Krzyk fortepianu

czyli o 1. Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie

Każdy przedstawiony w Rzeszowie spektakl to dla publiczności wielkie przeżycie, od uniesienia czy znudzenia do nieustannie towarzyszącej widzom swoistej, radosnej udręki, dręczącego uczucia niepokoju. W festiwalowych przedstawieniach odbijała się bowiem kondycja tyleż współczesnego polskiego teatru co naszego świata. Oglądaliśmy zatem siebie samych. Doznając przy tym nieraz artystycznych objawień.

Kolejnym wybitnym spektaklem repertuaru festiwalowego, laureatem Nagrody dla Osobowości Artystycznej, jest jedyny w swoim rodzaju spektakl Michała Zadary Chopin bez fortepianu, w którym pierwsze skrzypce gra Barbara Wysocka. Chopin to wystawiane już trzeci sezon widowisko muzyczno-teatralne, wyprodukowane przez Centralę. Aktorka występowała w Rzeszowie w towarzystwie kwintetu Sinfonietta Cracovia. Spektakl zdążył już zostać owiany sławą, toteż publiczność, zgromadzona licznie, pełna była oczekiwań, często bardzo różnych. Znaleźli się z pewnością i tacy, którzy widząc Wysocką wychodzącą na scenę i zasiadającą przy oblepionym partyturami fortepianie, spodziewali się, że popłyną z niego dźwięki. Tak się jednak na scenie nie dzieje. Fortepian milczy. Chopin jest tu niczym Marcel Marceau w Niemym kinie Brooksa– obecny inaczej. Partię fortepianu wyraża słowami aktorka. Padające ze sceny słowa to wypowiedzi o rozmaitym charakterze, które są prozatorską ilustracją koncertów Chopina, co czyni ich odbiór szczególnym dla widzów posiadających wykształcenie muzyczne. Taka forma jest oczywiście szalenie wymagająca i z góry skazuje część widowni na poczucie niedosytu i zażenowania własnym nieuctwem. Spektakl niesie jednak pewną nadzieję nawet ograbionym z Chopina jednostkom, próbując udowodnić, że muzyka największego polskiego kompozytora jest „źle obecna" w naszym kraju. Dowodem choćby deklaracje samych twórców o nienawiści żywionej do Chopina w wieku szkolnym, o urazie spowodowanym kanoniczną martyrologią chopinowską. Wielu słuchaczy z pewnością na fali młodzieńczego buntu wobec kompozytora nigdy do jego muzyki nie wróciło (podobno ktoś zapytał twórców, dlaczego wybrali akurat te dwa koncerty Chopina). Chopin bez fortepianu jest szansą na zmianę tej sytuacji, daje ujście awersji do Chopina patriotycznego, a wręcz analizuje jej źródło. To działa, skoro we foyer można było usłyszeć deklarację widza, że teraz zrozumiał chopinowskie kompozycje lepiej niż po dziesięciokrotnym ich odsłuchaniu.

Wysocka wyrzuca z siebie potok tekstów, brzmiących niczym wielobarwny strumień świadomości. Przywołuje słowa Chopina, recenzje z czasów mu współczesnych, komentarze jego twórczości, analizy utworów. Brzmi momentami poważnie, czasem ironicznie, nadając monologowi charakter kabaretowy. Wykrzykując w tempie telegraficznym swój tekst (z mikrofonem i bez), umiejętnie nadaje mu różne style, od patetycznej melorecytacji po „trzy akordy darcie mordy". Przyjmuje postawę prześmiewczą wobec tradycyjnego postrzegania Chopina jako romantycznego artysty, który „muzyką ojczyznę zastąpi". Bez względu na wygrywane nuty, dźwięki kwintetu smyczkowego kontrastują z tym dosłownie żywym słowem. Artyści proponują odczytanie biografii i dzieła Chopina na nowo. Opowiadają o tym, jak muzyk uciekał z Polski, niczym Fritz Lang od rodziców, nie z powodu prześladowań politycznych, ale po to, by móc się rozwijać. Tłumaczą jego kompozycje w oddaleniu od tęsknoty za ojczyzną, podkreślając przede wszystkim uniwersalny, ponadczasowy i ponadnarodowy geniusz Chopina, człowieka wyobcowanego, pełnego żalu i tęsknot, po prostu ludzkich, niekoniecznie „polskich". Wołanie o zrozumienie, że jeśli Chopin, to i Baudelaire, i cała epoka, i cała nowoczesność, i cała rewolucyjność przeradza się w desperację, której ujście znajduje się w kolokwialnym okrzyku: „Kurwa, jak żyć?". W obliczu ustawienia dzieła pod określone hasła, apele o odnalezienie sztuki w kryzysie stają się bełkotem, Chopin staje się „piewcą prowincjonalizmu". Najdobitniej wyrażono przesłanie spektaklu przez wyświetlenie manifestu nad sceną (tzw. zdrowy polski konserwatyzm skupia się na odjętych od rzeczywistości symbolach i okalecza recepcję dzieł klasyka – oto clou problemu). Innym, ciekawym estetycznie, elementem video jest wyświetlenie zapisu gry Wysockiej, w zbliżeniu, na tytułowym fortepianie.

Spektakl, pełen weryzmu w swej różnobarwności, mocuje się z tradycją i w wielkim stylu ośmiesza zadęcie w zawłaszczaniu Chopina przez narodowe mity. Obnaża także zawstydzającą niesprawiedliwość i krzywdę, jakich doświadcza wielki kompozytor przez spospolicenie. Brzoza, fortepian, strumyczek – zbyt mało, by zobrazować świat, trafnie diagnozują autorzy spektaklu. Z drugiej jednak strony, pozwalają swojej opowieści nabrać momentami zbyt prześmiewczego charakteru. Poddają krytyce jakby samą nadwrażliwość, delikatność artystycznej duszy i to w formie, która doprowadza do tego, że nawet słowa „pluję krwią i lekarz zakazuje mi mówić" owocują salwą śmiechu wśród publiczności. Ta rysa nie pasuje do nader wysublimowanej formy przedstawienia. Nie pasuje też do opowieści, prowadzonej w bardzo wartkim tempie, ale jednak refleksyjnej, autoironicznej, mierzącej się z problemem własnej wrażliwości, a przede wszystkim z problemem ucieczki. Ucieczki człowieka wrażliwego od złego, od wszystkiego, zwłaszcza od samego siebie. W tym spektaklu znajdziemy zarówno pochwałę tych ucieczek, jak i dystans do nich. Nie byłoby tu jednak frapującej niejednoznaczności, gdyby nie zdumiewające wysiłki Barbary Wysockiej, która „biega, skacze, tańczy, fruwa" - a czyni to... słowem, przede wszystkim. Niewątpliwie poza ukłonami za stworzenie widowiska oryginalnego i arcyciekawego należą się Michałowi Zadarze podziękowania za – wreszcie – rozróżnienie semantyczne pisowni Chopin i Szopen. (cdn)
___

Autorka jest absolwentką filologii norweskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i doktorantką w Zakładzie Historii i Teorii Teatru Instytutu Sztuki PAN w Warszawie. Zajmuje się głównie obecnością dramatu skandynawskiego i anglosaskiego w Polsce oraz rolą przekładu w teatrze.

Katarzyna Maćkała
dla Dzienika Teatralnego
19 grudnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia