Lenin, uran i wareniki

Pod koniec października tego roku odbyły się w Poznaniu trzynaste już Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi.

W przedstawionym na stronie Teatru Polskiego opisie festiwalu jego dyrektorka artystyczna – Agata Siwiak – tłumaczyła, jak i dlaczego twórcy spróbują tym razem podjąć temat Ukrainy oraz pochodzących z niej ludzi, którzy przecież tak często żyją obok nas – wspomniała chociażby o współpracy artystów polskich i ukraińskich.

„Kto ma dawać nadzieję? Kto ma budować wspólnotę? Kto ma mówić o tym, co bolesne?" – między innymi takie pytania postawiła. W ramach wydarzenia zorganizowano instalacje, spacery performatywne i wykłady, a na scenie CK Zamek pokazano spektakl Teatru Wybrzeże w Gdańsku zatytułowany „Więzi" i wyreżyserowany przez Olenę Apczel. Autorami tekstu opartego na jej relacji są Michał Buszewicz i Jarosław Murawski.

„Więzi" to bardzo ukraińska opowieść – już od pierwszych sekund można stwierdzić to na podstawie scenografii, którą (podobnie, jak kostiumy) rewelacyjnie przemyślała Natalia Mleczak. Na scenie dominuje kolor zielony – dwie zielone ściany i fragment podłogi stanowią wycinek mieszkania. Zielone drzwi, zielone krzesła – wszystko to zlewa się w jedno. W obrębie jednolitej przestrzeni pojawiają się kwieciste postaci – noszą kolorowe sukienki, wzorzyste swetry z wełny, ubrania uszyte z różnych wielobarwnych materiałów. Kratki, paski, motywy roślinne – najwięcej jest tam chyba czerwieni. Po lewej stronie pokoiku dostrzec można dwie rzeczy – w oddali stoi bardzo dużo kartonów, z których później aktorzy wyjmować będą przeróżne rekwizyty. Nieco bliżej znajduje się huśtawka – ozdobiona kwiatami i również zielona – z której później często aktorzy korzystają. Ale nastrój ukraiński nie kończy się w sferze wizualnej – przeciwnie, tam on się dopiero zaczyna, bowiem cała sztuka jest autobiograficznym przekazem reżyserki, powstałym na podstawie jej dzienników. Odtwórczyni głównej roli – Katarzyna Dałek – ma być Oleną. Drobna, pogodna, ubrana w kolorową sukienkę i kurtkę skórzaną – donośnym głosem opowiada historię rodziny Apczel. Na potrzeby iluzji tworzonej przez teatr może należałoby powiedzieć, że opowiada ona historię „swojej" rodziny, ale w przypadku „Więzi" byłoby to raczej błędem – tekst wypowiadany przez aktorów zawiera liczne przypomnienia o tym, że są oni właśnie aktorami, którzy rekonstruują jakieś zdarzenia. Olena albo Babcia mówią niekiedy: „Mam nadzieję, że aktorka, która teraz mnie gra..." albo „Teraz gram Rozę" i tak dalej. Ciężko stwierdzić, czy aktorzy grają siebie grających członków rodziny Apczel, czy może starają się grać jedynie członków rodziny, ale mówiony przez nich tekst i dystans burzą tę iluzję. Takie odejście od złudzenia, autotematyzm, przywracanie umarłych i ożywianie własnych wspomnień mogą przywodzić na myśl praktyki Tadeusza Kantora, choć oczywiście obie te twórczości znacznie się różnią – chociażby obecnością Wspominającego czy dosłownością.

Relacje rodzinne przeplatają się w spektaklu z kontekstem całego kraju, zabawne sytuacje stają się podstawą do pokazania dużych problemów, młodość kontrastuje ze starością, a ludowość – ze światem Zachodu, powszechnie opiniowanym jako owładnięty przez pieniądz (czy raczej – mówiąc językiem Babci – mamonę). Pogańskie zwyczaje i wróżby zupełnie naturalnie mieszają się z telewizyjną przemową Putina, przepiękne tradycje do pewnego czasu rozładowują napięcie nabudowane przez sytuacje zagrożenia, żarty nie giną pod hałasem ostrzałów, nostalgiczne refleksje walczą o uwagę z ambitnymi planami na przyszłość, ludowa muzyka zestawiona zostaje ze współczesnymi nagraniami rzutowanymi na ścianę.

W spektaklu występuje pięcioro aktorów. Swoje główne role zostawiają momentami dla postaci drugoplanowych – Małgorzata Brajner grająca przede wszystkim Matkę bywa chociażby Urzędniczką, Krzysztof Matuszewski wciela się nie tylko w Ojca, ale również w Oficera. Tak samo dzieje się w przypadku Brata (Jacek Labijak) i Babci (Agata Bykowska). Jedynie wspomniana już Katarzyna Dałek cały czas pozostaje skojarzona z Oleną. Ale to właśnie członkowie rodziny są najważniejszymi bohaterami tej sztuki. Rodzinę tę przedstawiono dosyć szczegółowo, więc podczas oglądania spektaklu można nawet odnieść wrażenie, że wie się już o nich wszystko i że można ich zrozumieć – że pod stereotypem została odkryta prawda. Pod pierwszą warstwą pozorów – tak bardzo kruchą i celowo nietrwałą – widnieje natura znacznie obszerniejsza i złożona, gorzka, wyrazista. Łagodność i sztuczność niemożliwie idealnej rodziny ukraińskiej – która żyje szczęśliwie w zgodzie z naturą, ma kota o imieniu Mitia i przy jednym stole jada wspólnie pierogi oraz barszcz – szybko ustępuje miejsca niespokojnej grupie ludzi bardzo od siebie odstających i niepotrafiących się zrozumieć. Według Ojca ta rodzina „nie ma prawa istnieć". Rzeczywiście, domownicy różnią się nawet na płaszczyźnie języka, co zostaje wyraźnie zaznaczone na początku spektaklu – Matka najchętniej mówi po rosyjsku, ale słowa te wypowiada jak obce, Brat mówi prosto i wulgarnie, Olena używa języka niemal literackiego, który przyjęła w Petersburgu. Ten konflikt językowy stanowi uproszczone odbicie różnic i podobieństw ich mentalności.

Język jest w tym spektaklu bardzo istotny – na jego podstawie budowany jest komizm i zostaje mu poświęcone kilka pierwszych minut, kiedy Olena opowiada o nieumiejętności wymowy jej imienia i o tym, że poprawne jest sformułowanie „w Ukrainie", a nie „na Ukrainie". Te błędy zestawia z trudnościami języka polskiego, które wynikają z podobieństw wyrazów – jednym z przykładów są „więzi" i „więzy". Olena – silnie związana z rodziną, a zarazem w niej uwięziona – niebawem ma wyjechać do Polski. Ludzie, z którymi żyła do tej pory nie potrafią się z tym pogodzić – usilnie próbują ją powstrzymać, zniechęcić, zgasić jej zapał. Kiedy tracą nadzieję na zmianę jej planów, starają się chociaż o to, aby zapamiętała ich jak najlepiej, ale wychodzi z tego tylko nienaturalna farsa. Wywleczone z dzieciństwa wspomnienia Oleny wypływają w rozmowach, zostają wyświetlone na ścianie. Bohaterka – niemal infantylnie – opowiada o domu, o ogrodzie, o roślinach i zwierzętach, które żyją obok nich. Niedługo potem – podczas tajemniczego, rytualnego wręcz spotkania nad grającą walizką (wzbogaconego namiastką ludowego śpiewu) – tłumaczy zgromadzonej rodzinie, dlaczego zamierza wyjechać. Ma bardzo romantyczny powód – zakochała się. Przed wyjazdem Oleny Matka „się krząta", bo akt „krzątania" jest dla niej jednoznaczny z prawidłowym wykonywaniem funkcji matki – stwarza pozory zapracowania i ciągle sztucznie się uśmiecha. Babcia siedzi w fotelu, a ostatnie wspólne chwile spędza na wróżeniu z wareników (czyli pierogów) i na podstawie dotykania, smakowania oraz oglądania trzech porcji tej potrawy przewiduje przyszłość wnuczki. To podczas tamtej sceny miejsce ma bardzo obrazowe pokazanie więzi – Olena plecie warkocz z włosów swoich oraz Babci, a później trudno im się rozdzielić. Wyjazdowi dziewczyny próbuje zapobiec także Ojciec. Jako przedstawiciel „wszawej inteligencji" oraz człowiek, który dużo czyta albo chociaż udaje – tłumaczy, czym jest horyzont zdarzeń. Według niego, horyzont zdarzeń dzieli także Ukrainę i Polskę – to właśnie z powodu tego zjawiska Ukraińcy nie mogą wiedzieć, jak jest w Polsce, a Polacy nie rozumieją życia wschodnich sąsiadów. Niedługo potem Olena wyjeżdża i jej nowe życie staje się dla rodziny niewiadomą, a różnice pomiędzy tymi dwoma krajami i narodami zaczynają coraz silniej się uwidaczniać. Oba te miejsca i obie kultury mają wiele zalet, ale także kilka wad. Kiedy główna bohaterka jest już w podróży, śpiewa: „Serce, dzieciństwo, rodzina, dom i żal – na Wschodzie. Intelekt, nadzieja, przyszłość, żółć – na Zachodzie."

Ukraina pokazana zostaje jako świątynia wróżb i słowiańskości, ale dużo brakuje jej do ideału. Jej wschodnim terenom bliżej jest do Rosji niż Zachodu. Dla Ukraińców liczy się rodzina, tradycja i wiara, próbują utrzymywać pozory ciepła i spokoju w domu. Zmiana wydaje im się zepsuciem. Nierzadko idealizują przeszłość i Lenina lub krytykują wszystko, co słowiańskie nie jest. Pozorna sielanka z biegiem czasu zaczyna być ostrzeliwana, aż ogarnia ją wojna – sąsiedzi stają przeciwko sąsiadom, na wierzch wychodzą krajowe problemy, mit rozległych terenów zielonych zanieczyszczony zostaje prawdą o napromieniowanych jeziorach. Polska to zupełnie inny świat – być może są tam jakieś lepsze możliwości i pewnie łatwiej zrobić karierę. Ale nie jest dobrze. Polacy podobno czczą już tylko wartości materialne. Zawieszeni pomiędzy Wschodem i Zachodem próbują leczyć swoje kompleksy, wywyższając się ponad Ukraińców – starają się dorównać Niemcom, Francuzom i jak najprędzej odciąć korzenie. Kiedy Olena stoi na balkonie w swoim polskim mieszkaniu, obserwuje i jest obserwowana. Dziwią ją zachowania przechodniów, a plotkujący sąsiedzi łatwo dostrzegają jej obcość, co budzi w nich nieuzasadniony lęk – wynikający jedynie z nieznajomości. „Więzi" to spektakl, w którym ludzie nie chcą i nie potrafią poznać Innego. Nie interesuje ich poznanie – w zupełności wystarczają im stereotypy i proste wyobrażenia. Nawet Olena – która przecież przeprowadza widza przez świat swoich wspomnień – ukazuje znajomych ludzi przez grubą, mętną szybę własnego postrzegania. Z tego powodu Brat zostaje przedstawiony dosyć powierzchownie (zbyt łatwo ubrany w kostium wulgarnego dresa-kibola i prostackiego nacjonalisty), a wady osób, o których wiadomo, że już nie żyją, są złagodzone nostalgią. Olena najwięcej zrozumienia otrzymuje od Babci – kobiety, która odczytuje jej emocje z pierogów. Dodatkowo, aktorka grająca Babcię jest młoda, a jej postać – krzykliwa, bezpośrednia i ruchliwa, co sprawia, że Agata Bykowska zdaje się odgrywać raczej młodzieńczą energię Babci niż zmęczoną, wiekową kobietę widoczną na archiwalnych zdjęciach.

Rodzinne chwile, rozstanie, tęsknota, nowe życie i bardzo uproszczona, mała „próbka" związku Oleny z Polakiem (temat dziwnie poboczny) – wszystko to daje podstawy dla kolejnego obszernego wątku – wojny. Niepokój narasta. Olena rozmawia przez telefon z Matką kryjącą się w piwnicy, a gdy przyjeżdża na Nowy Rok, sama musi chować się przed strzałami i na własnej skórze odczuć to, jak bardzo jej ojczyzna jest podzielona. Późniejsze sceny zdominowane zostają przez aresztowania, przesłuchania i inne represje. Niemal do ostatniej chwili w spektaklu stosowane są środki, które mają służyć zdystansowaniu – jest to chociażby uzyskanie dźwięku ostrzału poprzez bieganie po ułożonej na środku sceny folii bąbelkowej. Tematy śmierci i zagrożenia nierzadko kolorowane są wzmiankami o ludowych zwyczajach, obsiewane kwiatami, obrzucane jabłkami. Ale ten dystans przeraża tym bardziej – niepoważna forma i unikanie patosu pozwalają na naturalną refleksję nad przedstawioną treścią, a prostota i brak zawiłych metafor naprawdę mogą wzruszyć. Kiedy spektakl zostaje skierowany w stronę wyraźnie już polityczną i wręcz dokumentalną – nie ma miejsca na niedosłowność. Aktorka grająca Olenę opowiada w jej imieniu o wydarzeniach, w których uczestniczyła reżyserka, a relacji tej towarzyszą wyświetlane nagrania. Filmy z Ukrainy kontrastują ze wszystkim, co wcześniej pokazano w spektaklu, sprowadzając wykreowany świat sztuki do inscenizacji przejaskrawionych wspomnień. Szare obrazy przemocy zdają się być bliżej rzeczywistości niż kolorowy świat motanek, jabłoni i kwiatów. Jakiś świat przeminął. Być może do przeszłości odeszła jakaś arkadyjska Ukraina lub po prostu – co wydaje się bardziej prawdopodobne – do przeszłości odeszło dzieciństwo Oleny i z racji bycia beztroskim wspomnieniem nabrało barw.

„Więzi" to sztuka interesująca – formalnie i treściowo, choć „interesująca" to zbyt jałowe słowo w jej przypadku. Nie jest zawiła i najpewniej nie szokuje, jednak nietrudno ulec jej urokowi. Ale nie jest to idylla, ani staroświecki moralitet nawołujący do kultywowania rodzinnych wartości czy odrzucenia materializmu. Nie jest to także jedynie pocztówka od nieznajomej ukraińskiej rodziny, wsadzona pomiędzy karty reportażu – to wartościowy, czarujący spektakl, skłaniający do licznych refleksji nad różnicami pomiędzy dwoma krajami bliskimi geograficznie i nad tym, skąd takie różnice się wzięły. Pojawiły się niedawno? A może ich geneza sięga znacznie dalej? I czy ktoś jest temu winien? Czy można w ogóle mówić, że coś jest polskie, ukraińskie lub jakkolwiek inaczej narodowe, skoro w obrębie jednej Ukrainy istnieje tak wiele poglądów politycznych i zwyczajów językowych? A kim jest idealny Europejczyk, do którego tak dążą Polacy? Czy kiedykolwiek dorównamy temu niejasnemu (i zapewne obecnemu tylko w świecie wyobrażeń) wzorowi? Czy Ukraińców czeka podobne, durne „doskonalenie"? I czy należy bronić się przed tym postępem? Kurczowo trzymać się tradycji? Co można stracić, a co zyskać? Czy – zgodnie z zawartą w spektaklu piosenką – każdy, kto pije cappuccino jest szczęśliwy? Czy szczęśliwy jest „każdy wpisujący do notesu termin spotkania"? A może jest nim po prostu „każdy, kto nie zna drogi do schronu przeciwlotniczego"? Fragmenty te są jednymi z ciekawszych zabiegów pokazujących dwa standardy. Podobnie działa drobny wątek rozważania alternatywnego życia w Polsce – Olena wie, że Babcia w Polsce by się nie odnalazła, ale Ojciec na pewno zostałby tam bardziej doceniony jako intelektualista, Brat może byłby kategoryzowany jako dres, ale raczej zyskałby tam lepsze perspektywy życia niż taka właśnie droga. No a Matka... jej alternatywa zostaje przedstawiona dopiero pod koniec spektaklu, gdy – martwiąc się o swój wygląd i pozostałe doczesności – mówi zza martwego ciała leżącego na okwieconej huśtawce. Według Oleny w Polsce miałaby pewnie lepszą opiekę zdrowotną i może nawet by przeżyła.

O tym, jak wiele zostało jeszcze do przepracowania niech świadczą podane z offu prawie ostatnie słowa w spektaklu, gdy Olena stwierdza, że polscy dramaturdzy nie do końca ją zrozumieli. „A może i zrozumieli, tylko ja nie rozumiem, że zrozumieli." Oto niezrozumienie wielowarstwowe.

Anka Jaworska
Dziennik Teatralny Poznań
28 listopada 2020
Portrety
Olena Apczel

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...