Kto jest kto

Kiedy w 1977 roku Adolf Weltschek, obecny dyrektor teatru Groteska i Bogdan Rudnicki przystępowali do organizowania zespołu teatralnego i przygotowywania spektaklu "Ogród rozkoszy", nie mogli przypuszczać, że stworzą podwaliny teatru, który przetrwa trzydzieści lat. Krakowski teatr KTO we wrześniu obchodził swój okrągły jubileusz.
Przygotowania do "Ogrodu rozkoszy" trwały około roku. Jednocześnie tworzył się zespół - jedni przychodzili, inni się wykruszali jeszcze przed pierwszą premierą. W prace nad scenariuszem zaangażował się Bronisław Maj, dziś poeta, eseista, wykładowca UJ. Do tzw. grupy inicjatywnej dołączył też Jerzy Zoń, obecny dyrektor teatru, człowiek, bez którego historia KTO byłaby zapewne dziejami pierwszego i zarazem ostatniego spektaklu. Część artystów pracujących nad "Ogrodem rozkoszy" wprawiała się do zawodu, a przy okazji zarabiała na życie grając w teatrze STU. I to właśnie na scenie teatru STU odbyła się debiutancka premiera KTO. Spektakl "Ogród rozkoszy" został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność - bardzo wąską publiczność. KTO nie miało wówczas zezwolenia cenzury na prezentację spektaklu, a scenariusz oparty m.in. na tekstach Gombrowicza i Hłaski mógł budzić pewne wątpliwości ówczesnych decydentów. "Ogród..." grano więc na pokazach zamkniętych (do 50 osób), na które oficjalnie nie można było sprzedawać biletów. Między 26 września a 25 października 1978 roku odbyło się 10 takich pokazów. Najbardziej pamiętny z tych spektakli w salce przy ul. Brackiej 4 odbył się 16 października, kiedy do uczestników dotarła nieoczekiwana wiadomość, że Polak został papieżem. Rok później już ocenzurowane przedstawienie pokazano szerszej widowni i to nie tylko w Krakowie. Pierwszy spektakl KTO objechał wiele polskich miast. Zdobył też pierwszą nagrodę na Festiwalu Teatrów Debiutanckich "Start". Drugie podejście Pierwszy zespół KTO rozpadł się po mniej więcej trzech latach od premiery Ogrodu rozkoszy. - To były bardzo silne osobowości i każdy trochę inaczej myślał o uprawianiu teatru i o swojej roli w tym teatrze - wspomina Jerzy Zoń. Właśnie on zaczął myśleć o stworzeniu nowego zespołu. Członków rekrutował głównie spośród studentów Wyższej Szkoły Pedagogicznej i UJ. Zaczynali od ciężkiej pracy nad warsztatem aktorskim: nauka mówienia, ekspresji, improwizacji. Zoń odkrył w sobie talent instruktora teatralnego. KTO działał wówczas raczej jak klub kultury niż teatr. Do czasu premiery przygotowanej przez nowy zespół. "Paradis" (1983) według opowiadania Janusza Głowackiego w reżyserii Zonia zebrał pozytywne recenzje. Powstawały kolejne spektakle. Podczas festiwalu FAMA w Świnoujściu zespół został nagrodzony Trójzębem Neptuna za musical rockowy "Lustro". Już wtedy Zoń myślał o wyprowadzeniu teatru na ulicę. Zaczął od małych akcji happeningowych, takich jak "sztuczna kolejka". Była to zabawa tyleż artystyczna, co marketingowa, bo tworzona przez aktorów kolejka przed kasą teatralną pomagała sprzedawać bilety! Po "Lustrze" powstał jeszcze "Gmach" (1985) inspirowany powieścią Lema i wreszcie przyszedł czas na spektakle uliczne. "Parada Ponurych" to pierwsze uliczne przedstawienie w historii KTO. Zespół pojechał z nim na festiwal teatrów ulicznych w Jeleniej Górze. Klimat tamtego festiwalu, pokazy zespołów z Francji, niecodzienne barwy, które pojawiły się wśród szarych ulic, wywarły na Zoniu ogromne wrażenie. Kolejny spektakl KTO - "Przedstawienie pożegnalne" według Petera Mullera - pokazywane było zarówno w salach teatralnych, jak i w plenerze. To opowiadające o cyrku widowisko urzekło publiczność. Zostało zagrane ponad dwieście razy, objechało niemal cały świat (było kilka wersji językowych tego przedstawienia). Uliczne festiwale Można zaryzykować stwierdzenie, że ulica "uwiodła" teatr KTO. Do Jeleniej Góry jeździł Jerzy Zoń co roku, zawsze ze specjalnie na tę okazję przygotowanym spektaklem. Zawsze też starał się "podglądać" zespoły z zagranicy, uczyć się czegoś nowego. W 1988 roku został dyrektorem Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze. Nie przestał jednak prowadzić teatru KTO. Co więcej - to właśnie dzięki jego jeleniogórskim kontaktom - także w Krakowie zaczęto organizować festiwal teatrów ulicznych (w tym roku odbył się już po raz dwudziesty). Po pięcioletnim szefowaniu teatrowi w Jeleniej Górze powrócił Jerzy Zoń na stałe do swojego autorskiego teatru w Krakowie. Z przedstawień całkowicie zniknęły słowa. Zastąpiły je ruchome obrazy niezwykle wysmakowane plastycznie, pełne barw i poezji. Zoń twierdzi, że choć nie ma żadnego wykształcenia plastycznego, to teatr widzi obrazami. Mówi, że są to "obrazy emocjonalne". Kolejne spektakle KTO: "Ciemna" (1993), "Wieża Babel" (1993), "Zapach Czasu" (1997) czy nowsze "Kantata" (2000) i "Mazepa" (2001) są pięknie skomponowanymi teatralnymi impresjami, w których obraz, ruch, światło i dźwięk tworzą uniwersalny język emocjonalnego przekazu rozumiany na całym świecie. Pytany o artystyczne inspiracje Jerzy Zoń wymienia teatr Tadeusza Kantora i filmy Felliniego. Kantorowskiej tradycji w spektaklach KTO istotnie nie można nie zauważyć. To wykorzystanie rekwizytów, dziwaczne machiny sceniczne, ruch i oczywiście muzyka, która w inscenizacjach KTO staje się ważnym teatralnym tworzywem. Ma zresztą ten teatr szczęście do kompozytorów wybitnych. Do "Ogrodu rozkoszy" oraz "Paradis" muzykę pisał Janusz Stokłosa. Współpracował z teatrem Jan Kanty Pawluśkiewicz. Wiele spektakli wsparł swoim talentem Janusz Grzywacz z grupy jazzowej Laboratorium. Człowiek instytucja Jerzy Zoń ma za sobą trzydzieści lat pracy w teatrze KTO i dwadzieścia lat tworzenia spektakli ulicznych. Przyjaciół i znajomych ma niemal na całym świecie. KTO prezentował bowiem swoje dzieła w najróżniejszych zakątkach globu: w Tunezji, Brazylii, Korei Południowej i na Kostaryce. Z tych podróży wzięły się cenne kontakty, które pomagają w zapraszaniu do Krakowa zagranicznych zespołów na festiwal teatrów ulicznych. Pozostały też oczywiście liczne wspomnienia artystyczne i zwyczajne, ludzkie. - Z Rosji przywoziliśmy zegarki, złoto, kawior... Parę lat później - z Niemiec - proszki do prania. Każdy wyjazd kończył się obowiązkowo zakupami - wspomina z uśmiechem dyrektor. Zoń to reżyser, aktor, ale też świetny menadżer, organizator. Po prostu: człowiek instytucja. KTO ma na swoim koncie nie tylko spektakle repertuarowe, ale również liczne jednorazowe pokazy, eventy takie jak trwająca 3 minuty 40 sekund etiuda prezentowana podczas sylwestra milenijnego w Warszawie, transmitowana za pośrednictwem stacji BBC na cały świat. Jerzy Zoń zamiast opowiadać o historii zespołu, woli snuć plany na przyszłość. Marzy, by na chwilę odejść od okazałych dekoracji, sztucznych ogni, efektów specjalnych i zrobić kameralny spektakl objazdowy. Dwie, trzy osoby, samochód - i w drogę. Coś jak La Strada. W sali widziałby natomiast przedstawienie, którego głównymi aktorami byłyby... zabawki. Może już w grudniu zacznie realizować ten pomysł. Spełnienie artystycznych marzeń i projektów Zonia jest ostatnio nieco łatwiejsze. W 2005 roku KTO został teatrem miejskim. Idzie za tym dotacja. Miasto pokrywa czynsz, media, zapewnia dziewięć etatów... Ale warunki w niewielkim budynku przy ulicy Gzymsikow 8 są skromne. Dyrektor myśli o remoncie, ale to już nie jest takie łatwe. - Po prostu muszę na to zarobić - stwierdza. Ka... Te... 0... Nazwę wymyśloną przez Bronisława Maja (KT - Krakowski Teatr i samogłoska "0", bo taka ładna, a wszystko razem zaimek pytający) tłumaczono różnie: Krakowski Teatr Osobliwości, Krakowski Teatr Objazdowy, a nawet Krakowski Teatr Okropny (to znajomi). Ale dla widzów - tych w sali i tych na ulicy, tych w Polsce i tych za granicą - każdy spektakl KTO to po prostu krótka teatralna opowieść zbudowana z kolażu tajemniczych obrazów. Zawsze o czymś, choć bez konkretów, współczesności, polityki. Taki jest też przygotowany na trzydziestolecie "Quixotage", który publiczności bardzo się podobał. - Pytasz, czy gdybym mieszkał w Warszawie, też bym swe życie tak ułożył? Korci mnie zawsze, aby Kraków trochę odbrązowić. Nie chcę lansować tezy, że fakt urodzenia się w tym mieście sprzyja wrażliwości, daje komuś patent bycia na przykład poetą. Jednak jestem pewny, że w stolicy musiałbym żyć inaczej. Taki zespół jak nasz, żyjący latami w symbiozie, nie miałby tam żadnych szans. Bo w Warszawie panuje pośpiech. Tam nie ma się czasu na biesiadowanie, na nocne Polaków rozmowy, na długi spacer z psem i spędzanie pół dnia w odwiedzinach u sąsiadów. Nie ma czasu na refleksję. A przecież trudno być lirycznym obserwatorem świata, gdy wszystko w szalonym rytmie miga przed oczami. Tymczasem w Krakowie życie się snuje, mogę mu się przyjrzeć uważniej, a potem to przyglądanie wyśpiewać w piosenkach. Albo jak ktoś kiedyś napisał o "Budzie": "W małym teatrze codzienności" - tak Andrzej Sikorowski mi opowiadał, gdy Grupa "Pod Budą" mogła się szczycić tym, że przez ćwierć wieku nie schodzi z estrady i wciąż nagrywa nowe płyty. Od tamtej rozmowy minęło pięć łat.
Katarzyna Opoczka
Kraków nr 10
27 listopada 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia