Łabędzie, co się zacinają

"Jezioro łabędzie" - 20. Łódzkie Spotkania Baletowe

W inscenizacji "Jeziora łabędziego" Giorgio Madii, w ramach XX Łódzkich Spotkań Baletowych jest wszystko: i klasyka i nowoczesność, i baśń i ludzkie emocje. Nie ma tylko dobrego tańca.

Wiadomo, że dla choreografa mierzenie się z legendą "Jeziora łabędziego" jest tym, czym dla reżysera wystawienie "Hamleta". Niewielu czytało, wszyscy znają. Podobnie i balet Czajkowskiego. Motyw muzyczny z pas de quatre małych łabędzi powiela się nawet w reklamach, a cztery złączone dłońmi baletnice na biało to pierwszy obrazek, jaki mamy przed oczami na myśl o balecie. Temu wgryzionemu w powszechną świadomość wizerunkowi wojnę wydało wielu inscenizatorów. I tak jak Hamlet bywał w historii kobietą (np. w interpretacji Sarah Bernhardt czy Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej), tak i łabędzie bywały mężczyznami (np. w głośnej realizacji Matthew Bourne\'a). "Jezioro " doczekało się wersji rockowych, akrobatycznych, parodystycznych. Aż dziw, że prapremiera sprzed 132 lat skończyła się klęską. Więcej zachwytu wzbudziła maszyneria produkująca malownicza mgłę niż "nieudana" muzyka Czajkowskiego.

W kontekście nawarstwionych kulturowych skojarzeń, jakimi emanuje "Jezioro ", jego realizacja wymaga niemałej odwagi. Giorgio Madia przyznał w programie, że uważał je zawsze "za święte i nietykalne". Jednocześnie włoski choreograf nigdy nie chuchał trwożnie na wielkie dzieła. Śmiało kreślił libretta "Kopciuszka" czy "Śpiącej królewny", proponował rozbuchane, pomysłowe inscenizacje, zderzał taneczne światy. Tym razem jednak wyraźnie nie mógł się zdecydować, czy Czajkowskiego uwspółcześnia, czy szanuje.

Zgodnie z zapowiedziami, odrzucił baśniowo-legendarną konwencję, czego znakiem jest choćby warstwa plastyczna. Bohaterowie, zamiast pysznych dworskich szat, noszą współczesne garnitury i krótkie kolorowe sukienki. Łabędzice trzepoczą piórkami doczepionymi do palców. Pałacowe wnętrza Bruno Schwengl oznaczył trzema ogromnymi żyrandolami, a kodem kolorystycznym uczynił opozycję bieli i czerni. Zgrzytem są natomiast kiczowate zabiegi, jak przejeżdżający przez scenę łabędź. Do tego ptasi rekwizyt zacinał się w prowadnicach i płynąc ruchem zrywno-przerywanym, stanowił idiotyczny komentarz dla rozwijającego się w tle dramatycznego tematu muzycznego. Warto przy okazji odnotować, że łódzki zespół wreszcie nie tańczył do taśmy. Z drugiej strony orkiestra zaliczyła kilka takich wpadek, że na widowni aż ktoś jęknął z bólu. 

W realizacji zabrakło jednak inscenizacyjnego pomysłu czy choćby poczucia humoru, którym Madia urzekał w innych spektaklach. Jego "Jezioro " ani nie wzrusza historią, ani tym bardziej tańcem. Bo choreografia może budzić najwięcej kontrowersji. Madia usiłował rozsadzić klasyczne ramy nieklasycznymi technikami, przez co z korzyścią nie zaistniało ani jedno, ani drugie. Tancerki weszły na scenę bez point, co - jak wiemy od czasów Isadory Duncan - jest znakiem wyswobodzenia się od reguł. Tyle że Madia zachował elementy konwencjonalnego stylu, przez co odciął tancerkom drogę do kunsztownych popisów. Bo jak tu dobrze zrobić na boso np. fouetté (tancerka kilkakrotnie z niezwykłą dynamiką obraca się wokół własnej osi, stojąc na jednej nodze, a drugą wykonując "zamach"). A jest to jeden z efektowniejszych momentów w pałacowym występie "czarnego" łabędzia. Nie ma też w tej inscenizacji postaci Błazna, któremu w tradycji choreograficznej przypisane są widowiskowe wyskoki i obroty, jak coupe jeté w scenach dworskich i inne spektakularne elementy wymagające siły i technicznej wirtuozerii. 

Są za to nieszablonowe pas de deux, przeważnie oparte na siłowych, niemal gimnastycznych układach. Ema Kawaguchi (ściągnięta do Wielkiego razem z Giovanni di Palmą) nowocześnie przewalała się po ziemi, w rozmaitych konfiguracjach wczepiała się w partnera, nogi zakładała prawie za głowę - swoją i jego - tyle że boleśnie brakowało temu jakiejkolwiek harmonii i urody. I nic dziwnego, że to nie ona, tylko Daria Marova, jako Księżniczka rosyjska, zebrała w finale największe brawa. Baletowa widownia lubi dobry taniec.

Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
11 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia