Laurka dla Bodo

"Eugeniusz Bodo – Czy mnie ktoś woła?" - reż. Rafał Sisicki - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Wydawać by się mogło, że potrzeba zmierzenia się z legendą Eugeniusza Bodo w dzisiejszym teatrze wynika nie tylko z chęci odkurzenia "perły z lamusa" z okazji siedemdziesiątej rocznicy jego tragicznej śmierci (Bodo zmarł w radzieckim łagrze 7 października 1943 roku). Zarówno biografia, jak i twórczość gwiazdora międzywojnia dostarcza wszak wielu aktualnych tematów, prowokuje do rewizji i spojrzenia na "bodoizm" przez pryzmat współczesności. Tymczasem spektakl "Eugeniusz Bodo - Czy ktoś mnie woła?" zrealizowany w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu przez Rafała Sisickiego jest prostą laurką ku czci gwiazdy. Chwilami porywającą, jednak nie pozostawiającą żadnego trwałego śladu w głowie odbiorcy.

Narracyjną część swojego spektaklu Sisicki oparł na biografiach Bodo autorstwa Ryszarda Wolańskiego i Diany Poskuty-Włodek. Historię życia Eugene'a Bogdana Junoda (bo tak naprawdę miał na imię), obywatela Szwajcarii robiącego karierę w Polsce, poznajemy z perspektywy lat 1942-1943, kiedy to był przesłuchiwany przez NKWD w związku z podejrzeniami o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Struktura spektaklu jest prosta: sceny przesłuchań przeplatane są musicalowo-rewiowymi występami. O ile opowieści starszego Bodo (Grzegorz Kwas) są - co tu dużo ukrywać - nudne, o tyle tańczący i śpiewający w towarzystwie pań i panów młody Bodo (Piotr Bułka) zaraża swoją energią.

Szacunek należy się trupie Teatru Zagłębia, która na co dzień nie śpiewa przecież i nie tańczy. Pod okiem Jakuba Lewandowskiego (choreografia) i Adama Snopka (przygotowanie wokalne) nie stworzyli być może najdoskonalszych popisów wokalno-tanecznych, jednak trzymają wysoki poziom i dobrze bawią się na scenie (wyjątkiem jest tu nieudany drag show do hitu "Sex appeal" w wykonaniu widocznie skrępowanego całą sytuacją Piotra Bułki). "Efekciarska" część spektaklu jest skromna, jednak zrealizowana porządnie i nie budząca zastrzeżeń. Aż marzyło się, żeby szampan lał się większymi strumieniami, a konfetti sypało się gęściej, ale w dobie kryzysu na teatr w stylu glamour i przepych rodem z "Wielkiego Gatsby'ego" przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Niestety, znacznie gorzej wypada ukontekstowienie twórczości Bodo. Reżyser niby próbuje przemycić do piosenek wydarzenia z życia gwiazdy, jednak robi to na tyle nieśmiało, że nie znając życiorysu artysty nie sposób domyśleć się, jakie wydarzenia przedstawiane są na scenie. Tak jest choćby z kontrowersyjną piosenką "Dla ciebie chcę być biała", która miała odsłonić w spektaklu romans Eugeniusza Bodo ze znaną z "Tabu" Murnaua tahitańską aktorką Reri.

Skromna scenografia, ożywiana światłami, sprawdza się bardzo dobrze, aktorzy starają się jak mogą, utwory Bodo brzmią wciąż świeżo ociekając frywolnym humorem. W efekcie jednak dostajemy przyzwoitą rewię przerywaną nudnymi faktami z życia Eugeniusza Bodo. Stworzoną być może z miłości do artysty, jednak bez pomysłu na przybliżenie jego twórczości współczesnym. "Czy ktoś mnie woła?" równie dobrze mogłoby być po prostu koncertem.

Paweł Świerczek
Portal Katowicki
9 stycznia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia