Letnia miłość w teatrze Bogusławskiego

"Nikt nie spotyka nikogo" - reż. Rudolf Zioło - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Ten spektakl miał być o uczuciach, a a okazał się być przedstawieniem o ich braku. Najnowsza premiera Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu to kameralny spektakl. Oszczędna scenografia, bazująca właściwie na subtelnej i jednocześnie wymownej grze świateł i ceni i tylko dwoje aktorów.

Izabela Wierzbicka i Grzegorz Gzyl w najnowszej propozycji kaliskiego teatru wcielają się w rolę Kobiety i Mężczyzny. Nie poznamy ich imion, ale to nie ma znaczenia, bo nie o to chodzi. "Nikt nie spotyka nikogo" duńskiego dramatopisarza Petera Asmussena w reżyserii Rudolfa Zioły to spektakl bazujący nie na konkretnych bohaterach, a na napięciach emocjonalnych między kobietami i mężczyznami. Być może dlatego scenografia tego kameralnego spektaklu jest tak surowa. Niestety, zamiast to napięcie podkreślać, raczej obnaża jego brak.

Teoretycznie uwikłani w dziwne relacje, niepewni swoich uczuć i jednocześnie testujący uczucia partnerów; w praktyce niczego z tego nie widać na scenie. Temperatura między postaciami jest po prostu letnia, przez co widza to, co ogląda, ani ziębi, ani parzy.

Wydaje się, że tytuł spektaklu to jednocześnie jakaś smutna przepowiednia - Izabela Wierzbicka nie spotyka Grzegorza Gzyla, aktorzy grają jakby obok siebie i ani w scenach spotkań, oczekiwań czy też samotności (bo na kilka takich sekwencji podzielono przedstawienie) nie są razem na scenie.

Widz z kolei, pozostawiony sam sobie w tym nijakim "szeregu aspektów związku kobiety i mężczyzny" (cytat z programu do spektaklu), nie spotyka twórców. No bo czy tacy są Romeo i Julia po przejściach? Co sprawiło, że są tak znudzeni sobą i chyba wszystkim innym? Sztuka próbuje powiedzieć coś uniwersalnego o miłości i jej odcieniach, ale jedyny odcień jaki daje się tutaj zauważyć, to wyblakła, sprana szarość. Próbowano mówić o uczuciach tak w ogóle, przekazać jakąś uniwersalną prawdę na temat ich istoty, ale zamiast uczuć mamy właśnie "aspekty".

Są jednak i jaśniejsze momenty tej premiery. Na uwagę na pewno zasługuje reżyseria świateł. Pawłowi Pawlikowi, który je przygotował, udało się stworzyć coś w rodzaju drugiego spektaklu, który niekiedy jest ciekawszy od tego, co rozgrywa się na pierwszym planie. Interesująco rozegrano także te sceny, w których jeden z bohaterów kompletnie jest bezradny wobec choroby swojego partnera. Wydaje się, że to właśnie wtedy cały ten potok słów, lejący się ze sceny, właściwego sensu nabiera dopiero wtedy. Dlatego też Grzegorz Gzyl, przez większość czasu kompletnie niewiarygodny, potrafi właśnie w takim, choć już nieco mocniejszym momencie, zaskoczyć wzruszającym, nawet przez swoją śmieszność, monologiem, swoistą elegią do dawnej kochanki. Szkoda, że takich wzruszeń jest w tym niedługim, bo niespełna półtoragodzinnym spektaklu tak mało.

Mirosława Zybura
Ziemia Kaliska
26 marca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...