Lem podbija Europę!

"Planeta Lem" - 22. Gliwickie Spotkania Teatralne

Kto nie czytał kultowych opowiadań Lema, ten w ramach GST za sprawą Teatru Biuro Podróży z Poznania miał niepowtarzalną okazję zaznajomienia się z garścią futurystycznych opowieści

"Planeta Lem” przedstawia futurystyczną antyutopię, która nie jest jedynie wymysłem genialnego umysłu i powstała na bazie cyklu opowiadań „Dzienniki gwiazdowe” Stanisława Lema, których bohaterem jest kosmiczny podróżnik, Ijon Tichy. Widowisko stworzono przy współudziale Instytutu Adama Mickiewicza i stanowi część programu kulturalnego Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej 2011, dzięki któremu Poznaniacy jako nasi ambasadorzy, będą promowali rodzimą kulturę. 

Reżyserem pleneru, który, mimo złych warunków atmosferycznych przyciągnął wielu zainteresowanych teatrem, był Paweł Szkotak, dzięki któremu widzowie odbyli godzinną podróż do nieznanej galaktyki jutra. To futurystyczna opowieść będąca całkiem realną groźbą świata jutra, który może zostać zdominowany przez roboty i sztuczną inteligencję, a człowiek zostanie podporządkowany wytworom techniki, którą tak pieczołowicie rozwijał. Spektakl możne być ilustracją do marksistowskiej ideologii, w której istoty dzielą się na klasę rządząca i rządzoną. Ludzie nie doprowadzili do tego stanu świadomie. Głos płynący z offu, będący zapewne głosem profesora Tarantoga, wyjaśnia publiczności złożoność stosunków panujących na nieznanej planecie, tłumaczy, iż ludzie stali się podgatunkiem, natomiast świadome życie przeniosło się do laboratoriów, a ludzie stracili pamięć historyczną.

Wszyscy stosowali środki odurzające, by ukrócić swoje cierpienia. Co więcej – kiedy tajemniczy głos opowiada o środkach halucynogennych, wizualizacja pojawiająca się na ekranie przypominającym nieco oko Wielkiego Brata kontrolującego całe społeczeństwo, ukazuje osobę przyjmującą komunię świętą! Jest to ciekawe nawiązanie do słów Karola Marksa, głoszących, iż religia jest opium dla mas. W konsekwencji ludzie stali się uzależnieni od robotów, które przejęły wszystkie ich obowiązki, zostawiając im jedynie najprostsze czynności.

W kulminacyjnym momencie humanoidy wypowiadają walkę robotom. Buntują się, marząc o wolności. Ich przywódcą staje się Ijon Tichy, który brawurowo pokonuje przeszkody i dociera do komputera centralnego, sterującego wszystkim. Wtedy odcina zasilanie jednostki centralnej, a wraz z tym hegemonia robotów rozpływa się w gwiezdnym pyle. Ludzie wygrywają potyczkę, lecz szybko zauważają, że roboty wpisały się na trwale w krajobraz współczesnego świata i trudno jest im żyć bez nich. Humanoidy zostają wskrzeszone, ale człowiek rozbudził w nich iskierkę człowieczeństwa. Poczuli wstyd, dlatego też zasłaniają z lekiem swoje narządy rodne oraz cechy odróżniające płeć, niczym biblijni Adam i Ewa. Ijon upewniwszy się, że humanoidy poradzą sobie w reorganizacji życia, opuszcza planetę i wraca do….? Niewiadomo, skąd przybył. Pewne jest, że podróżuje w czasie. Wehikuł Ijona znajduje szczytowe miejsce nad przestrzenią gry.

Jedyną wadą spektaklu może być zbytnia kondensacja treści. Reżyser stworzył niebanalne widowisko, które zachwyca przepychem wykorzystanych środków, lecz ich nagromadzenie i częstotliwość pojawiania się coraz to nowych wynalazków sprawiła, że zaginęła fabuła. Koncept wprowadzenia z offu głosu profesora Tarantowi jest dobrym rozwiązaniem – pomaga publiczności w odnalezieniu się w skomplikowanej rzeczywistości. Mniej znaczące sceny są wydłużone, a brak wyraźnych połączeń między innymi sprawia, że logika wydarzeń ulega zaburzeniu.

Spektakl zachwyca efektowną scenografią i muzyką, która przypomina nieco dźwięki charakterystyczne dla filmów Tarantino. Jest żywiołowo i doskonale dobrana do poszczególnych scen, które ilustruje. Najbardziej wymowna scena, w której można zauważyć konwergencję ruchu i muzyki jest moment, w którym humanoidy pracują w kopalni. Uderzają rytmicznie kilofami, a dźwięki towarzyszące temu zajęciu przenikają do linii melodycznej, która wprowadza płynność. Feeria barw tworzących scenografię rozpalająca nocne niebo, rozbudza ludzką wyobraźnię i wywołuje zachwyt. Podobnie jak aktorzy- szczudlarze, którzy grają despotyczne roboty, nie bacząc na obrażenia, jakie zapewne odnieśli podczas niezliczonych upadków. Kontrast między niskimi, zdeformowanymi Lepniakami a wysokimi, zadbanymi robotami doskonale oddaje stosunki społeczne panujące na nieznanej planecie.
 Podsumowując, „Planeta Lem” to nieoszlifowany, lecz cenny diament wart uwagi.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
17 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia