Lektura obowiązkowa

„Mały Książę" - aut. Antoine de Saint-Exupéry - reż. Zdenka Pszczołowska - Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku

„Mały Książę" jest nią od kiedy sięgnąć pamięcią. De nomine i de facto, a to rzadka zbieżność. Ta niepozorna w formie, a wielka w treści i mocy przesłania książka urzeka nieodpartą magią. Proszę wybaczyć osobisty wątek, ale znakomicie tę niezaprzeczalną wartość ilustruje. Jadąc do Słupska na spektakl wziąłem ze sobą solidnie sterany od wielokrotnego poń sięgania egzemplarz „Księcia", który dostałem od Mamy jeszcze w podstawówce, z intencją przeczytania pierwowzoru przed obejrzeniem inscenizacji.

Nic się nie dzieje bez przyczyny, gdyż ten gest uruchomił niespodziewaną sekwencję zdarzeń. W przedziale, pełnym, wakacje przecież, jedna z towarzyszek podróży, zaintrygowana okładką zaczęła o „Księcia" wypytywać. O czym to, co ze sobą niesie i tak dalej. Zamiast odpowiedzi poprosiłem, żeby przeczytała. Po krótkim wahaniu podjęła wyzwanie, a w trakcie tej godziny z radością obserwowałem, jak lektura całkowicie nią zawładnęła. Na tyle skutecznie, iż, co dziś niebywałe i prawie niemożliwe, ignorowała dźwięki powiadomień smartfona.

Jakby tego było mało, mój „Książę" poszedł w jeszcze jedne ręce, ciesząc swą głębią kolejną osobę, na której obliczu można było zaobserwować pełną paletę wzbudzanych uczuć. A potem, jakżeby inaczej, zaczęliśmy dyskutować. Przez dobrą chwilę rozmawialiśmy, między innymi o tym, że to co w życiu najważniejsze, nadzwyczajne skrywa się przed wzrokiem, że Antoine de Saint-Exupéry znakomicie opisał dramat ludzkiej samotności i niespełnienia, dziejący się w cieniu wiecznej nadziei na zmianę, która na szczęście czasem bywa zaspokojona, jak przenikliwie umieścił tam paletę ludzkich emocji, korowód wad i zalet, konstatując wreszcie z satysfakcją, jak wiele treści można pomieścić na tak niewielu stronach. Czyż można wyobrazić sobie lepszą, wyrazistszą i bardziej znaczącą uwerturę do spektaklu, podkręcającą apetyt na to co będzie się działo na scenie, ale i podnoszącą poprzeczkę oczekiwań?

Inscenizacja Zdenki Pszczołowskiej to adaptacja magnetyzująca, fascynujący spektakl oniryczno-realistyczny, wprowadzający widownię, a już na pewno tę premierową, w swoisty trans, niosący ją w przestrzeń nieograniczonej wyobraźni, do tajemniczego ogrodu, kosmicznego i ziemskiego, porywający przebogatym spektrum olśnień. Siła aranżacji jest oparta na znakomitym, do czego Nowy Teatr konsekwentnie przyzwyczaja, dopracowanym i przekonywającym aktorstwie całego zespołu, bo też i wszystkich bez wyjątku słupskich aktorów i aktorki na scenie widzimy. Jest sukcesem zbiorowym, wyrosłym na ich ciężkiej, widocznej w finalnym rezultacie pracy oraz konsekwencji inscenizacyjnej reżyserki, wspartej niezbędnym, obustronnym zaufaniem.

Po kolei jednak. Wieczór należy do Krzysztofa Kluzika. Jego Pilot jest kreacją kompletną. To postać kluczowa, alter ego autora, ale i Księcia, personifikacja braterstwa, spinającego ich doświadczenia w trakcie życiowej podróży, kompendium dystansu i zadumy, narrator pantha rhei. Rzec można, w tym lotniczym przecież anturażu, swoisty pilot liryczny. Aktor, do tej pory realizujący się w wyrazistych, konkretną kreską rysowanych postaciach drugiego planu, świetnie spełnia się w jakże odmiennym, metafizycznym emploi. Znakomicie mu partneruje Igor Chmielnik w roli tytułowej, uroczo chłopięcy, jeżdżący między niebem a ziemią na deskorolce, nie pozwalający widzowi zapomnieć, że z dojrzewaniem trzeba postępować rozważnie i ostrożnie, by nie zgasić w sobie niezbędnego w życiu płomyczka dziecięctwa, bez którego trudno dorosłemu mówić o pełni człowieczeństwa, rozumianego jako niezbędny, ponadpokoleniowy paradoks.

Uwagę przykuwa Katarzyna Pałka. Jej Róża emanuje zmysłowością, tyleż drapieżną co łagodną. Absolutną po prostu, subtelną, ale i okrutną. Płatki i kolce, pastelowy róż i krwista czerwień. Ta postać uosabia apetyt na życie, tak ujmujący na początku uczuciowej drogi, bo spektakl Pszczołowskiej traktuje o dojrzewaniu, we wszystkich znaczeniach tego słowa, co rezonuje na scenie, momentami bardzo intymnie i intensywnie, przede wszystkim dzięki dopełnionej grze aktorki. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na Kubę Mielewczyka, grającego dwie krańcowo różne postaci. Króla i Pijaka. Na tronie i pod nim, choć mebel ów w Nowym jest groteskowy i prześmiewczy. Ten pierwszy prezentuje przewagi realistycznego konformizmu, pozwalającego stale karmić nadzieję, drugi dryfuje całkowicie jej pozbawiony, resztki sił pozostawiając na kąśliwe komentarze. Nie można też zapomnieć kapitalnej, kontrapunktowej sensu largo sceny (nie)wielkiej improwizacji, czyli inicjującego, lokalnie osadzonego monologu w jego wykonaniu, błyskotliwego czekadełka scenicznego, wzmagającego apetyt przed smakowitym daniem głównym. Oklaski.

Kolejne trzy postaci odwiedzane przez Księcia na mikroplanetach gra Anna Grochowska i jest to popis interpretacyjnego rozmachu. Jej Księgowa (w dawnym tłumaczeniu, obecnie Przedsiębiorczyni), to groteskowa, kostyczna, maskująca samotność agresją buchalterka gwiazd, trawiąca życie na, jakbyśmy to dziś rzekli, niewolę Excela. Z kolei Latarniczka to kreacja fatalistyczno-tragiczna, nieledwie eschatologiczna, którą w obliczu egzystencjalnej pustki stać już tylko na łzy. Jest jeszcze Geografka – mistrzyni odzierania wszechświata z metafizycznej głębi, konkretna do bólu. Dynamiczne, ogniste w wyrazie kreacje. Mistrzowską w skondensowanej interpretacji rolę daje publiczności Bożena Borek. Żmija to postać alegoryczna, kusicielska, zaś aktorka tyleż konsekwentnie, co kokieteryjnie się w niej odnajduje.

Wreszcie Lisica, w korowodzie postaci stojących na drodze emocjonalnej edukacji Księcia chyba najistotniejsza, nauczycielka życiowej mądrości, pragmatyki oswajania świata i jego mieszkańców, z pozoru darwinistyczna, ale po uważniejszym przyjrzeniu się odpowiedzialnie empatyczna, depozytariuszka najistotniejszego cytatu opowieści, o którym będzie mowa niżej, tyleż frenetyczna, co zdystansowana. Gra ją, z wyczuciem operująca owymi asocjacjami, Jowita Kropiewnicka. Duże brawa.

Znakomite są kostiumy i scenografia projektu Magdaleny Muchy, świetnie konstytuująca uniwersum niewielkiego dziecinnego pokoju, w który mieszka wrażliwy chłopiec, wzmagająca wrażenie nieskrępowanej potęgi wyobraźni i empatii, właściwej tej postaci. Ważną w niej rolę pełnią wszechobecne kule, jakże pojemny symbol aspirującej doskonałości, atrybut zabawy i zadumy. Piłki i planety. Nastrój inscenizacji znacząco wzmaga muzyka Andrzeja Koniecznego, niepokojąca, podbijająca klimat rozterek i niespełnienia.

W Słupsku powstał mądry, czuły spektakl, traktujący o życiu, rozumianym jak trud immanentnego procesu dojrzewania, nauki akceptacji kontrastów, znaczeń odpowiedzialności, a także, jeśli nie przede wszystkim, o mozole poszukiwania przyjaźni i miłości, bez których egzystencja traci sens. Spektakl o niewyczerpanej radości tworzenia więzi, owego oswajania siebie i innych w niekończących się, choć bywa, że bezskutecznych próbach. „Mały książę" to także traktat o samotności w kosmicznym, w wielu znaczeniach tego słowa, bezkresie, przekazujący odwieczną prawdę, iż wszyscyśmy z różnych planet, lokowanych w rozlicznych konstelacjach, a koincydencje są przeważnie kwestią chwil, choć niektóre z nich, ku pokrzepieniu, bywają nieco dłuższe, nawet po kres, a niektóre jedynie mgnieniem, antraktami w granych, w milionach odsłon, wieloaktowych sztukach o niechcianej alienacji.

Narracja słupskiego „Księcia" swoiście dojrzewa, tworząc spektakl wzrastający wraz z bohaterem, komplementarny we wrażliwości tytułowej postaci i Pilota, tym samym obrazując proces, który każdemu czytelnikowi/widzowi jest dany, jako że pewne znaczenia pojmiemy w szkole, a inne dopiero po latach, choćby w pociągu i na scenie. Zdenka Pszczołowska stworzyła przedstawienie aksamitne, terapeutyczne, złożone z mądrej goryczy i radosnej melancholii, niepozbawione sporej dozy nadziei. Uczciwe, bez zbędnych znaczeń i tropów. Reżyserka zachęca widza tyleż do retrospektywy, co antycypacji, owego zmrużenia oczu, pozwalając cieszyć się zmysłowością wyobrażeń w unikalnym przesłaniu dla wszystkich, bez wiekowych ograniczeń, w pełni realizując podstawowe credo autora „Ziemi, planety ludzi", ów wspomniany już wyżej najistotniejszy cytat ze scenicznej lektury, dla każdego sensownego człowieka obowiązkowej: „Oczy są ślepe. Szukać należy sercem". Sercem, które, w odróżnieniu od rozumu, nie chce do końca dojrzeć, na szczęście dla nas wszystkich...
__
"Mały Książę", aut. Antoine de Saint-Exupéry, reż. Zdenka Pszczołowska, Nowy Teatr w Słupsku
P.S. Ostatnia w tym sezonie premiera w Nowym Teatrze jest również ostatnią w znaczącej artystycznie dyrekcji Dominika Nowaka. Słupska scena w jej trakcie wielokrotnie pozytywnie zaskakiwała różnorodnością repertuarową, wystawiając spektakle wybitne, dość wspomnieć o „Ciemnej wodzie" w reżyserii Iwo Vedrala, czy „Małej Piętnastce" Tomasza Mana, nie zapominając jednak o potrzebach widza masowego. Należy mieć nadzieję, że jego następca, a może następczyni z sukcesem podejmie to wyzwanie. Po „Małym Księciu" i wyraźnie dostrzegalnej, solidnej nici porozumienia między zespołem aktorskim a reżyserką, zarysowuje się dość oczywisty trop sukcesyjny...

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
1 lipca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia