Lalka, metafora i demaskacja
Zakończone właśnie XIV Międzynarodowe Toruńskie Spotkania Teatrów Lalek pokazały wyraźnie, że z samego procesu twórczego artysta moze uczynić temat.W prezentowanych spektaklach obecny był namysł nad relacją iluzji do realności a także sposobami kreacji świata teatralnego, którego konstrukcja była często odsłaniana przed widzem. Artyści eksperymentowali z formą teatralną, śmiało podchodzili do pracy z lalką, czyniąc ją symbolem, plan lalkowy łącząc często z planem aktorskim. Taki zabieg pozwalał na budowanie dzieł wielopoziomowych, przez co niejednoznacznych. Tematyka zaproszonych spektakli nie ograniczała się do jednego problemu i sposobu opowiadania teatralnej historii, dzięki czemu możliwy był przegląd nowych nurtów i zjawisk obecnych w teatrze lalkowym. Wśród spektakli adresowanych do najmłodszych widzów z najcieplejszym przyjęciem spotkał się Kraft hiszpańskiego Teatru Bambalina, spektakl magiczny i poruszający wyobraźnię. Z kilku taśm papierowych aktorzy tworzyli postaci ludzi, zwierząt i roślin. Naturalny szelest papieru tworzył muzykę nadającą widowisku żywy rytm, wzmagany pojedynczymi słowami w wymyślonym języku. Siła wyrazu spektaklu opierała się między innymi na tym, że artyści korzystali z materiału bardzo prostego, znanego każdemu dziecku, a używali go w sposób mistrzowski, ożywiając z lekkością. Propozycją głównie dla młodzieży był spektakl Rdza angielskiego Theatre Green Ginger - fantastyczna opowieść o parze przyjaciół wyrwanych (dosłownie!) z fabryki i ratujących świat przed skutkami działalności zachłannego potwora rodem z cyrku. Dzięki mocnej, punkowej muzyce, nietypowym lalkom (choćby zielonym braciom syjamskim, przypominającym ufoludki czy waleczne stworki, które w reklamach walczą z głodem), scenografii zdominowanej przez zardzewiałą blachę i podwodne statki oraz humorowi dorównującemu twórcom Latającego Cyrku Monthy Pythona czy kreskówki South Park aktorzy przykuli uwagę publiczności młodej i nie tylko, wywołując to podziw, to zgrozę. Przedstawienie to dobitnie pokazało, że teatr jest otwarty na kulturę masową, ale nie poprzez jej bezkrytyczne wchłonięcie, lecz dzięki refleksji nad nią - młodociani bohaterowie Rdzy przekonują się, ile warta jest przyjaźń i odwaga, a wszystko odbywa się bez cienia moralizmu. Zasadnicze pytanie brzmi: czy widz polski gotowy jest na tego typu poczucie humoru w teatrze? Ostatnia ucieczka Wrocławskiego Teatru Lalek, spektakl oparty na prozie Brunona Schulza, zdobył Grand Prix festiwalu. Aleksander Maksymiak teatralną opowieść oparł na historii emeryta Józefa, który rozmyśla o śmierci i cofa się w czasie do chwil swojej młodości, ponownie przeżywając dzieciństwo, obsesje i lęki. Rzeczywistość miesza się tu ze snem i wspomnieniami. Wymieszany zostaje także plan aktorski z planem lalkowym, a oniryczność teatralnej rzeczywistości wydobywa niezwykly wygląd lalek, przerażający, bo bliski wyobrażeniom starości i śmierci, a także rysunki artysty, przedstawione za pomocą tekturowych lalek-makiet. Autentyczności spektaklu szkodziła jednak gra głównego bohatera (niepotrzebnie zmanierowany sposób mówienia) oraz piosenki śpiewane przez Jolantę Góralczyk. Ich obecność była nieuzasadniona, co więcej - skutecznie rozbijała magię i urok przedstawienia. Silne emocje wywołał Baldanders, spektakl oparty o prozę Jorge L. Borgesa. Marcin Bikowski i Marcin Bartnikowski wyczarowali gabinet fantasmagorycznych postaci, których żywot, a często i śmierć, znaczone były obecnością demona przemian. Jego nieustanne wędrowanie od ciała do ciała, gorączkowe poszukiwanie ofiar, ale paradoksalnie także i ukojenia, oddane zostało z werwą i humorem, a mimo to powaga tematu nie ucierpiała. Było to prawdziwe święto sztuki aktorskiej, scenę tłumnie zaludniały rozmaite postaci, choć aktorów było na niej tylko dwóch. Mistrzostwo kreacji wywoływało oklaski nawet w trakcie przedstawienia, bo doprawdy nieczęsto widzi się aktora grającego pięć postaci jednocześnie, w tym jednego zęba i dwa sfinksy upchnięte w walizce. Treści w tym spektaklu było równie wiele, jak charakterów - filozoficznie gęsta proza Borgesa prowokuje do ponawiania pytań o to kim byliśmy, kim jesteśmy i co stanowi o naszej płynnej tożsamości. Pytania o egzystencję człowieka stawia także Historia pewnego samotnego człowieka Teatru Ofer Amram z Izraela. To spektakl niezwykły ze względu na perfekcję w animowaniu lalek wielkości człowieka, a także ze względu na szkatułkową, wielopoziomową fabułę przedstawianej historii. Do czynienia mieliśmy z teatrem, który obywał się bez słów, w którym plan aktorski mieszał się z planem lalkowym, dając tym samym inną, nową jakość teatralną. Interesujące było użycie lalki jako metafory imaginacji i złudzenia budowanego w wyobraźni głównego bohatera. Spektakl opowiada o samotnym mężczyźnie, który, za sprawą tajemniczego demiurga, powołuje do życia lalkę. Staje się ona całym jego światem, największą miłością i spełnieniem. Zakłada z nią rodzinę, z którą czuje się bardzo bezpiecznie. Gdy przychodzi mu skonfrontować się z prawdziwą kobietą, nota bene podesłaną mu przez kreatora, nie jest w stanie zrezygnować z urojonego życia. W kobiecie zaczynają się ujawniać cechy bliskie Medei czy Fedrze. Staje się nieustępliwa, bezwzględna i niebezpieczna. Finał jest tragiczny, okazuje się bowiem, że wtargnięcie w wyobraźnię mężczyzny i jej brutalne zniszczenie jest jednoznaczne ze zniszczeniem jego samego. Pozostaje pytanie o to, kto w istocie jest samotnym człowiekiem? Może kreator? W końcu to on pozostaje sam na scenie. Jaki status ma w tej historii kobieta? W pewnym momencie okazuje się bowiem, że funkcjonuje ona niejako na dwóch planach - w perspektywie samotnego mężczyzny i demiurga, którego można oczytywać jako uosobienie boga czy też artysty. Opolski Teatr Lalki i Aktora im. A. Smolki przedstawił spektakl w reżyserii Krystiana Kobyłki i Marioli Ordak-Kaczorowskiej. Drums-4 dance(s) to w zasadzie zabawa formą teatralną, muzyką i łamaniem iluzji teatralnej. Spektakl obywa się bez słów, a motorem akcji stają się dźwięki. Muzyka dyktuje działania aktorów. Niespodziewanie dla widza z głowy i jednej ręki lalki bunraku konstruowany zostaje główny bohater. Chwilę później na naszych oczach powstaje jego towarzyszka, a jeszcze później ich dziecko. W ten oto sposób poznawać zaczynamy historię everymana. Obserwujemy wszystkie fazy jego życia, inicjacje, spotkania, emocje i rytmy, których tempo i barwę buduje muzyka. Oczekiwany, najnowszy spektakl Teatru Wierszalin posiadał tę niezaprzeczalną zaletę, że do tematu religii, herezji i obecności absolutu w życiu człowieka podchodził w sposób interesujący i daleki od zbędnego patosu. Oto historia bardzo prostych ludzi i ich zmagań z mitem Chrystusa Wybawiciela. Fałszywi prorocy pojawiają się w przedstawieniu Tomaszuka w kilku wsiach na Grzybowszczyźnie jednocześnie, w pewnym miejscu zjawia się dodatkowo nawet car Mikołaj II. W każdym przypadku znajdują oni swoich popleczników i gorliwych wyznawców, wiodą tłum ku ekstatycznym modłom i mimochodem ku bogatym ofiarom pieniężnym, choć nie zawsze ofiarom dobrowolnym. Oglądane historie podawane są przez aktorów niczym modlitwa, zdania są wielokrotnie powtarzane głosem błagalnym lub wykrzyczane w ekstatycznym szale - oto historie prawie biblijne, łudzące swoją powagą, a przecież także komiczne, bo jak tu się nie śmiać, obserwując cara Mikołaja II w roli natchnionego kobieciarza lub fałszywego proroka tłumaczącego, że pieniądze jego wiernych same odeszły. Publiczność festiwalowa potrzebowała chwili, aby rozluźnić się i swobodnie reagować śmiechem - być może dlatego, że tematy religijne zwykliśmy traktować z ostrożnym dystansem i powagą. Wierszlinowi udało się jednak w swoim "Reportażu o końcu świata" uniknąć igrania z uczuciami religijnymi. Spektakl nie jest obrazoburczy, pokazuje przecież historię herezji i stawia pytanie o głód metafizyczny oraz o hohsztaplerów, którzy żerują na rdzennie ludzkiej potrzebie wiary. Reportaż o końcu świata mógłby pojawić się na ekranie naszych telewizorów - w końcu, jak mówił poeta: innego końca świata nie będzie... XIV Międzynarodowe Toruńskie Spotkania Teatrów Lalek, Teatr "Baj Pomorski" w Toruniu, 20-26 października 2007.