Ładnie opakowany banał

"Niektóre gatunki dziewic" - reż: Ewelina Pietrowiak -Teatr Kamienica, Warszawa

Los do niedawna był dla mnie łaskawy i pozwalał mi uniknąć zapoznawania się z "Niektórymi gatunkami dziewic" Domana Nowakowskiego. Tak udało mi się przeszwarcować przez niemal dekadę od telewizyjnej prapremiery - do premiery w warszawskim Teatrze Kamienica.

Trudno, straciłem dziewictwo, zapoznałem się z przedstawieniem Eweliny Pietrowiak, lecz wychodząc z teatru, zanuciłem starą piosenkę: "zagrałeś - posłuchałam, przestałeś - zapomniałam". Może dlatego, że dwa lata przed telewizyjną prapremierą dramatu Nowakowskiego wyświetlano u nas film "Lulu na moście". Można w nim było obejrzeć podobną historię człowieka przeżywającego miłosną przygodę, która okazuje się tylko ostatnim przebłyskiem gasnącej świadomości. Tam była przynajmniej strzelanina w barze, a u Nowakowskiego bohater, wychodząc z sylwestrowej zabawy, grzmotnął potylicą o glebę. Można jeszcze tolerować polską umiejętność implantowania zagranicznych pomysłów na rodzimy grunt, co nazywa się twórczą inspiracją, gdyby nie "luksusowe cierpienia" bohatera, scenarzysty głupich sitcomów, któremu za sprawą świeżo rozdziewiczonej kobiety przypomina się młodość, zapach pomostu na Mazurach, dym z ogniska i piosenki Starego Dobrego Małżeństwa. To już upiorny stereotyp i kicz do kwadratu.

Dane mi było spotkać się z kilkoma scenarzystami telewizyjnych tasiemców ze śmiechem z offu i wiem, że marzy im się wszystko z wyjątkiem powrotu do niewinnej młodości... Ewelina Pietrowiak sprawnie poprowadziła dwójkę aktorów, pomagając im z wątłego literackiego materiału stworzyć w miarę wiarygodne postaci. Marta Wardyńska gra aż trzy postaci. Jako wykorzystana przez zalanego w trupa scenarzystę "pierwsza naiwna" jest bardzo śmieszna, ale i po ludzku wzruszająca wiarą w świat i ludzi. To zresztą najlepsza część jej roli, bowiem kreacja "prowincjonalny wamp" i "kobieta - wyrzut sumienia" tak wiarygodne już nie są. Andrzej Nejman z poświęceniem stara się uwiarygodnić sztuczną postać faceta dokonującego przewartościowania swego życia, choć właściwie nie wiadomo, czy bohatera bardziej dręczy kac gigant po sylwestrowej popijawie, czy tzw. moralniak. Reżyserce świetnych "Pokojówek", udanej "Trash story" (oba w warszawskim Teatrze Ateneum), mającej w swoim dorobku kilka przedstawień i scenografii zapowiadających pojawienie się w polskim teatrze twórczyni niechodzącej na pasku tego, co w tej chwili modne, wypada życzyć jednak realizacji na miarę tamtych. Udowodniła bowiem, że arkana rzemiosła reżyserskiego opanowała, umie zawodowo opakować średni repertuar, ale jej możliwości są znacznie większe.

Tomasz Mościcki
Dziennik - dodatek Kultura
30 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia