Krwawa rzeź kotka Tomaszka
Ludzie dzielą się na dwie kategorie: tych, którzy wolą koty i tych, którzy wolą psy. Nie wdając się w większe dywagacje o wyższości kotów nad psami i odwrotnie, psów nad kotami, zajmę się skrajnym przypadkiem fanatycznej miłości do kota, który to został pokazany nielicznie zgromadzonej publiczności w Teatrze Nowym w Zabrzu podczas spektaklu "Porucznik z Inishmore".Kotek Tomaszek to najlepszy przyjaciel tytułowego Porucznika - Padraica, który będąc terrorystą walczy o wolność naszą i waszą, czy to się komuś podoba czy nie. Niestety, skrajny odłam Organizacji obcina kotkowi główkę, chcąc w ten sposób ściągnąć znienawidzonego Padraica w rodzinne strony. Cel zostaje osiągnięty - Porucznik przybywa wybijając wszystkich odłamowców. Dzielnie pomaga mu w tym Mairead (Dagmara Ziaja) - mistrzyni strzelania do krowich oczu. Trup, więc, ściele się gęsto. Ale to nie koniec. Następnie z rąk Porucznika ginie kot Roger, udający Tomaszka, a że Roger to wielki przyjaciel Mairead, to musi zginąć i Porucznik. I wreszcie na końcu ginie kotek Tomaszek (okazało się, że wybył w teren), który niczym deus ex machina pojawia się w Inishmore. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tekst pozbawiony jest jakiegokolwiek sensu, lecz przy głębszej analizie okazuje się, że świetnie obrazuje absurdalność postępowania terrorystów - fanatyków, którzy są gotowi zabijać w imię nawet najbardziej durnej idei. Ta swoista hiperbolizacja ma uzmysłowić nam - odbiorcom, jak niebezpieczne jest zbyt gorliwe podejście do wielu nawet błahych spraw. Niestety, zabrzańska realizacja nie jest ani śmieszna, ani tragiczna - nie wzbudza żadnych emocji. Przez pierwszą część sztuki wieje nudą - bohaterowie rozmawiają ze sobą, jakby od niechcenia. Brakuje wyraźnie zarysowanych charakterów poszczególnych postaci, z wyjątkiem Porucznika (Andrzej Kroczyński) oraz Daveya (Robert Lubawy) - hipisa i domniemanego zabójcy kotka Tomaszka. W drugiej części jest odrobinkę lepiej. Aktorzy nabierają rozpędu: widać to w szczególności w scenach, w których rozkwita erotyczna żądza między Padraicem a Mairead. Możliwość zabijania podnieca kochanków - Eros i Tanatos po raz kolejny okazują się nierozłączni. Scenografii w pierwszej części tak naprawdę mogłoby nie być. Jest ona takim sobie tłem, które do niczego nie odsyła. W drugiej części znów w zbyt dosłowny sposób - ściekająca krew ze ścian - wyraża odbywającą się rzeź i cięcie trupów na kawałki. Niekonsekwencję odnaleźć można także w doborze muzyki. Gdy myślimy Irlandia - od razu wiemy, jakiego typu muzyki możemy się spodziewać. W spektaklu irlandzka muzyka pojawia się a i owszem, jedynie wtedy, gdy kurtyna idzie w górę i w dół. Resztę czasu wypełniają różnego rodzaju rockowe czy też rockowo-podobne kawałki muzyczne, które być może mają zdynamizować akcję sceniczną. Ba, wykorzystano nawet fragment motywu z muzyki do filmu "Mission Impossible". Dlaczego? Nie mam pojęcia, bo nijak to nie przystaje do tego, co właśnie w danym momencie oglądamy na scenie. Samograj McDonagha, zdobywca pięciu nagród Tony Awards, uważany jest za jedną z najlepszych jego sztuk. Niestety, w zabrzańskiej inscenizacji nie gra w żaden sposób. Zapodział się gdzieś absurdalny humor, energia i żywiołowość. Zamiast tego otrzymujemy nużący spektakl, który okazał się jednak (sic!) "mission imposible". Teatr Nowy w Zabrzu Martin McDonagh "Porucznik z Inishmore" przekład: Klaudyna Rozhin reżyseria, scenografia i opracowanie muzyczne: Andrzej Sadowski asystent reżysera: Marian Kierycz Obsada: Dagmara Ziaja, Robert Lubawy, Marian Kierycz, Jarosław Karpuk, Andrzej Kroczyński, Marian Wiśniewski, Jacek Wojnicki, Mariusz Wojtas Premiera: 19.01.2008r.