Kreatywność, twój wróg

"Jackson Pollesch" - reż. René Pollesch - TR Warszawa

Wyluzujcie - mówi Pollesch. Dziękujemy, mistrzu. Sami byśmy na to nie wpadli. Koncept René Pollescha - że człowieka współczesnego gnębi przymus nieustannej kreatywności, że aktorzy w teatrze są bezradni, bo na widowni siedzą osoby lepiej od nich przećwiczone w samokreowaniu, i że byłoby najlepiej, gdybyśmy wszyscy w tej kwestii "dali se luz" - koncept ów ma siłę o tyle, o ile bierze się słowa za rzeczywistość

O ile się wierzy, że formułki definiujące kapitalistyczne życie (i dające się łatwo wyśmiewać) są życiem tout court. Ci, którzy terror kreatywności szanują z grubsza tak, jak niegdysiejsze hasła socjalistycznego współzawodnictwa pracy - czyli naginają się do nich z musu, a myślą i robią swoje - na krzyki, żarty i proklamacje Polleschowskich figurynek wzruszą ramionami. Zwłaszcza że po raz kolejny w ostatnich czasach teatr z zapałem zawraca nam głowę samym sobą. Aranżuje sytuację scenicznej próby i mnoży autotematyczne dialogi w bałamutnym przekonaniu, że sama teatralna kuchnia starczy za sens wieczoru.

Dobrze, że leci to przynajmniej na wesoło. Komediowy pomysł - jakkolwiek się aktorzy będą "kreatywnie napinać", i tak wszystko zamieni się w farsę typu kochanek w szafie - śmieszy skutecznie, choć wymiar ma co najwyżej skeczu. Grzegorz Jarzyna powiada, że Pollesch wydobywa z jego aktorów nową energię: fakt, ale czy nie polega to po prostu na uwolnieniu ich naturalnej predylekcji do wygłupu, luzu, żywiołowości? Na radykalnym odrzuceniu tego upiornego w młodym teatrze, namaszczonego ponuractwa?

Slapstickową energię całej szóstki (Konieczna, Gąsiorowska, Podsiadlik, Tyndyk, Dravnel, Maćkowiak) kupuje się z sympatią, ale nie znika przez to podejrzenie, że tą godzinną bieganiną a la Benny Hill połączoną z terkotaniem ideowej nowomowy ktoś nas jednak na coś nabiera.

Jacek Sieradzki
Przekrój
28 września 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia