Ku pokrzepieniu serc

"Sprawa operacyjnego rozpoznania" - reż. Zbigniew Brzoza - Teatr Wybrzeże

Zbigniew Brzoza w swojej drugiej wizycie w Trójmieście po raz drugi wygrał. Po bardzo dobrych, ale nieszczęśliwych "Kamieniach w kieszeni" ("zły czas" w Teatrze Miejskim i kontuzja Piotra Michalskiego uniemożliwiły właściwą dystrybucję), po raz kolejny rozprawił się z bylejakością. Jego "Sprawa operacyjnego rozpoznania" to spektakl, a raczej widowisko, które nikogo, kto jest wrażliwy na pojęcie "dobro wspólne", nie pozostawi obojętnym. To także jedna z nielicznych realizacji, która uzasadnia istnienie festiwalu "Solidarity of Arts", który mając unikalne oparcie w miejscu, tradycji i ekonomii, nie umie znaleźć formuły, nie potrafi wygenerować godnej wydarzeń dziejowych propozycji artystycznej

"Nie, nie pojadę już do Polski. Kościoły tam i księża, panowie i księża. Nic. Siedli chłopu na szyję i krzyczą: ojczyzna". -  Stanisław Brzozowski

„Sprawa operacyjnego rozpoznania” na podstawie „Płomieni” Stanisława Brzozowskiego i historii ruchu „Wolność i Pokój” to oryginalna próba wypowiedzi na tematy najważniejsze, a jakże rzadko będące dzisiaj przedmiotem  poważnej rozmowy. Zaangażowanie społeczne, niezgoda na świat, który nas otacza, poświęcenie jednostki dla dobra ogółu i przyszłych pokoleń, rewolucja – któż o tym jeszcze mówi, oprócz kawiarnianych, lewackich intelektualistów (widział kto takiego ostatnio w (Dwój)Trójmieście?) i pojedynczych, nieco wycofanych oraz nielicznych liderów organizacji pozarządowych* i solowych wojowników, nazywanych oszołomami i pieniaczami przez urzędników zajmujących się przede wszystkim promocją i ochroną władzy ?  Mówić o tym powinni, i na szczęście, choć niezwykle rzadko, mówią artyści.

Zbigniew Brzoza i Wojtek Zrałek-Kossakowski, główny scenarzysta, przez ok. 110 minut  opowiadają historię Wolności i Pokoju,  nieformalnego, pacyfistycznego ruchu nieposłuszeństwa obywatelskiego, który działał w Polsce w latach 1985-1989. Opowieść gdańska jest bardzo subiektywna, zapoznajemy się głównie z życiorysami wybranych, trójmiejskich aktywistów formacji (m.in. Małgorzaty Tarasiewicz), padają też nazwiska Andrzeja Stasiuka i Piotra Niemczyka. Ani słowa o Janie Marii Władysławie Rokicie (był kiedyś taki polityk w Polsce). Ta opowieść o działaczach składa się głównie z wypowiedzi postaci, które grają historycznych uczestników wydarzeń (dla lepszej orientacji aktorzy ubrani są w czarne T-shirty z nazwiskami)  i opowiadają różne minihistorie z dziejów ruchu. Wydarzenia z końca XX wieku wypełniają ponad 2/3 czasu scenicznego, pozostałe to fragmenty, głównie filmowe, z  wydanych w 1908 roku „Płomieni”, kultowej książki Stanisława Brzozowskiego, ojca duchowego Krytyki Politycznej, autorytetu kilku pokoleń polskiej lewicy. Brzozowski to lektura m.in. Miłosza, Kołakowskiego i Michnika, który miał ponoć nawet przybyć na premierę, ale choć nie dotarł, to duch jego obecny był wszędzie, co będzie dobrze owocować.  Fragmenty książki scala postać Nieczajewa,  guru, wielkiego manipulatora i szaleńca rewolucyjnego. Dwie opowieści przeplatają się ze sobą, przenikają przez postaci aktorów i zabiegi formalne ( m.in. rewelacyjna scena, w której aktorzy „wchodzą” w postaci filmowe, które oglądamy na wpół przezroczystym ekranie(wraca po raz kolejny wspomnienie maestrii formalnej „Hamleta” The Wooster Group). Ekran przedziela scenę, obserwujemy wydarzenia na kilku planach. Wiele filmowych fragmentów dokumentalnych zapisów wywiadów i działań wipowców.  Całość kończy się dydaktycznie, wezwaniem, apelem do działania, napisy końcowe przynoszą podstawowe informacje o ruchu Wolność i Pokój, nastrój wzruszenia na premierze spotęgowany jest jeszcze obecnością i pojawieniem się na scenie żyjących bohaterów opowieści.

Zestawienie ze sobą rewolucjonistów sprzed stu lat z pacyfistami z końca PRL-u jest na pewno niebanalnym zabiegiem. Pokazuje różne sposoby  wyrażania niezgody na otaczającą rzeczywistość. Rewolucjoniści z „Płomieni” są początkowo masą  wykorzystywaną przez  działającego bez skrupułów szaleńca, dla którego nie ma ofiary, niewartej do poniesienia  dla powodzenia rewolucji. Oczywiście oprócz ofiary z samego siebie. „Jak hartowała się stal”  Kaniowskiego pozwala mu przejrzeć intencje i mechanizm paranoi rewolucyjnej, polski szlachcic mógłby przyłączyć się do... Wolności i Pokoju.

"W celu bezlitosnego burzenia rewolucjonista może, a nawet często powinien, żyć w społeczeństwie, udając, że jest zupełnie nie tym, czym jest w istocie. Rewolucjonista powinien przeniknąć wszędzie, do wszystkich warstw wyższych i średnich, do sklepu kupca, do Kościoła, do domu pańskiego, do świata biurokratycznego, wojskowego, do literatury" - fragment „Katechizmu rewolucjonisty” Bakunina i Nieczajewa

Zbigniew Brzoza kieruje przekaz spektaklu, a właściwie widowiska, jak sam mówi o swoim dziele, do dzisiejszych dwudziestolatków. Chce swym projektem wywołać apetyt na tworzenie ruchów obywatelskiego nieposłuszeństwa, a wybiera do tej misji WiP, bo był według niego jedynym, niezaściankowym ruchem obywatelskim w Polsce w tym czasie. Spektakl traktuje nie o organizacji, ale o ruchu, który nie miał ściśle określonej hierarchii, był bardzo niejednorodny. Brzoza chciałby zasugerować, podpowiedzieć Młodym, jak się buntować: właśnie w stylu wipowców, bez przemocy, chciałby namówić do niepoprawności politycznej. Trzymam kciuki za realizacje marzeń reżysera, ale sam mimo entuzjazmu i solidarności, mam pewne obawy co do powodzenia misji. Choćby z poziomu samej prezentacji. Czy kilkadziesiąt historyjek opowiedzianych przez kilkanaście, zmieniających się postaci, jest w stanie stworzyć klarowną całość w głowie głównego adresata ? To nie chodzi o to, że prawie nikt z widzów nie przeczytał powieści Brzozowskiego (i pewnie niewielu to zrobi, a na pewno nie z dociekliwością, bo 540 stron czyta się niełatwo, nawet z ilustracjami Sasnala). Za dużo małych słów, mnożenie opowieści i postaci zamazuje przekaz. Brakuje też pomysłów inscenizacyjnych, które zburzyłyby monotonię.

"Łączyć nas będzie niezgoda na zło, ucisk, nietolerancję, obojętność wobec cierpienia" - fragment Deklaracji Ideowej ruchu Wolność i Pokój

Nie od dziś wiadomo, że Zbigniew Brzoza świetnie pracuje z aktorami. „Sprawa...” przynosi wybitną, zwielokrotnioną kreację Roberta Ninkiewicza. Aktorska głębia, gęstość i niezwykłe przybliżenie nas do mroku obłędu, a wszystko to oparte na skromnych, elementarnych środkach wyrazu. Niezapomniane Spotkanie, mam nadzieję, że zauważy je w swym corocznym zestawieniu obecny na premierze Jacek Sieradzki, bo my już zapisaliśmy Ninkiewicza wysoko. Druga rola to powtórne spotkanie z Piotrem Biedroniem, nowym, młodym aktorem Teatru Wybrzeże: młodość, świetne przygotowanie ruchowe no i to, co najważniejsze, czego nie da się wyuczyć – skupia uwagę na sobie, bez względu na to, co gra ( w „Willkommen w Zoppottach” też skupia). Mamy młodą gwiazdę. Na wyróżnienie zasługuje też część filmowa i zdjęcia Tomka Bergmana.

Od pewnego czasu mamy modę na jubileusze i fety weteranów protestów sprzed kilkudziesięciu lat. Powstają kolejne filmy o fenomenie polskiego rocka lat 80., zespół „Dezerter”, który przez wiele lat miał ogromne problemy z wydaniem płyt, sprzedaje  rewelacyjnie ilustrowany album, oglądamy wystawy „Pomarańczowej Alternatywy”, Konjo i Skiba objeżdżają kraj, prezentując historię anarchizmu i myślą o założeniu muzeum, najciekawiej chyba wyglądały obchody 25-lecia TOTARTU. Większość  działań dawnych dekonstruktorów społecznych jest finansowana ze środków publicznych,  buntownicy sprzed  lat stają się obiektami muzealnymi, na naszych oczach powstaje nowa, „alternatywna” mitologia.„Sprawa operacyjnego rozpoznania” to legendaryzacja ruchu Wolność i Pokój. Scenarzyści dokonują chyba lekkiego przekroczenia, tak niezwykle wysoko rangując ten niezwykle zasłużony, wspaniały, ale jednak mocno niszowy ruch. Widz po zakończeniu widowiska może odnieść wrażenia, że to głównie, jeśli nie tylko dzięki WiPowi doszło do pewnych zmian w Polsce. Przekaz jest skierowany do dzisiejszych 20-latków, siłą rzeczy rezygnuje z ambicji głębszej analizy lat 80. i posługuje się skrótem. Dla kogoś, kto pamięta te czasy i nie należał do WiPu, niektóre akcenty mogą wydawać się przesadzone. Warto na lekcjach historii odpowiednio i precyzyjniej pozycjonować WiP wobec takich  aktywności jak np.: Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, TOTART, Pomarańczowa Alternatywa, Festiwal w Jarocinie, Solidarność Walcząca, czy „geriatryczne” w tym kontekście i „zaściankowe” : KOR, Solidarność  czy NZS. Ruch Wolność i Pokój był formą aktywności młodych intelektualistów, którzy nie mieścili się w bogoojczyźnianej, jak mówi jeden z bohaterów widowiska, „S”. Nieskromnie odcinał się i wynosił ponad Solidarność Walczącą, czy aktywistów typu Klaudiusz Wesołek, ale z drugiej strony, trochę niekonsekwentnie, nawiązywał do myśli Jana Pawła II i polskiego kościoła rzymsko-katolickiego (vide: deklaracja założycielska). Fenomen WiPu w „Sprawie...”  jest przedstawiony w sposób niepełny, mamy do czynienia z piękną, szlachetną i... uzasadnioną mitologizacją.

Wolałbym osobiście zobaczyć osobną inscenizację „Płomieni” i fabularyzowaną opowieść o aktywistach wipowskich. Przenikliwa, świadoma lektura Brzozowskiego i dokładne pozycjonowanie fenomenu pacyfistycznego ruchu zasługują na oddzielne potraktowanie, tak są ważne i wartościowe. Szczególnie frapujące są późniejsze losy najsłynniejszych aktywistów WiPu. Andrzej Stasiuk stał się jednym z czołowych polskich literatów i wydawcą, Jan Maria Władysław Rokita osiągnął szczyty polityki, by z nich spaść w nicość, a Piotr Niemczyk stał się jedną z najważniejszych osób w Urzędzie Ochrony Państwa, według dobrze poinformowanych źródeł był odpowiedzialny za wydanie Instrukcji  UOP nr 0015/92, która zdaniem wielu polityków przewidywała inwigilację członków partii politycznych i pozyskanie płatnych informatorów wśród prawicowych ugrupowań sprzeciwiających się polityce prezydenta Lecha Wałęsy i rządu Hanny Suchockiej oraz określanych mianem "ekstremistycznych". Taka trochę alternatywna Nasza klasa.

"Przed \'89 rokiem WiP był niewygodny  dla władzy komunistycznej, a po \'89 tak samo niewygodny dla nowej władzy, wywodzącej się z opozycji solidarnościowej". - Małgorzata Tarasiewicz

Z WiPem było trochę jak dziś z tzw. organizacjami pozarządowymi, które są potrzebne wtedy, gdy państwo lub opozycja  nie radzą sobie z jakimś problemem lub do zrealizowania jakiegoś celu szuka się wykonawcy tańszego, lepszego i bardziej zaangażowanego.

Dlaczego ostatecznie, mimo mankamentów i zastrzeżeń tak ranguję „Sprawę operacyjnego rozpoznania” ? Powód jest prosty: intelektualnym i moralnym obowiązkiem każdego wrażliwego człowieka jest niezgoda na zło i wyrażanie jej w adekwatny do możliwości sposób. Ekipa Zbigniewa Brzozy taki obowiązek rozwinęła w formie spektaklu teatralnego, multimedialnego widowiska, trochę trącącego akademią, ale prawdziwego i odważnego.  Taki patos jest dzisiaj zupełnie demode, nikomu się już nic nie chce, wszyscy są poukładani. „Sprawa...” to rzadki dziś ptak, ale nie  mylić go z jaskółką zmian. Ale choćby żadne zmiany nie nastąpiły,  działać trzeba.

*organizacje pozarządowe: niezależne od administracji publicznej stowarzyszenia, fundacje i grupy nieformalne. W Polsce występują w ilościach śladowych.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
30 sierpnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia