Kreacja godna największych operowych scen

'Bal maskowy' z debiutami. Premiera najnowszej inscenizacji 'Balu maskowego' G. Verdiego, który po ponad czterdziestoletniej przerwie wrócił na scenę Teatru Wielkiego, została zdominowana bez reszty przez Joannę Kozłowską, która z wielkim sukcesem zaśpiewała partię Amelii. Bez wahania można powiedzieć, że była to kreacja godna największych operowych scen.
Kozłowska zachwyca nie tylko pięknym soczystym brzmieniem głosu, swobodą jego prowadzenia i świetnym frazowaniem, lecz także płynnością legata, ekspresją i intensywnością emocji. Najważniejsze jednak, że wszystko to było podporządkowane stworzeniu prawdziwie dramatycznej kreacji wokalno-aktorskiej, w której każdy gest czy ruch miał swoje uzasadnienie dramaturgiczne. Jej Amelia kreślona delikatną linią, bez zbędnych przerysowań, przykuwa uwagę od pierwszego wejścia artystki. Partnerował jej, jako król Gustaw, Tadeusz Szlenkier, który tego wieczoru stanął po raz pierwszy na operowej scenie, by zaśpiewać swoją pierwszą w życiu operową rolę, i to jedną z najtrudniejszych u Verdiego partii tenorowych. Mimo nieporadności aktorskiej i pewnych problemów wokalnych wyszedł z tej próby obronną ręką. Zaprezentował interesujący głos o ładnej barwie i wyrównanym brzmieniu, co pozwala sądzić, że jeżeli jeszcze popracuje, to niebawem usłyszymy o jego sukcesach w kolejnych operowych partiach. Równie wiele dobrego można napisać o występie Adama Szerszenia w partii Renata. Od kilku lat z wielką przyjemnością śledzę stały rozwój tego młodego artysty, który jak zwykle zaprezentował piękny głos, swobodę jego prowadzenia i umiejętność budowania kreacji wokalno-aktorskiej. Do pełni obrazu wysokiego poziomu wokalnego należy jeszcze dodać Małgorzatę Olejniczak obdarzoną pięknie brzmiącym sopranem o jasnej, srebrzystej barwie, która z wielką swobodą i temperamentem zaśpiewała partię pazia Oscara, z winy reżysera niepotrzebnie przerysowaną. Szkoda tylko, że Jolancie Bibel w partii Ulryki zabrakło prawdziwie głębokiego brzmienia w dolnym rejestrze, przez co jej kreacja nie miała - koniecznej w tym przypadku - aury demonicznej niezwykłości. Tyle o poziomie wokalnym, pora przejść do inscenizacji, która jest dziełem Waldemara Zawodzińskiego i została zrealizowana jako dramat ludzkich namiętności, a rozegrana w bardzo umownej scenografii. Reżyser sprawnie i czytelnie prowadzi akcję, dynamicznie konstruuje sceny zbiorowe i buduje klimat każdej ze scen. Można powiedzieć, że reżyseria niczym nie zaskakuje ani niczym nie szokuje, pozostając na gruncie teatralnych tradycji. Z prostotą dekoracji kontrastują przeładowane bogactwem kostiumy. Debiutem był również występ Eraldo Salmieriego, który od tego sezonu jest dyrektorem muzycznym poznańskiego Teatru Wielkiego i dla którego 'Bal maskowy' był pierwszą premierą w tym teatrze. Trzeba przyznać, że sprawnie i plastycznie prowadził oba premierowe przedstawienia. Tyle tylko, że zbyt często ponosił go temperament, tak pod względem dynamiki, jak i tempa, a właśnie w tym względzie chciałoby się słyszeć więcej finezji. Przecież taneczna lekkość i elegancja muzyki są tutaj niejako kontrapunktem dla toczącego się na scenie dramatu wielkiej niespełnionej miłości Amelii i Gustawa. Giuseppe Verdi 'Bal maskowy' Kier. muzyczne: Eraldo Salmieri Inscenizacja, reżyseria i scenografia: Waldemar Zawodziński Kostiumy: Maria Balcerek Premiera 7 października
Adam Czopek
Nasz Dziennik
12 października 2006

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia