Lalka Jackie

"Jackie. Śmierć i księżniczka" - reż. Weronika Szczawińska - Teatr im. S. Jaracza w Olsztynie

Rosnącą ostatnimi czasy w teatrze tendencją jest debiut wielu znakomitych reżyserek. To pozytywne zjawisko (pojawiła się nowa wrażliwość) pojawia się w dziełach scenicznych Agnieszki Olsten, Agaty Dudy-Gracz, Mai Kleczewskiej

Wydaje się jednak, że najsilniejszym społecznie głosem dysponuje Weronika Szczawińska – to jej projekty nadały nową narrację ruchom feministycznym, nawet jeśli czasem jest przedmiotem manipulacji. Absolwentka stołecznej AT jest drapieżna, nie boi się stawać – ze znakomitym skutkiem – w szranki z doświadczonymi kolegami-reżyserami.

Jej sztandarowym do dzisiaj projektem jest ,,Jackie. Śmierć i księżniczka” według tekstu Elfriede Jelinek. Teksty Austriaczki, nawet te napisane specjalnie dla sceny, są nie lada wyzwaniem dla adaptujących je. Autorka ,,Pianistki” nie tworzy konkretnych postaci, nawet jeśli kreśli ich ogólne kontury, to są one niedookreślone w środku. Nie przeszkadza to jej jednak znajdować argumentów kontestujących genderową realność mieszczańskiej Austrii. Średnio poradziła sobie z Jelinek Maja Kleczewska w ,,Babel”. Zrealizowana w olsztyńskim Teatrze Jaracza ,,Jackie” jest przede wszystkim krótsza i co najważniejsze – lepiej zrealizowana.

Czy tytułowa bohaterka ma prawo narzekać? Jest przecież panią prezydentową, żoną samego JFK. I z pokorą przyjmuje na siebie kolejne role: pierwszej damy, przykładnej żony, posłusznej kochanki. Cały czas stoi jednak w cieniu Marilyn Monroe, którą bez ogródek nazywa ,,kurwą”. Chociaż paradygmat seksownej idiotki skończył się po ideowej kompromitacji rewolucji seksualnej lat 60., nadal jest punktem odniesienia dla nowego wzorca: dobrej, pracowitej, może jeszcze ładnie wyglądającej kobiety.

Spod wizerunku nowej kulturowej idolki wyziera jednak dziura: kompleksów, frustracji. Jackie (cały spektakl to monodram znakomitej Mileny Gauer) opowiada o poronieniu, chorobie, depresji. Cały czas stara się jednak wpasować w wycięte szablony, rozstawione po niewielkiej scenie. Wymachuje wibratorem, jako symbolem znaku męskiej dominacji. Narzeka, chociaż nie powinna, prawda? – ironicznie zapytuje Szczawińska. Cierpliwość bohaterki kończy się niejednokrotnie – nazywa męża ,,fiutem”, prowokuje widzów, jakby chciała udowodnić, że mury politycznej i kulturowej poprawności są do obalenia. Kwintesencją przyjętej przez Szczawińską strategii jest scena sprzątania. Gauer uporządkowuje scenę – składa do całości pudełko z wspomnianych szablonów, okruchy ciasta. Widz początkowo traktuje to jako intermedium, potem odczuwa zażenowanie i wstyd. Jackie robi przecież to, co do niej należy.

Celne, złośliwe spostrzeżenia są niestety nieco jednostronne. Krytykująca męski seksizm Jelinek sama staje się seksistką, nie dając dojść do głosu mężczyznom. Koło się zamyka. Szczawińska, sprawnie prowadząc Gauer, zamyka ją w pudełku, niczym lalkę Barbie – wystawioną na sprzedaż, gotową do użycia. Sporo jednak zmieniło się w relacjach międzypłciowych. Chociaż polskie społeczeństwo nadal jest silnie patriarchalne, emancypacja postąpiła już daleko. Inna jest rzeczywistość Austrii, nie bez znaczenia pozostaje patologiczne dzieciństwo Jelinek i jej fanatyczne wręcz uprzedzenia.

Nie zmienia to jednak faktu, że choć brakuje spektaklowi Szczawińskiej dalszego ciągu w dyskursie, jest on sprawnie zrealizowanym przedstawieniem o mechanizmach dominacji. Jednocześnie daje dobry kierunek ruchom feministycznym, choć ponowna redefinicja wzajemnych stosunków powinna nastąpić już niedługo, w formie nieco bardziej obiektywnej. 

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
10 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...