Kultura to koło zamachowe gospodarki

rozmowa z Joanną Mytkowską

Mam poczucie, że jeżeli jakieś pieniądze na kulturę w Polsce były, to myśmy każdą złotówkę już dawno wytropili i wydali - mówi Joanna Mytkowska, dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Dorota Jarecka: Czy kultura potrzebuje reformy? 

Joanna Mytkowska: Oczywiście, dużo powinno się zmienić. Biurokracja ciągle trzyma nas ostro w karbach. Nawet te instytucje publiczne, które w ostatnim dwudziestoleciu dokonały wysiłku przejścia na nowoczesny sposób zarządzania, są zmuszane do funkcjonowania według dwóch wykluczających się reguł. 

Z jednej strony mamy roczny, przyznawany w ostatniej chwili budżet. Z drugiej - ogranicza nas prawo o zamówieniach publicznych, które wymaga precyzyjnego planowania do przodu. Trzeba bowiem z dużym wyprzedzeniem urządzać przetargi na każde zadanie, którego koszt przekracza 14 tys. euro. W ten sposób tracimy mobilność, mnóstwo czasu i pieniędzy, nie wspominając nawet o konkurencyjności czy grze rynkowej. Przydałby się co najmniej trzyletni system rozliczeniowy oraz wyłączenie części działalności kulturalnej z prawa o zamówieniach publicznych, albo znaczne podniesienie wysokości sumy, od której należy urządzać przetargi. O taką reformę bym walczyła. 

Zgadzam się z prof. Hausnerem, że potrzebny jest większy udział organizacji obywatelskich: stowarzyszeń i fundacji w organizowaniu życia kulturalnego. Jednak zarejestrowanie takiej organizacji trwa w Polsce co najmniej kilka miesięcy. Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Sztuki Nowoczesnej czekało na rejestrację osiem miesięcy. 

Jerzy Hausner proponuje większy udział rynku, prywatnego biznesu, mniejsze dotacje na kulturę ze środków publicznych. 

- Obawiam się, że ten punkt jego programu spotka się z ostrą krytyką. My często jesteśmy stawiani w sytuacji niemożliwej. Np. teraz finansowane z budżetu państwa instytucje narodowe, do których należy Muzeum Sztuki Nowoczesnej, nie mają prawa startować w organizowanych przez Ministerstwo Kultury konkursach na dofinansowanie projektów. Ministerstwo miało na to wyznaczyć specjalne środki, ale tego nie zrobiło. I tak z dnia na dzień straciliśmy znaczną część naszych budżetów, a mamy zaplanowane wystawy, spektakle czy koncerty. 

Można starać się o środki pozarządowe, prywatne, europejskie. 

- Ale my to robimy. W Muzeum Sztuki Nowoczesnej to około jednej trzeciej naszego budżetu. Dużo instytucji w ten sposób już działa. I mam poczucie, że jeżeli jakieś pieniądze były w Polsce na kulturę, to myśmy każdą złotówkę już dawno wytropili i wydali. Rynek w Polsce jest płytki, mało jest sponsorów prywatnych, jeśli biznes na coś wydaje dodatkowe środki, to na dobroczynność - z powodu biedy, jaka panuje w naszym kraju. 

Słuszna jest propozycja prof. Hausnera, by uruchamiać coraz więcej nowoczesnych mechanizmów rynkowych, wprowadzać ulgi podatkowe dla sponsorów. Do zmiany jest też 22-procentowy VAT na obrót dziełami sztuki, najwyższy w Europie. Ale nierealistyczne jest myślenie, że reforma natychmiast i radykalnie poprawi sytuację i uwolni budżet państwa od odpowiedzialności za kulturę. 

Jak to działa na świecie? 

- W Europie publiczne instytucje kultury mają zapewnione stałe, długoletnie dotacje na podstawowe funkcjonowanie. Idealny jest model, w którym jedna trzecia budżetu pochodzi od państwa, regionu lub miasta, jedna trzecia jest wynikiem działalności gospodarczej (bilety, wynajem pomieszczeń), a reszta od sponsorów. 

Trzeba jednak pamiętać o wielowiekowej tradycji mecenatu zachodnioeuropejskiego, o stowarzyszeniach wspierających instytucje kultury nieprzerwanie od XIX wieku. W Polsce to poczucie obywatelskiego zaangażowania w kulturę dopiero się zaczyna. 

Czy w jakimś kraju instytucje kultury utrzymują się bez pomocy rządu? 

- W USA prawie nie ma instytucji publicznych i wszystko utrzymują obywatele. System ten opiera się na 200-letniej tradycji filantropii oraz ogromnym rozwarstwieniu majątkowym. Za kulturę płacą bogate elity - model chwilowo niemożliwy do zaszczepienia w Polsce. 

U nas wydatki na kulturę - rządowe, samorządowe i gospodarstw domowych - mają spaść o 2-3 proc. w ciągu najbliższych dwóch lat. 

- W czasach kryzysu rządy i samorządy w Europie, np. w Niemczech i we Francji, zwiększyły budżety na kulturę. Bo nowoczesne rynkowe myślenie o kulturze nie polega tylko na postulacie, że ma ona sama się finansować, ale na uznaniu opłacalności inwestycji w kulturę. Uważa się, że to jest koło zamachowe gospodarki. Wprowadza ruch, innowację, zmianę, szybko tworzy nowe idee, potrzeby - a więc w konsekwencji miejsca pracy. 

W Polsce latami nie inwestowano w nowoczesną infrastrukturę, rozwój czy planowanie. W ostatnim dwudziestoleciu powstały tylko dwie nowe przestrzenie wystawiennicze. Reszta to adaptacje i prowizorki. A kultura jest jedną z nielicznych szans Polski na otwarcie się i zaistnienie w świecie. Wątpię, żeby drobne oszczędności, które można tu poczynić, pokryły straty, jakie takie oszczędzanie może przynieść.

Dorota Jarecka
Gazeta Wyborcza
20 czerwca 2009
Portrety
Joanna Mytkowska

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia