Labirynt intryg

"Pokojówki" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni

Spragnieni klasycznie budowanego teatru opartego na grze z partnerem i psychologizmie postaci w "Pokojówkach" znajdą pozycję dla siebie. Spektakl Teatru Miejskiego to przede wszystkim gra pozorów, której sens widoczny jest dopiero po dłuższej chwili.

Krzysztof Babicki, reżyser premiery inaugurującej nowy sezon artystyczny Teatru Miejskiego, sięgnął po tekst Jeana Geneta, który chętnie portretował wykluczonych i odrzuconych. Genet misternie zapętlał akcję dramatów, by odsłaniać fałsz i obłudę, jednocześnie zamazując granice między fikcją a rzeczywistością. Podobnie jest w "Pokojówkach" - dramacie ułożonym na trzech bohaterów (czwartego, Autora, dołożył reżyser spektaklu, by przedstawić didaskalia sztuki). Tu wszystko opiera się na niuansach i aż prosi się o silny sceniczny wyraz. Kim są i dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej pokojówki Claire i Solange? Dlaczego pragną śmierci swojej pracodawczyni? Czemu wysłały jej partnera do więzienia? Po co odgrywają swój upiorny teatrzyk - czy to forma odreagowywania swojej pracy czy przygotowanie do zbrodni?

Odpowiedzi jakie wyłaniają się z tekstu są nieoczywiste. Widz obserwuje teatr w teatrze - scenki odgrywane między pokojówkami (zgodnie z instrukcjami Geneta, w gdyńskiej inscenizacji granymi przez mężczyzn). Ich upiorna psychodrama z pozoru wygląda na niewinną zabawę - Claire ubiera suknię Pani, używa jej kosmetyków, stara się naśladować jej władczy ton i zachowanie. W tym czasie Solange ją oskarża, stara zdominować, by wywołać jej strach, przerażenie i wyrzuty sumienia. Pokojówki pod nieobecność Pani wciąż powtarzają tę zabawę, zamieniając się rolami. Tym razem jednak rytuał zostanie zakłócony telefonem od Pana, który wyszedł już na wolność. Nie ma już czasu na zabawę...

W centrum spektaklu reżyser umieścił Szymona Sędrowskiego (Claire) i Dariusza Szymaniaka (Solange), którzy często grają w jego spektaklach istotne role. Ich gra w "Pokojówkach" przypomina momentami słowną szermierkę, w której Sędrowski początkowo nieco zbyt mocno szarżuje. Z czasem jednak jego aktorstwo jest coraz bardziej przekonujące, a uwagę budzi poprzez drobne gesty, spojrzenia, postawę, zachowanie. W efekcie jego Claire jest bardziej intrygująca i mniej przewidywalna niż Solange Szymaniaka. Zdecydowanie w cieniu wspomnianego duetu pozostaje Beata Buczek-Żarnecka, która jako Pani jest jednowymiarowa, przypominająca współczesną bizneswoman (chociaż umowna scenografia Sławomira Smolorza przenosi nas raczej do arystokratycznego wnętrza) i poza kilkoma intrygującymi gestami (całowanie Claire i policzkowanie jej) mało ciekawa.

Babicki podobnie jak w "Idąc rakiem" wprowadza do spektaklu postać Autora. Grany przez Andrzeja Redosza Jean Genet instruuje na początku spektaklu pokojówki jak grać, a na koniec przedstawienia symbolicznie zdmuchnie świeczkę. O ile w "Idąc rakiem" taki bohater był w pełni uzasadniony, tutaj jest kompletnie zbędny. Jego obecność podważa nieco zamysł reżyserski, by sztukę grać psychologicznie.

Przyznaję, że ze spektaklu wyszedłem zawiedziony. Chociaż reżyser wnikliwie rozpracowuje detale tekstu i bardzo precyzyjnie buduje dramaturgię spektaklu, to zabrakło tu pomysłu na interpretację sztuki, jaką umożliwia pełna niedomówień specyfika tekstu. Powstała spójna, rzetelnie przygotowana, zamknięta jak dramaty Ingmara Villqista opowieść o losie uciśnionych, którzy marzą o buncie i zemście za doznane upokorzenia. Nie ma tu refleksji innej niż ta zawarta w tekście. Niemniej w repertuarze Miejskiego sztuki psychologicznej bez komediowego zacięcia od dawna nie było. A umieszczenie sceny pomiędzy widzami na ciasnym foyer teatru, pozwala niemal na uczestnictwo w dramacie każdemu z widzów. Czy jednak tkwią w nas pragnienia i motywacje, jakie były udziałem Claire i Solange?

Łukasz Rudziński
www-trojmiasto.pl
4 października 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia