Kwestia (męskiej) dojrzałości

"Nine" - reż. Jacek Mikołajczyk - Teatr Muzyczny w Poznaniu

Poproszeni o podanie tytułu jednego, wyjątkowego musicalu, zapewne wymienilibyśmy „Upiora w operze" albo „Les Misérables". Tymczasem w cieniu wielkich produkcji pozostają spektakle, które publiczność kojarzy zazwyczaj tylko z filmowych wersji, a które zasługują na uwagę. Wśród nich jest „Nine", najnowszy musical Teatru Muzycznego w Poznaniu.


„Nine" przedstawia historię Guida Continiego, włoskiego geniusza reżyserii filmowej, celebrytę i bawidamka, którego w przeddzień czterdziestych urodzin zaczyna ogarniać kryzys. Zawodowe, jak i osobiste problemy popychają go do wizyty w weneckim SPA, gdzie pragnie odzyskać utracony spokój i wenę twórczą. Niestety, mężczyznę zaczynają otaczać „kobiety jego życia": żona Luisa, kochanka Carla, muza Claudia, wymagająca producentka Liliane La Fleur i ukochana matka. Guido część z nich spotyka w realnym świecie, pozostałe są wizją jego pogrążonej w kryzysie psychiki. Do mężczyzny dociera, że mając czterdzieści lat, wciąż zachowuje się jak beztroski, dziewięcioletni chłopiec, który pragnął tylko dowiedzieć się, czym jest miłość. Świadomość tego faktu nie przynosi bohaterowi ulgi, popychając go do coraz mniej przemyślanych decyzji.

Broadwayowski przebój autorstwa Maurego Yestona na poznańskiej scenie wyreżyserował Jacek Mikołajczyk. Reżyser dopasował swoją wizję artystyczną do możliwości technicznych teatru, dzięki czemu publiczność ma okazję obejrzeć przedstawienie przemyślane, estetyczne, nie narzucające się za pomocą taniego efekciarstwa (na ogół).

Główna rola zagubionego w świecie wiecznego chłopca przypadła Łukaszowi Brzezińskiemu. Aktor obdarzył swojego bohatera niezwykłym urokiem osobistym, dzięki czemu widowni łatwiej było zrozumieć wszystkie bohaterki wzdychające ku nieroztropnemu, włoskiemu amantowi. Brzeziński w swojej roli dobrze radził sobie zarówno od strony dramatycznej, jak i wokalnej. Jego Guido bawił, momentami denerwował, ale najczęściej - skłaniał publiczność do wybaczania mu kolejnych artystycznych ekscesów.

Z grona pięknych i utalentowanych kobiet pojawiających się wokół Guida za najciekawszą i najbardziej ujmującą uważam Luisę (w którą wcieliła się Ewa Łobaczewska), Claudię (kreowaną przez Annę Lasotę) oraz Saraghinę (w tej roli Anita Urban). Ewa Łobaczewska nadała postaci Luisy godność i dystynkcję, jej wykonanie utworu „Mój mąż jest reżyserem" było wzruszające. Z kolei Anna Lasota jako Claudia wniosła na scenę ożywczą energię, przypływ sił – jak na muzę artysty przystało. Jej duet z Łukaszem Brzezińskim to jeden z najlepszych utworów w musicalu. Na największe uznanie zasługuje jednak Anita Urban, która fenomenalnie wcieliła się w postać tajemniczej Saraghiny, nadając swojej bohaterce niezwykłej mocy i sex appealu. Za wykonanie utworu „Bądź Włochem" należą się aktorce gorące brawa.

Jacek Mikołajczyk wraz z Mariuszem Napierałą (odpowiedzialnym za scenografię i reżyserię światła) mądrze zagospodarowali przestrzeń poznańskiej sceny, która dzięki ich zabiegom pozwoliła na wykreowanie zwartej wizji weneckiej scenerii. Atmosferę SPA podkreślały stylizowane kafelki, a także unoszące się nad sceną opary mgły i dobroczynnie działającej wody. Kostiumy Agaty Uchman podkreślały charaktery bohaterek: klasyczny zestaw Luisy współgrał z rolą statecznej, wspierającej żony, przykuwająca krojem sukienka Claudii przywodziła na myśl strój eterycznej nimfy, zaś czerwień strojów Carli jednoznacznie kierowała uwagę widowni na jej rolę w życiu Guida.

Nie wszystko w poznańskim „Nine" zasługuje jednak na pochwały. Na pewno twórcom zabrakło wyobraźni w scenie prezentującej moment powstawania nowego filmu Continiego - tandetność pomysłu Guida została zaprezentowana zbyt dosadnie. Podobny zarzut mam do opracowania utworu ,,Folies Bergeres". Postać Liliane (w którą wcielała się Barbara Melzer) była przerysowana do granic możliwości, rażąca w zestawieniu z pozostałymi kobietami otaczającymi głównego bohatera. „Nine" lepiej oglądało się, gdy na poznańskiej scenie nie znajdowały się pióra w krzykliwych kolorach czy pudrowane peruki.

Najnowszy musical w reżyserii i przekładzie Jacka Mikołajczyka to spektakl, który bardzo dobrze się słucha i ogląda. Kiedy do widza dociera paradoks życia głównego bohatera, widmo syndromu „Piotrusia Pana" zaczyna unosić się nad sceną. Nikt z ludzi nie jest pozbawiony wątpliwości związanych z podjętymi decyzjami, każdy wolałby uniknąć konsekwencji złych wyborów. Pielęgnowanie w sobie cząstki dzieciństwa jest ważne i cenne, gorzej jeśli wewnętrzne dziecko wpływa na dorosłe życie. „Nine" w wersji Mikołajczyka to nie spektakl o męskim kryzysie wieku średniego, lecz historia o kryzysie dojrzałości w ogóle.

 

Agata Białecka
Dziennik Teatralny
14 października 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...