Lalkarskie święto w Białymstoku

7. Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich „Lalka-nie-lalka”

Kolejny już raz Białystok na kilka dni zmienia się w miasto lalek, a to za sprawą 7. Międzynarodowego Festiwalu Szkół Lalkarskich. Co dwa lata entuzjaści, pasjonaci i wielbiciele teatru lalek mają okazję obejrzeć spektakle, w których przekraczanie granic wyobraźni jest na porządku dziennym, a słowo „lalka" znaczy więcej niż można się tego, na co dzień, spodziewać.

Nazwa festiwalu „Lalka-Nie-Lalka" potwierdza nurt w teatrze lalek, który podlega dość radykalnym zmianom i przeobrażeniom. Lalka już dawno zmieniła swoją postać, od tradycyjnej po różnego rodzaju formy, którym do klasycznego wyobrażenia lalki daleko. Dziś lalką może być kawałek papieru, butelka, czy nawet łyżka. Klucz tkwi w tym, by aktor za pomocą odpowiedniej animacji potrafił tchnąć życie w wybrany przedmiot. Novum tegorocznej edycji festiwalu są występy profesjonalnych artystów, którzy prezentują swoje spektakle obok młodych adeptów sztuki lalkarskiej.

Starość nie radość?

Festiwal zainaugurował jeden z takich występów. Było nim przedstawienie „Matylda" australijskiego lalkarza Neville Trantera, który od wielu lat tworzy w Holandii Stuffed Puppet Theatre. Matylda mieszka w Domu Spokojnej Starości, podobnie jak pozostali pensjonariusze zmaga się nie tylko ze swoją niedołężnością, czy samotnością, utyskuje również na warunki panujące w zakładzie. Jednak widz nie od razu poznaje historię tytułowej bohaterki. Przez pierwszą część spektaklu Matylda wisi sobie nieruchomo na drążku, jakby w oczekiwaniu na przywrócenie jej do życia. W tym czasie Tranter za pomocą niezwykle sugestywnych lalek wprowadza widza w sceny ze świata starości. Każda z postaci ma wyraziste rysy, wskazujące na jej usposobienie. Zalękniony pacjent w ukryciu próbujący skontaktować się na przemian z dziennikarzami i policją ma wielkie jak strach oczy i paniczne ruchy. Pazerny właściciel Domu Spokojnej Starości to szerzący zęby gość w marynarce z panterki, jego mniej rozgarnięty kompan nosi czarny melonik, a gdy czegoś nie rozumie (co zdarza się wyjątkowo często) robi wielkie oczy i niepewnie powtarza słowa dyrektora. Ta para wzbudza rozmaite uczucia – od pogardy, wynikającej z motta dyrektora, by jak najwięcej zarobić kosztem swoich podopiecznych, po śmiech, spowodowany rubasznym stylem bycia i dowcipnymi wypowiedziami. Niewątpliwe współczucie wzbudza Lucy, którą umierający brat musi pozostawić pod opieką obcych ludzi. Trudno zgadnąć, czy jest lekko upośledzona, czy po prostu zniedołężniała, dość, że wzrusza, gdy niepewnie porusza się po obcej dla siebie rzeczywistości, zachwyca małym pieskiem i kolorowymi balonikami, by za chwilę ze łzami w oczach zapytać brata: „Henry, kiedy wrócimy do domu?". Takich wzruszeń jest w spektaklu wiele. Płynnie przeplatają się one ze śmiechem i mimo że jest to śmiech przez łzy, pozostaje szczery. Lalki, które animuje Tranter, choć stylizowane na starców, zachowują się jak dzieci. Gdy zniedołężnienie kładzie się cieniem na jesień życia, jedyne co pozostaje to zdziecinnienie. Jednak nie zawsze. Matylda ma jeszcze wspomnienia i to nimi żyje – choć nie może sobie przypomnieć gdzie położyła okulary, doskonale pamięta wydarzenia sprzed 60 lat, kiedy wojna zabrała jej ukochanego. Nie ustając w daremnych próbach odzyskania utraconego wigoru, z wysiłkiem podciąga się na drążku, jakby chciała udowodnić sobie, że są w niej jeszcze siły do godnego życia, że nie jest skazana jedynie na czekanie na śmierć w wygodnym fotelu.

Przedstawienie Stuffed Puppet Theatre to słodko-gorzka opowieść o przemijaniu, kruchości życia i walce o zachowanie choćby cząstki człowieczeństwa w człowieku. Choć temat to niezwykle trudny i wymagający, Tranterowi udało się uniknąć niepotrzebnego patosu i ciężkości. O ważnych sprawach można mówić nie tylko mądrze i pięknie, ale i z poczuciem humoru, bo nic tak jak śmiech nie pozwala nam łatwiej znosić trudy i znoje życia, niezależnie od wieku.

Natężenie świadomości

Scena, na której Maria Żynel zaprezentowała swoje „Stany skupienia" na pierwszy rzut oka przypomina przedszkole pełne niezliczonej ilości pluszowych misi, piesków, żabek i innych stworzonek. Nad tą dziecięcą scenerią wiszą kolorowe lampiony i konik morski (oczywiście pluszowy). Artystka wraz zespołem Jegomość (wbrew pozorom składa się on z samych dziewcząt) zaprezentowała festiwalowej publiczności świat umysłu poszukującego idealnego stanu skupienia. Kiedy człowiek najbardziej chce się skupić, najczęściej niewiele z tego wychodzi, dlatego potrzeba metody prób i błędów, by odkryć najlepszy dla siebie stan. Jak to zrobić? Najlepiej zanurkować we własną wyobraźnię, która, odpowiednio pobudzona, może stać się prawdziwą kopalnią pomysłów.

„Stany skupienia" jest na poły koncertem, na poły performancem, w którym Maria Żynel opowiada o swoich poszukiwaniach wewnętrznego ukojenia. Rozpoczynając swój występ od muzycznej aranżacji „Natężenia świadomości" Grzegorza Turnaua, po kolei próbuje nowe stany na przykładzie znanych, polskich piosenek. Śpiewając „Sztukę latania" Lady Pank przemienia się w ptaka, który niczym Ikar unosi się do góry, ale tylko po to, by za chwilę spaść. Stan lotny nie wyszedł, podobnie jak następne (przedstawiane za pomocą piosenek, takich zespołów jak Maanam, czy Hey) – stały, ciekły, palny, gąbczasty, bredzący – każdy skazany jest na niedosyt. To nie tego szuka umysł człowieka, nie tego pragnie. Niemniej, Maria Żynel w swoich poszukiwaniach pozostaje nieugięta, a towarzyszące jej częste zmiany kostiumów najbardziej wzmagają ekspresję bohaterki, która pragnie „z kogoś całkiem przeinnego zmienić się w kogoś całkiem przeinnego". Muzyka jej towarzysząca stanowi nieodłączny element kolejnych scen, w końcu co to za koncert bez zespołu grającego na żywo? Przewrotna nazwa zespołu Jegomość to cztery dziewczęta (Małgorzata Skowrońska, Magdalena Mioduszewska, Marta Śliwowska i Magdalena Jarmoc) ubrane niczym zwierzaki z małego ZOO, które swoją pluszowo-misiową stylizacją stanowią dopełnienie baśniowego świata fantazji. „Stany skupienia" to kalejdoskop zmian zachodzących w umyśle nastolatki, która czepiając się swojej lirycznej wyobraźni woli bujać w obłokach niż stąpać po ziemi. Ale czy można ją za to winić? W końcu to wszystko dzieje się tylko w jej głowie.

Chciałbyś umrzeć z miłości?

W piwnicznych wnętrzach klubu „Zmiana klimatu" studentki trzeciego roku Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku – Edyta Januszewska, Żaneta Kurcewicz oraz Olga Ryl-Krystianowska zaprezentowały impresję sceniczną „Back to black", której punktem wyjścia były ostatnie chwile życia Amy Winehouse. Lalka przedstawiająca piosenkarkę, podobnie jak ona sama, była chorobliwie wychudzona, poszarzała, zniszczona, pomimo tego nie przestawała pragnąć miłości. Impresja studentek z początku koncentrowała się wokół burzliwego związku Amy z Blake'em. Na barze dwie lalki, A i B, szamotały się ze sobą, próbując na nowo rozpalić dawną miłość. Następnie studentki snuły ogólne wariacje na temat uczuć, problemów damsko-męskich i samotności, która wydaje się być nieodłącznym elementem związków.

Barowy klimat wnętrza klubu idealnie współgrał z życiem głównej bohaterki. W ostatniej scenie na tle napisu „no standing, only dancing" Amy ostatkiem sił, zamroczona alkoholem i odurzona narkotykami, śpiewa przed publicznością, choć nie pamięta słów piosenki, nie wie nawet w jakim mieście się znajduje. Ten ponad czterominutowy upadek wokalistki każe na nowo zweryfikować wszystkie rozważania dotyczące miłości i samotności, jakie studentki snuły podczas swojej impresji. Zastanawiały się, czy można umrzeć z miłości, pytały kto jest jej wart, wreszcie próbowały odnaleźć szczere uczucia w papce popkultury. I pomimo przygnębiającej sceny finałowej, nie traciły młodzieńczej wiary w miłość.

Festiwal rozpoczął sie z iście europejskim rozmachem. Różnorodność form, tematów i sposobów na teatralną narrację jest tyle, ile jest festiwalowych spektakli, twórców i teatralnych przestrzeni. Rozpoczęło się bardzo obiecująco i wygląda na to, że tak pozostanie do końca. Takie festiwale jak ten, białostocki posiadają jeszcze jedną siłę oddziaływania, jest to energia, która szerokim i intensywnym strumieniem płynie z kolorowej, międzynarodowej, zaangażowanej i energetycznej widowni. Spontaniczność reakcji i skupienie, chęć zrozumienia i akceptacja tego, co na scenie spotykają się z energią występujących aktorów. W ten sposób spektakl 7. Międzynarodowego Festiwalu Szkół Lalkarskich „Lalka-nie-lalka" promieniuje nie tylko ciekawymi pomysłami ale "skrzy" się od zaangażowania po obu stronach teatralnej rampy.

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny
21 czerwca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia