej!

Anna Woźniakowska
Gazeta Kraków
22 listopada 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...