Laurka dla Barańczaka

"Mister Barańczak" - reż. Jerzy Satanowski - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego Poznań

Kim jest Stanisław Barańczak nie trzeba raczej tłumaczyć. Znany ze swoich wierszy, przekładów (głównie Szekspira, choć nie wyłącznie), pracy uniwersyteckiej, jest przecież z urodzenia poznaniakiem. I właśnie teatr w jego rodzinnym mieście postanowił złożyć mu hołd, przygotowując "Mister Barańczaka", widowisko złożone z tekstów poety.

"Mister Barańczak" to nie do końca spektakl, bardziej coś pomiędzy koncertem a występem kabaretowym. Oglądamy bowiem wiązankę piosenek przeplatanych monologami zaczerpniętymi z dzieł Barańczaka. W efekcie otrzymujemy wyciąg z "Dzieł zebranych", w tym kilka pozycji doskonale znanych i kilkanaście mniej, zawierający w sobie całą paletę emocji, od rubasznego dowcipu do dojmującego smutku. Miks ten pozbawiony jest jednak spójności i wyraźnej linii koncepcyjnej - zupełnie jakby miała to być składanka typu "the best of", obliczona raczej na wywołanie wrażenia na widzu, a nie scementowanie całości wspólną myślą. Jedynym wspólnym mianownikiem jest właśnie osoba poety; jednak to stanowczo za mało, by mówić o spektaklu i przesunięciu akcentu na sytuację teatralną. To raczej laurka dla Barańczaka, ukłon w stronę jego - szalenie interesującej przecież - poezji. Nie jest to oczywiście zarzut, a raczej przykład, jak można w sposób przekrojowy zaprezentować twórczość poetycką, nie popadając w przesadny patos "akademii ku czci".

Wiersze Barańczaka - zarówno te humorystyczne, jak i te najzupełniej poważne - zyskują wiele uroku w aranżacjach Jerzego Satanowskiego. Lekko jazzujące motywy, oparte przede wszystkim na brzmieniach gitary, perkusji i saksofonu, doskonale uzupełniają słowa, nie wybijają się na pierwszy plan, lecz po dwóch godzinach mogą się już wydawać nieco nużące. Szóstka wokalistów - Anna Mierzwa, Edyta Łukaszewska, Oksana Hamerska, Julia Rybakowska, Radosław Elis i Mateusz Ławrynowicz - zaprezentowała interpretacje poprawne, nie wystrzegając się jednak drobnych błędów i fałszów; szczególnie Mierzwa, Ławrynowicz i Elis zaskakiwali umiejętnym połączeniem komizmu i liryzmu. Przyznać trzeba, że to ich wykonania stanowią o wartości całego dzieła, nawet jeśli - niczym w rewii - co numer pojawiają się w innym kostiumie. Dla postaci nie śpiewających - Mariusza Puchalskiego w roli poety, Marii Rybarczyk jako jego żony oraz Waldemara Szczepaniaka - wyraźnie zabrakło pomysłu. Wątek dramatyczny, w materiałach promocyjnych spektaklu określany "dniem z życia poety", opierał się wyłącznie na tych rolach, jednakowoż w żaden sposób tego potencjału na scenie nie wyzyskano. Szczególnie jaskrawo widać to w przypadku Waldemara Szczepaniaka, przemykającego co jakiś czas po scenie, a mającego w założeniu stanowić antagonistę głównego bohatera.

Ponad dwie godziny śpiewu (i to z przerwą) to jednak bardzo wiele. Widz, bombardowany bodźcami, ma pełne prawo poczuć się znudzonym. Bo "Mister Barańczak" to faktycznie laurka - przygotowana od serca, ale z niedociągnięciami. Pełna wdzięku, kolorowa i wymyślna estetycznie, lecz ciągle i niezmiennie - laurka.

Ewelina Szczepanik
Teatr dla Was
1 listopada 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia