Kupiec za kratami

"Kupiec wenecki" - 13. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Pierwszy dzień sierpnia to ważna data w kalendarium sympatyków zarówno samego Szekspira, jak i wielbicieli scenicznych pokazów dramaturgicznych. Wraz z początkiem drugiej połowy lata rozpoczął się Festiwal Szekspirowski, który już po raz trzynasty gromadzi widzów w salach trójmiejskich teatrów i domach kultury. I choć, jak co roku, nie brakuje pomysłów na adaptacje renesansowych dramatów, różnorodności w zakresie ich formy oraz treści czy też odważnych kroków w stronę współczesnych rozwiązań scenograficznych, to przyświecająca realizatorom myśl pozostaje niezmienna - ukazać ponadczasowość dzieł pisarza nieżyjącego od wieków.

Szekspirowski "Kupiec wenecki" ma to do siebie, że trudno o nim dyskutować wedle ustalonego porządku, którego przyświecającym celem miałaby być hierarchiczna analiza tego dzieła. Dyskusja, a nawet osobiste refleksje pod wpływem natłoku obrazów, a dalej za nimi idących silnych wrażeń, często poddają się całkowitej dezorganizacji myśli. Taki wewnętrzny rozstrój emocjonalny i intelektualny prawdopodobnie towarzyszył większej liczbie widzów opuszczających salę, na której rozgrywał się spektakl przygotowany przez brytyjską grupę aktorów z Watermill Theatre. I chyba ten publiczny, niemy gest lekkiego zamieszania związanego z typowym jak dla Szekspira zakończeniem - nie do końca smutnym, nie do końca szczęśliwym - stanowi dobrą wróżbę dla przyszłych pokoleń odbiorców jego dzieł.

Wracając jednak do początku, a więc odsłonięcia przysłowiowej, purpurowej kurtyny należy zwrócić uwagę na scenografię – dość ubogą, ale wystarczająco posępną, aby wprowadzić widza w atmosferę mającego się wydarzyć dramatu. Na scenie znajduje się pusta przestrzeń ogrodzona półkolem więziennych krat, za którymi hałasują aktorzy. Ta karna wrzawa przywodzi na myśl tubylcze dźwięki, których odgłos kojarzymy najczęściej z krwawymi scenami pojedynku murzyńskich plemion. Uderzający w kraty i metalowe naczynia ‘więźniowie’ zdają się więc alarmować o czymś równie okrutnym, co widowisko na wpół nagich i barbarzyńskich w swych metodach szczepowych wojowników. Sceniczny harmider milknie, gdy na scenie pojawia się tytułowy kupiec – Antonio, a za nim jego przyjaciel – Bassanio. Pierwsze dialogi bohaterów toczone wokół spraw majątku, miłości, ubytku i recepty na szczęście, dobroduszności akcentowanej poprzez chrześcijańską postawę, splatane gestami serdeczności i koleżeństwa, wprowadzają w problematykę utworu. Tym przedmiotem rozważań będą kwestie aktualne po dzień dzisiejszy – pytania i bolączki dawnych, jak i współczesnych filozofów, próbujących rozwikłać przyczynę ludzkich i mniej ludzkich zachowań czy zbadać sens symbiotycznego charakteru sił dobra i zła.

Godne zainteresowania pozostają męskie rolę – i tylko męskie, ponieważ w postaci kobiece również wcielają się aktorzy płci męskiej. Przyczyn takich rozwiązań może być wiele – w zależności od tego, czy uznamy to za świadomy wybór reżyserskich poczynań czy konieczność wynikającą z faktu, że grupę teatralną z Wielkiej Brytanii stanowią sami mężczyźni. Przychylni pierwszej hipotezie możemy sądzić, że przebrani w kobiece elementy garderoby aktorzy to wyraz chęci ukazania Szekspirowskiego wymiaru rzeczywistości, jako sfery nie do końca autentycznej lub chociażby odwzorowanej od tej prawdziwej, ale zniekształconej i tajemniczej. Ponadto odgrywanie kobiecych ról przez silnych i postawnych mężczyzn, których tylko krwistoczerwone usta i podwyższone buty stanowią kobiece atrybuty, ustanawia status weneckich przedmieść, gdzie rozgrywa się akcja, jako miejsca dalekiego od subtelności i wrażliwości kobiecych gestów. To przestrzeń dzika, o żelaznych jak jej mury zasadach, w której pieniądz waży się na szali równoległej z bryłą ludzkiego mięsa odkrajanego chciwym gestem przez egzekwującego swój dług Żyda.

Czy aura tajemniczości i posępności; wrażenie unoszących się w powietrzu szeptów i chichotów czy poczucie nieprzyjemnego dreszczu na skutek snującego swój monolog bohatera wokół kwestii pozbawienia nieprzyjaciela partii ciała, dała się odczuć na tyle silnie, aby zapamiętać sobotni występ, jako już nie tylko jeden z wielu, ale właśnie ten jeden, nieliczny, o którym warto wspomnieć podczas lektury angielskiego pisarza? I choć to pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, to jednak ku końcowi wspomnę o salwie braw, których nie omieszkali uczynić widzowie sobotniego, inauguracyjnego dnia festiwalu.

William Shakespeare, Mechant of Venice. Reżyseria: Edward Hall, Adaptacja:Roger Warren, Scenografia: Michael Pavelka , Muzyka: Properpeller, Światła: Ben Ormerod. Obsada: Bob Barrett, Kelsey Brookfield, Babou Ceesay, Richard Clothier, John Dougall, Richard Dempsey, Richard Frame, Emmanuel Idowu, Jonathan Livingstone, Thomas Padden, Chris Myles, Jack Tarlton, Jon Trenchard. Watermill Theatre and Propeller, 1 sierpnia 2009, czas trwania : 154 min.

Justyna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
3 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia