Lalki, marionetki i manekiny

"Lalka" - reż: Wiktor Rubin - Teatr Polski we Wrocławiu

Sceniczna adaptacja "Lalki" Bolesława Prusa, przygotowana w Teatrze Polskim we Wrocławiu przez Wiktora Rubina z pomocą dramaturga Jolanty Janiczak, jest pełna antynomii.

Choć wymaga ona od widzów znajomości fabuły powieści, której pewne wątki i motywy zaledwie przywołuje, a inne trawestuje bądź wyszydza ustami postaci, jak Pamiętnik starego subiekta czy rozgrywający się w pociągu epizod, w którym Wokulski podsłuchuje rozmowę o nim Łęckiej i Sitarskiego, to utwór Prusa został jednak zdekonstruowany i dopełniony dygresjami intertekstualnymi. Dla przykładu: w trakcie licytacji kamienicy Łeckich Szlangbaum wygłasza relacje z Zagłady Żydów zaczerpnięte ze "Strachu" Jana Tomasza Grossa. Jedna z chłopek skarży się na swą niedolę, recytując monolog Sowy z II części Dziadów Adama Mickiewicza, Łęcka zaś głosi apologię arystokracji słowami Księżnej Iriny z Szewców Witkacego. 

Rubin i Janiczak dokonali modernizacji powieści toczącej się w latach 1878-79, przenosząc ją w znacznym stopniu w realia współczesnej Polski, w rezultacie kapitalistycznych przemian podzielonej na zamożnych i ubogich, na naśladowców wzorów zachodniej kultury masowej i obrońców katolicko-narodowej tożsamości. To współistnienie dwóch planów czasowych i zarazem mentalności widoczne jest choćby w epizodzie rozgrywającym się w warszawskim kościele w okresie Wielkanocy. Helunia Stawska (Krzesisława Dubielówna) zgodnie z katolickim rytuałem całuje rany ukrzyżowanego Chrystusa, a ściślej aktora stojącego z rozłożonymi rękami, mimowolnie demonstrując infantylne niedowiarstwo. Zaraz jednak odbywa się pretensjonalny pokaz mody inspirowanej wyobrażeniami Bożego Narodzenia. A Łęcka, zamiast uczestniczyć w kościelnej kweście, rozdaje ulotki z numerem konta wrocławskiego hospicjum dla dzieci, namawiając widzów, aby przekazali mu jeden procent swego podatku. 

W spektaklu Stanisław Wokulski (Bartosz Porczyk) nie jest mężczyzną dojrzałym, lecz zaledwie dwudziestoletnim, pełnym impetu przybyszem z prowincji, noszącym szare spodnie i bluzę, który dzięki spekulacjom handlowym i finansowym dorobił się ogromnych pieniędzy. Dla odmiany zblazowana i cyniczna Izabela (Kinga Preis), uosabiająca dominujący w mediach świat celebrytów, do którego Wokulski aspiruje, jest kobietą znacznie od niego starszą, bo blisko czterdziestoletnią. Jeszcze więcej lat liczy sobie wspierana przez Wokulskiego poczciwa i bogobojna Stawska (Halina Rasiakówna), samotnie wychowująca Helunię. W związkach z kobietami Wokulski z przedstawienia Rubina najwyraźniej poszukuje zastępczej matki, gdyż prawdziwa go zbyt wcześnie osierociła. Natomiast Ignacy Rzecki (Michał Chorosiński) z weterana Wiosny Ludów i romantycznego bonapartysty, bodaj z powodu niechęci do Żydów, przeobraził się w trzydziestoletniego działacza Młodzieży Wszechpolskiej powołującego się na autorytet Romana Dmowskiego i w militarystę narzucającego pracownikom sklepu dyscyplinę wojskową. Ale w jednej z pierwszych sekwencji spektaklu wraz z Wokulskim śpiewa wojenną piosenkę Deszcz jesienny, jakby obaj należeli do pokolenia Armii Krajowej... 

Głównym tematem przedstawienia uczynił Rubin rozpad tożsamości, jakiego doświadcza Wokulski, będąc człowiekiem z awansu, wywodzącym się z nizin społecznych, który zaczął się obracać w kręgach finansowego i medialnego establishmentu doby turbokapitalizmu. Jest on ciągle rozdarty między chęcią zaimponowania zamożnemu i wpływowemu towarzystwu a pragnieniem niesienia pomocy ubogim, wobec których odczuwa współczucie i solidarność. Bierze udział w zabawach w wiejskiej rezydencji Prezesowej (Dubielówna) w Zasławku, prowadzi tam erotyczne gry z Wąsowską (Katarzyna Strączek), a jednocześnie rozlewa zupę dzieciom z sierocińców. Czuje odrazę do bezwzględnych i pełnych hipokryzji obyczajów panujących wśród zamożnych, a zarazem wie, że nie ma innego wyjścia, niż się im podporządkować, jeśli nie chce się znaleźć wśród bezlitośnie wyzyskiwanych. W najdłuższej sekwencji spektaklu Wokulski monotonnie recytuje odnalezione w Internecie informacje o niekorzystnych warunkach zatrudnienia i niskich placach jego rówieśników, komentowane ironicznie przez grupkę specjalistów od rynku pracy. Krąży wtedy wzdłuż sceny coraz bardziej znużony i zmęczony, pada na podłogę i zaczyna się czołgać, aż zastyga całkowicie wyczerpany. Potem przeżywa męki rozchwiania tożsamości, wijąc się nago w szklanej klatce. W epilogu - wbrew dwuznacznemu zakończeniu powieści - odtrącony przez Izabelę, popełnia spektakularne samobójstwo, wieszając się przed kamerą telewizyjną przy akompaniamencie patetycznej arii operowej. 

Twórcy scenariusza zgodnie ze swymi lewicowymi poglądami przekonują, że w warunkach globalnego kapitalizmu tradycyjna tożsamość narodowa, społeczna, religijna czy polityczna staje się niemożliwa do utrzymania, a krótkotrwale identyfikacje, do których wyłącznie zdolni są uczestnicy wolnorynkowych procesów, zależą od czynników ekonomicznych. Dlatego wyeksponowali w przedstawieniu motyw lalek, bezwolnych marionetek i tandetnych manekinów - przywołując w tym ostatnim przypadku traktat Brunona Schulza. A pod koniec spektaklu w sklepie zostaje ustawiona monstrualna lalka jako wytwór neoliberalnego kapitalizmu. 

Inscenizację "Lalki" - tak jak dwie wcześniejsze wrocławskie realizacje powieści w wykonaniu Rubina, czyli "Terrordromu" Tima Staffela i "Cząstek elementarnych" Michela Houellebecqa - cechuje postmodernistyczny synkretyzm. Została ona oparta na montażu atrakcji. Pojawiają się w spektaklu odwołania do kultury wysokiej. W prologu Izabela w sukni infantki z obrazów Diego Velazqueza adoruje posąg Apollina. Ale Rubin przede wszystkim przedrzeźnia rozmaite przejawy współczesnej pop-kultury. Zawieszona na ścianie wielka i podłużna rama do obrazu okazuje się plazmowym telewizorem. Niejako na jego ekranie prezentowane są rozrywki celebrytów w Zasławku utrzymane w konwencjach komedii dell\'arte, filmów reklamowych oraz widowisk typu reality show, w których widzowie mają możliwość eliminowania ich uczestników. W mieszkaniu Stawskiej Rzecki instaluje odbiornik starego typu, wieszając małą i kwadratową ramkę. Odtąd Stawska już nie wygląda przez okno, lecz wpatruje się w telewizor, śledząc życie celebrytów. Baronowa Krzeszowska (Dominika Figurska), przeobrażona w gwiazdkę show-biznesu, kłótnie z mężem zmienia w krzykliwe i bezwstydne widowisko rozgrywające się na oczach widzów, pytanych m.in. o to, czy baron ma się obnażyć. 

Rubin prowokuje publiczność i pozbawiają poczucia bezpieczeństwa - parokrotnie zapalając światła na widowni. Nieustannie przechodzi od wywoływania jej emocjonalnej identyfikacji z postaciami do efektu obcości. W trakcie spotkania Wokulskiego z Węgielkiem Izabela zaczyna snuć wzruszającą opowieść Jakie jest serce matki, zaczerpniętą z cyklu Kazimierza Przerwy-Tetmajera "Na Skalnym Podhalu". Mówi góralską gwarą, lecz niczym gejsza odziana jest w japońskie kimono. Gdy Izabela, podziwiając metal lżejszy od powietrza, ukazany w formie sporego kawałka srebrzystej blachy, kładzie Wokulskiemu rękę na pośladkach, ten domaga się od niej pieszczot analnych. Ponadto - z wyjątkiem odtwórców ról protagonistów, obdarzonych zmienną osobowością - aktorzy grają po kilka postaci drugoplanowych, demonstrując w ten sposób umiejętność podejmowania i porzucania ról wymuszaną przez dzisiejszą cywilizację. Z wielu pozornie efektownych, ale wątpliwych rozwiązań, jak zawieszenie na linach nad sceną prostytutki, którą Wokulski nakłania do zmiany profesji, czy nagłe wniesienie w lektyce faraona w nawiązaniu do tytułu innej powieści Prusa, można było zrezygnować, aby nie pogłębiać w widzach poczucia chaosu i dezorientacji. Pomimo szeregu niekonsekwencji i słabości, zarówno adaptacji, jak i inscenizacji, Rubinowi udało się na kanwie "Lalki" (którą zresztą pierwotnie miał wystawiać w warszawskich Rozmaitościach) wyartykułować dylematy czy obawy jego generacji związane z karierą w kapitalistycznych realiach. Wprawdzie Rubin w Gdańsku w 2007 zrealizował trawestację "Lilii Wenedy" Juliusza Słowackiego jako odbicie sporu między rodzimymi liberałami i konserwatystami, jednak właśnie we Wrocławiu nie poprzestał na naśladowaniu teatru niemieckiego, lecz po raz pierwszy stworzył spektakl osadzony w polskiej tradycji, do której oczywiście ma ambiwalentny i nader krytyczny stosunek.

Rafał Węgrzyniak
Odra
23 maja 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...