Lekcja historii

"Szosa Wołokołamska" - reż. Barbara Wysocka - Teatr Polski we Wrocławiu

Proletariacka tragedia Heinera Müllera pt. "Szosa Wołokołamska" zawiera w sobie elementy z "Przemiany" Franza Kafki oraz " Znajdy" Heinricha von Kleista. Autor je zaadoptował i przeniósł w realia Niemiec Wschodnich. Jest 1941 rok i czołgi niemieckie jadą na Moskwę...

Heiner Müller to jeden z najwybitniejszych współczesnych dramatopisarzy niemieckojęzycznych. Jest uważany za klasyka teatru postdramatycznego, który nigdy nie opuścił NRD, ponieważ traktował swoje życie jak materiał teatralny. Uważał, że tylko swoim życiem, będzie w stanie przedstawić jedyne w swoim rodzaju doświadczenie podzielonych Niemiec i Europy. Na początku swojej literackiej kariery, po stażu w Berliner Ensemble krytycznie przejmował socrealistyczny styl, potem przepisywał wybrane sztuki Brechta i Szekspira, a następnie podjął temat Germanii – narodowej tożsamości Niemców oraz jej źródeł, najbardziej typowych cech i ich różnych historycznych przejawów.

Tragedia ta składa się z pięciu części, które powstawały w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. Pierwowzorem jej była powieść Aleksandra Beka, która opisywała walki wokół Moskwy. Autor tragedii zaczerpnął z niej nie tylko tytuł, ale także motywy oraz bohaterów. Sam Müller w taki sposób uzasadnił wybór tytułu: „To konkretne miejsce... To była droga do Moskwy. Jedna z niewielu niezniszczonych dróg, po której mogły jechać samochody... a więc także i czołgi... A dzisiaj to oczywiście metafora, odnosząca się zarówno do Pragi, jak i do Berlina: jedne czołgi jeżdżą więc tam, a inne z powrotem. Niektóre, jak w piątej części, dochodzą do końcowego punktu, skąd nie można iść już dalej”.

Szosa Wołokołamska na początku lat czterdziestych dwudziestego wieku była jedyną dostępną drogą dla pojazdów. Była punktem na jakim zatrzymywały się czołgi jadące na Moskwę.

Spektakl nie był ani przegadany ani nie był to przerost formy nad treścią. W spektaklu wzięło udział tylko trzech aktorów, którzy zagrali kilka postaci. Kolejno opowiadali epizody z historii Europy Wschodniej. Widzieliśmy syna, który buntował się w 1968 roku wobec wjazdu czołgów na Pragę w czasie trwania Powstania Warszawskiego. Poznajmy ojca, który był komunistą i żołnierzy pod Moskwą. Urzędników w Berlinie, którzy strajkowali w 1953 roku. Tragedia ta ukazuje jak czołg, historia może spustoszyć wnętrze, życie człowieka.

Na początku spektaklu reżyser posadził widzów w biurze, by następnie stali się oni świadkami tego, jak na scenę wjechał czerwony oldschoolowy czerwony samochód. Ciekawy wydał się zabieg wprowadzenia na scenę charakteryzatora, który na oczach widzów doklejał aktorom wąsy i przygotowywał do następnej sceny.
Dekoracja była klasyczna, ale dość ascetyczna jak na deski Teatru Polskiego.
Oczywiście nie zabrakło wielkich ekranów, na których między innymi widzowie mogli obejrzeć fragment dokumentalnego filmu o wielorybie, którego zabito, a następnie oprawiano.

„Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć...” to słowa, które wypowiadali bohaterowie. Chcieli wyprzeć ze świadomości to, co niemożliwie. Chcieli zapomnieć o tym, co ich stworzyło. Nie chcieli pamiętać o losach wielu. Walczyli z sobą, bo nie mogli pozbyć się historii i wspomnień, ale tak samo nie potrafili żyć razem z nią. Nie potrafili zapomnieć o czołgach, które pozostawiły w nich ślady na zawsze.

Szosa stała się tylko pretekstem, by opisać losy jednostki na tle historii. Spektakl został pokazany na XXX/XXXI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych.

Monika Nawrocka
Dziennik Teatralny Wrocław
15 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia