Kwiecień, 2019 (1)

W Trzech Zdaniach

Wystawa „Wajda" w krakowskim Muzeum Narodowym to labirynt multimedialny imponujący bogactwem i nowoczesnością ekspozycji, co niestety odbija się na komunikatywności przekazu.

Uszy i oczy atakowane są nieprzebraną informacją obrazową (na dziesiątkach migających ekranów), tekstową (nie zawsze czytelne napisy), akustyczną (dźwięki płynące z głośników i z licznych słuchawek) oraz umieszczonymi na planszach i w gablotach eksponatami, ale mimo to zobaczyć wystawę koniecznie trzeba, szczególnie jeśli można poświęcić jej dużo czasu, krótkie zwiedzanie nie ma sensu, pozostaje w mózgu kasza i wszystko staje się równie ważne, czyli równie nieważne, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że obecna moda wystawiennicza, tak niebywale agresywnie bombardująca nasze zmysły dochodzi do kresu. Jako człowieka teatru boli mnie, że tak mało miejsca poświęcono inscenizacjom Wajdy, któremu – obok Jarockiego i Swinarskiego – szczególnie „Stary" zawdzięcza swój najlepszy okres w historii i choć wiem, że p. Andrzej był przede wszystkim reżyserem filmowym, to jednak w teatrze bywał też mistrzem nad mistrze! (5.04.)
***
Bronisław Maj przygotował dzisiejsze spotkanie Krakowskiego Salonu Poezji w sposób szczególny – były to kata-strofy poetyckie, w tytule okraszone dodatkowo cytatem z Szymborskiej: „jest nam odmówiony idiotyzm doskonałości". Owe kacie strofy wymknęły się kiedyś spod pióra prawie każdemu wybitnemu poecie, a tylko tacy zostali uwzględnieni w scenariuszu, słuchaliśmy więc grafomańskich wierszy m.in. Słowackiego, Mickiewicza, Norwida, Krasińskiego, Staffa, Leśmiana, Szymborskiej, Miłosza, Baczyńskiego, Bursy, Świrszczyńskiej, Wojaczka zaśmiewając się do łez. Cóż, prawo do pomyłki powinien mieć każdy, nawet geniusz, dlatego wybaczmy im potknięcia i kochajmy ich nadal, o co prosił w swoim wystąpieniu Bronek, pamiętać też trzeba, że wybór wierszy był subiektywny, ale chyba uczciwy, no, może poza Wyspiańskim, najbardziej dyskusyjnym, którego całą twórczość poetycką Maj uważa i zawsze uważał za grafomańską. (7.04.)
***
W westybulu Teatru im. Juliusza Słowackiego (przepraszam – Teatru w Krakowie) nieznany sprawca wyłamał i ukradł koronę wieńczącą jeden z dwóch stylizowanych herbów miasta, które 125 lat temu nieznany z imienia budowniczy umieścił na kolumnach schodów prowadzących na pierwsze piętro. Dzisiaj zapanowała populistyczna moda: teatr powinien wychodzić na ulicę, a ulica wchodzić do teatru, co w przypadku budynku zabytkowego, pełnego historycznych pamiątek, różnie się może skończyć. Dla mnie teatr pozostanie zawsze swoistym sacrum, miejscem, do którego trzeba chcieć się dostać i móc uczynić w tym kierunku pewien wysiłek, a naszą – ludzi sceny – powinnością (i nie tylko naszą) jest rozbudzanie społecznego snobizmu, aby jak najwięcej publiczności pragnęło ową magiczną przestrzeń oswoić. (8.04.)
***
Strajk nauczycieli. Pozostawmy na boku prowadzoną z sukcesem przez stronę rządową politykę divide et impera, zagadnienie ile ma być klas i czy gimnazja były cacy, czy be, jaki w narodowej, polskiej szkole realizować program z historii i z języka polskiego, jaki procent nauczycieli strajkuje, ile szkół jest zamkniętych, ile pieniędzy należy się belfrom za uczenie naszych dzieci, a skupmy się na tym, co wydaje mi się najważniejsze i co tak rzadko staje się powodem do namysłu: jak uczyć nową generację Polaków (i nie tylko Polaków), pokolenie cybernetyczne, od dziecka zrośnięte z komputerami i korzystające z najprzeróżniejszych internetowych przeglądarek, buszujące po sieci nieustannie. To są ich narzędzia, a jeśli także nauczycieli, to tych najmłodszych, zatem jak uczyć, czy oswajać z siecią, czy ją porządkować, wskazując najwartościowsze źródła, bo dzisiaj świat pędzi jak oszalały, wiedza jest na wyciągnięcie ręki, ściślej na kliknięcie palcem, a nie w głowie nauczyciela, wiec jak budować autorytet? (11.04.)
***
Wiadomo, do sanatorium ryczące pięćdziesiątki i czterdziestki jeżdżą nie tylko po to, aby wymoczyć swoje ciała w solankach i borowinach, ale również, aby zaznać erotycznych przygód z kuracjuszami, równie spragnionymi zmysłowej bliskości. Takie sytuacje obrosły niezliczoną ilością dowcipów, kabaretowych skeczów, utworów dramatycznych i dlatego do MOS-u na spektakl „Turnus mija, a ja niczyja" nie można się dostać, a dyrektorzy Teatru w Krakowie mieli świetny pomysł, aby nęcącym tytułem podkręcić frekwencję. Zwabiona w ten sposób publiczność nie czuje się oszukana, bo seksualne ekscesy owszem są, ruchy frykcyjne też, golizny co niemiara, są zabawy z fletem, ale też innych atrakcji sporo: dużo śmiesznych ruchów i kroków, sytuacyjnych żartów z komedii slapstickowych, niestety, nie najwyższych lotów, odpowiednio bałaganiarski scenariusz, wściekłe parodie operetkowych schlagwortów, jest też dr Józef Dietl (onegdaj prezydent naszego Miasta), który jako żywo przypomina mi Pana Kleksa, są hiszpańskie tańce grupowe, słowem jest gęsto i grubo, jak na mój gust trochę za grubo, ale co tam, była owacja na stojąco, więc Krakowowi najwyraźniej brakuje przybytku podkasanej muzy bez żenady i bez żadnych hamulców (bo Teatr Variété to wzór dobrego smaku!), więc może w MOS-ie???!!! (14.04.)
***
Oto fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego z ostatniego Salonu Poezji (Niedziela Palmowa) na nadchodzący Wielki Tydzień i Święta Zmartwychwstania Pańskiego: „Najłatwiej zobaczyć krzyż na ramionach Jezusa. | Trudniej już u bliźniego. Ale najtrudniej jest zobaczyć | swój krzyż. Zobaczyć i uwierzyć, że może stać się | naszym zbawieniem." Dobrych Świąt! (15.04.)

cdn.

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
15 kwietnia 2019

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia