Kręcą nas lalki dla dorosłych

rozmowa z aktorami z Grupy PAPAHEMA

- W Białymstoku jak nigdzie w Polsce widzowie są z takim teatrem otrzaskani. Natomiast w stolicy nie ma żadnego teatru lalek dla dorosłych. A nas interesuje właśnie robienie spektakli dla dorosłych - z Paulina Moś, Heleną Radzikowską, Mateuszem Trzmielem i Pawłem Rutkowskim, aktorami z Grupy PAPAHEMA, rozmawia Urszula Krutul w Kurierze Porannym.

 

Obserwator: Jak to się stało, że powstała grupa PAPAHEMA?

Paweł Rutkowski: Myśleliśmy o współpracy jeszcze na studiach w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Dosyć szybko, bo już na pierwszym roku, zaprzyjaźniliśmy się. Z czasem stwierdziliśmy, że fajnie byłoby po szkole robić coś razem. Że faktycznie gdzieś tam nasze myślenie o teatrze zazębia się.

Mateusz Trzmiel: A poza tym często trafialiśmy do tej samej grupy na zajęciach.

Paweł Rutkowski: Zauważyliśmy, że dobrze nam się ze sobą pracuje.

Helena Radzikowska: U nas w szkole na trzecim roku robi się projekty lalkowe. I tam wybiera się osoby z którymi się pracuje, wybiera się samemu materiał, technikę w jakiej się chce pracować. I my robiliśmy taki projekt we czwórkę, plus z jeszcze jednym kolegą. To była nasza pierwsza samodzielna próba. I wtedy mogliśmy rzeczywiście sprawdzić jak to funkcjonuje. Kiedy sami dobieramy tekst, sami wybieramy konwencję, praktycznie sami się reżyserujemy pod okiem profesora. Wybraliśmy "Fizyków" Friedricha Durrenmatta i na ich podstawie powstał spektakl "Dylematt". Jeździliśmy z nim na różne festiwale i za każdym razem był bardzo dobrze przyjmowany. I my też mieliśmy ogromną frajdę jak go graliśmy. I chyba po tym spektaklu utwierdziliśmy się w przekonaniu, że chcemy robić coś swojego.

I zrobiliście kolejny spektakl, tym razem już we czwórkę...

Paulina Moś: Tak. "Molier. Z urojenia" to jedyna rzecz, którą zrobiliśmy we czwórkę i nikt nam nie pomagał i nie przeszkadzał.

Skąd wzięła się wasza nazwa? Paulina Moś: To zagadka (śmiech). Paweł Rutkowski: Nasza nazwa pochodzi od pierwszych liter naszych imion.

Helena Radzikowska: Stwierdziliśmy, że to brzmi interesująco i ciekawie. ABBA i BAJM -im się udało, więc może uda się i nam (śmiech).

Powiedzcie trochę o Molierze. Dlaczego akurat ten tekst wybraliście i dlaczego postanowiliście wystartować w konkursie Teatru Montownia? Co było pierwsze - konkurs czy pomysł spektaklu?

Helena Radzikowska: Pierwszy był konkurs. I akurat to ogłoszenie o konkursie organizowanym przez Teatr Montownia padło dla nas w idealnym momencie, bo zastanawialiśmy się jak zrobić ten pierwszy spektakl. Nie mieliśmy jeszcze wybranego materiału, więc ten konkurs był dla nas mobilizacją. Trzeba było szybko wybrać tekst, szybko zrobić adaptację. Wymyślić ten spektakl.

Paulina Moś: Wcześniej patrzyliśmy na wszystko w kategorii rozmów, marzeń, ewentualnie dalekich planów. A konkurs nas zmobilizował, żeby się wziąć do roboty i po prostu robić. Nie patrzeć na okoliczności. I1 okazało się, że można. Okazało się, że odnieśliśmy wielki sukces, bo na ten konkurs zgłosiło się około 30 grup teatralnych z całej Polski. My znaleźliśmy się w trójce finalistów i ostatecznie wszystkie te trzy propozycje dostały szansę zrobienia spektaklu. Premierę mieliśmy 15 marca w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Emocje trochę opadły. Jak się czujecie po tej premierze?

Helena Radzikowska: Dobrze, jesteśmy szczęśliwi. Chociaż tam było wszystko na wariackich papierach. Mieliśmy jeden dzień na montaż, na próbę i na zagranie. A wiadomo, że nie mamy tutaj, w Białymstoku, swojej przestrzeni, sali prób.

Mateusz Trzmiel: I nie mamy też takiego doświadczenia, żeby przenieść coś, co robiliśmy do tej pory w salce szkolnej, na profesjonalną scenę o innych zupełnie wymiarach.

Helena Radzikowska: Sami w parę godzin musieliśmy przenieść spektakl na przestrzeń trzy razy większą.

A gdzie ćwiczyliście wcześniej?

Paweł Rutkowski: W szkole, broń Boże nie po domach (śmiech).

Helena Radzikowska: Ćwiczyliśmy na strychu w szkole, gdzie miejsca jest naprawdę bardzo mało, są filary i jest zimno. Potem, kiedy ta przestrzeń już zupełnie nam nie wystarczała, przenieśliśmy się do sali zajęciowej, którą musieliśmy dzielić z kolegami, którzy robili swoje szkolne projekty. Potem na parę dni, między jednym dyplomem a drugim, weszliśmy na salę teatralną. To była taka przestrzeń, która jest mniej więcej podobna do tej, na której mieliśmy docelowo grać. Było dużo szerzej, więc siłą rzeczy musieliśmy więcej biegać, ale mieliśmy dzięki temu przedsmak tego, jak to jest na dużej sali.

Paulina Moś: Idzie sezon letni, więc na pewno planujemy wyjazdy, festiwale, również zagraniczne. Pierwsza recenzja była bardzo miła i budująca. Nie spodziewaliśmy się, że publiczność warszawska może mieć taki niedosyt tego, czego my się uczymy w Białymstoku i co robimy. Niedosyt formy.

Helena Radzikowska: Mimo, że ten spektakl nie jest typowo lalkarski.

Mateusz Trzmiel: Mamy dwa typy lalek: jedna jest trochę naszym autorskim pomysłem -połączenie głowy aktora i ciała lalki.

Paulina Moś: Używaliśmy formy tam, gdzie widzieliśmy potrzebę. Wydaje nam się, że to jest idea teatru formy - żeby nie było przerostu formy nad treścią.

Urszula Krutul
Kurier Poranny
12 maja 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...