Królowa sceny

"Barbara Radziwiłłówna z ..." - reż. Jarosław Tumidajski - Teatr Śląski w Katowicach

Stworzenie spektaklu na podstawie Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej
to ryzykowne przedsięwzięcie. Powieść, stylizowana na gawędę szlachecką i przesycona literackimi odwołaniami, po wystawieniu na scenie mogła stracić swój językowy urok. Jednak w katowickiej realizacji tak się nie stało. Spektakl Jarosława Tumidajskiego jest receptą na to, jak na podstawie dobrego tekstu przygotować bardzo dobrą sztukę.

Tytułowa bohaterka przedstawienia ma niewiele wspólnego z najpotężniejszym na Litwie rodem magnackim. Choć przez pewien czas nazywany Barbarą Radziwiłłówną pan Hubert nosił klejnoty (sznur pereł zawieszony na szyi) i był bogaty jak królowa, tak naprawdę miał... głowę do interesów. Przy ciągle zmieniających się potrzebach ludzi i niepewnej koniunkturze gospodarczej prowadził budkę z fast foodami, lombard i kino-wideo.

Jednak panu Hubertowi bycie biznesmenem udawało się tylko przez jakiś czas. Zmiana ustroju politycznego stała się początkiem upadku dorobkiewicza z Jaworzna-Szczakowej. Kiedy interesy szły bardzo źle, Barbara zdecydował się opisać historię swojego życia. I to jej słuchaczami, a później nawet uczestnikami stają się widzowie granego w Teatrze Śląskim przedstawienia.

Jarosław Tumidajski umiejętnie dobrał fragmenty powieści Michała Witkowskiego. Tekst sceniczny został pozbawiony kilkunastu dygresji i dłużyzn, które choć charakterystyczne dla gawędy szlacheckiej, z pewnością spowalniałyby tempo przedstawienia. Młody reżyser znalazł też własny sposób na opowiadanie historii Barbary Radziwiłłówny. Choć swój spektakl tytułuje tak samo jak Witkowski książkę, to jednak stosuje ciekawe chwyty interpretacyjnie. Tumidajski dzieli katowicką sztukę na dwie części. Uczestniczący w niej widzowie przez długi czas mają wrażenie, że oglądają monodram. Grający Barbarę Radziwiłłównę Andrzej Warcaba dynamicznie gestykuluje, często zmienia pozycje i używa różnorodnych rekwizytów. „Spowiedź” pana Huberta przez długi czas nie nawiązuje do innych bohaterów. To trafnie sugeruje puentę spektaklu. Inaczej przedstawiono to w książce, która choć jest pisana w pierwszej osobie liczby pojedynczej, od początku przywołuje wypowiedzi Saszy (Michał Czernecki) i Felusia (Marcin Szaforz).

Dopiero w drugiej części Barbary... na scenę wkraczają pozostali bohaterowie. Tutaj zaczynają pojawiać się wątki fantastyczne, których intensyfikacja trwa niemal do samego końca spektaklu. Widz co chwilę jest wprowadzany w inne środowisko. Barbara najpierw uczestniczy w spotkaniu promocyjnym dżemu Annuka TM, a za chwilę znajduje się na drodze do Lichenia. Tam spotyka nowe wcielenie makbetowskich wiedźm (Anna Kadulska, Monika Radziwon, Marcin Szaforz) i świątka (Marcin Szaforz), który w sztuce Tumidajskiego jest żywym drogowskazem. Później bohaterowi wydaje się, że widzi Saszę, następnie trafia do domu Szejka Amala (Andrzej Lipski), by w ostatniej scenie znaleźć się w warszawskim mieszkaniu ciotki Huberta. Te „podróże” Barbary odbywają się w stałej scenografii. Zmianę środowiska aktorzy muszą podkreślać wyłącznie w sferze językowej.

To wpływa na dezorientację, a nawet dezaprobatę widza. Odbiorca gorączkowo zastanawia się, czy tak nieprawdopodobna historia może być prawdziwa. Niepokoją go liczne i coraz mniej zrozumiałe odwołania do historii i utworów literackich. Szejk Amal pojawia się w stroju polskiego władcy, hamburgery sprzedawane są przez Goplanę, babcia wypowiada się słowami Słowackiego, a akcja spektaklu rozgrywa się nad jeziorem Świteź. Jednak taka intensyfikacja nowoczesnych i fantastyczno-literackich motywów jest celowa, a jej sens zostaje wyjaśniony w ostatniej scenie spektaklu.

Wbrew pozorom podział katowickiej Barbary Radziwiłłówny na część fantastyczną i monologową powoduje uporządkowanie przedstawienia. Pozwala także manipulować napięciem i emocjami widza, a powstały między obiema częściami spektaklu kontrast dodatkowo wzmacnia zaniepokojenie odbiorcy.

Jarosławowi Tumidajskiemu udało się osiągnąć także to, co na scenie zdarza się stosunkowo rzadko. Widzowie są zaangażowani w akcję spektaklu, który przez długi czas jest monodramem. Barbara wielokrotnie zwraca się do publiczności. Prosi o odpowiedź na zadane pytania, czasami oczekuje potwierdzenia swojej opinii. Żartuje z widzami. Podobnie zachowują się aktorzy grający Felusia i Saszę. Obaj nawiązują kontakt wzrokowy z publicznością. Próbują nawet flirtować z kobietami. Zaangażowaniu widzów w spektakl sprzyja też prezentacja niezwykłego dżemu, pod koniec której publiczność otrzymuje nawet próbkę „cudownego” produktu. O swoich przygodach Radziwiłłówna opowiada żywiołowo i z pasją.

Ta postać decyduje o powodzeniu spektaklu. Andrzej Warcaba za rolę Barbary słusznie został nagrodzony Złotą Maską. Gra precyzyjnie i z pomysłem. Podnosi głos, krzyczy, śpiewa, a za chwilę się wzrusza. Nie pozwala, by widz choć na moment przestał myśleć o tym, co ma miejsce na scenie. Jego rola jest tym trudniejsza, że jako Hubert wciela się zarówno w kibica piłkarskiego, właściciela lombardu, jak i pobożnego katolika. Niejednokrotnie używa wulgaryzmów, opowiada nieprzyzwoite historie, by za chwilę modlić się do Najświętszej Panienki i wyruszać na pielgrzymkę do Lichenia. Ze wszystkim wyzwaniami roli Radziwiłłówny Warcaba radzi sobie doskonale.

Podobnie Michał Czernecki i Marcin Szaforz, którzy w spektaklu wcielają się w pomocników Barbary. Obaj aktorzy tworzą role charakterystyczne i nietuzinkowe. Intryguje zwłaszcza bezpośredniość i wyrazistość gestów Michała Czerneckiego. Aktor, znany z filmu Karol — człowiek, który został papieżem i serialu Na dobre i na złe, doskonale gra rosyjskiego mafiosa. Jest komiczny, czasem odrażający, ale przede wszystkim autentyczny. Kiedy prostacko adoruje Marysię (Anna Kadulska) lub wbiega na scenę w brudnej bieliźnie, wywołuje śmiech. Natomiast gdy wyciąga nóż i wskazuje drogę swemu szefowi, budzi grozę.

Wyraziste gesty bohaterów i przesadna, czasem groteskowa choreografia intensyfikują przesłanie spektaklu. Wszystkie są tworem reżysera i aktorów, gdyż w książce Witkowskiego nie pojawia się narrator zarysowujący tło powieści. Zachowanie postaci i scenerię, w której dzieje się akacja Barbary..., poznajemy wyłącznie z pierwszoosobowych wypowiedzi. Na ten brak dookreślenia bohaterów nie ma miejsca w katowickim spektaklu. Wypowiadająca kwestie z Balladyny babcia (Anna Kadulska) nie jest postacią z rzeczywistego świata. Wydaje się być szalona, co potwierdzają jej dynamiczne, nieskoordynowane ruchy. Analogicznie dzieje się w przypadku wiedźm, które także zostają dookreślone przez ich zachowanie. Czarownice chwiejnie przemieszczają się po scenie. Sugeruje to nie tylko spożycie alkoholu, ale też przynależność do warstwy fantastycznej powieści. Z kolei taniec Saszy i Felusia do muzyki disco polo jest przesadny i komiczny. Symbolizuje muzyczną tandetę, która doskonale wprowadza widzów w klimat początku lat 90.

Twórcy przedstawienia, tak jak grający w nim aktorzy, wcielają się w różne role. Jarosław Tumidajski poza reżyserią zajął się także opracowaniem muzycznym, a Mirosławowi Kaczmarkowi powierzono zarówno stworzenie scenografii, jak i dobór kostiumów. Te połączenia, choć czasem ryzykowne, zwykle wpływały na spójność katowickiego spektaklu. Pojawieniu się ubranych w przybrudzone, ortalionowe dresy pomocników Barbary, towarzyszyła głośna muzyka disco polo. Nowoczesna Marysia miała na sobie awangardowy strój, a Szejk Amal zaskakiwał połączeniem ubrań i rekwizytów z różnych epok (plastikowa torba na zakupy, kontusz szlachecki, T-shirt i sportowa marynarka).

W teatrze bardziej niż w książce bawiły anegdotki z czasów PRL-u, wypowiedzi Saszy i ciągłe przenikanie się sfery sacrum i profanum. Katowicka publiczność co chwilę wybuchała śmiechem. Wbrew pozorom nie był to śmiech rodem z Rewizora Gogola. Choć tematem sztuki są kontrowersyjne zachowania Polaków, ich prostactwo i zacofanie, to zostały one przedstawione w krzywym zwierciadle. Żaden z widzów nie mógłby się utożsamić z  groteskową Barbarą Radziwiłłówną. W tej postaci znajdujemy jedynie odpryski naszych postaw.

Dlatego Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej nie musi umoralniać. Nie ma być wyłącznie powodem do refleksji i krytyki naszych narodowych wad. Spektakl Jarosława Tumidajskiego jest historią powolnego przemieszczania się od realności do fikcji. Jest fascynującym dowodem siły ludzkiej wyobraźni i wszelkich niebezpieczeństw, które się z nią wiążą. I może dzięki temu Barbara... będzie królować na katowickiej scenie?

Ewa Josińska
Dziennik Teatralny Katowice
4 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia