Liryczna rekonstrukcja Polski

"KonradMaszyna" - reż. Bartosz Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa

"KonradMaszyna" to nie tyle zajadła polemika z konwencjami, próba rozrachunku z historią, co liryczna rekonstrukcja Polski. To lustro, w którym można przyjrzeć się gorzkiemu obrazowi, to pytanie, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź

Ten kto gustuje w lekkich, bagatelnych kąskach, może nabawić się niestrawności kosztując najnowsze dzieło Bartosza Szydłowskiego. „KonradMaszyna” to sztuka o wyrazistym smaku z nutą słodko-kwaśnych prawd o nas samych, to próba rozliczenia się z dawno połkniętymi ideami, które odbijają się echem po dziś dzień. Wreszcie, „KonradMaszyna” to wartościonośny polilog kultury, w którym przekrzykują się wrośnięte w tradycje konwencje, romantyczne idee, slogany, szlagiery, polityczne hasła i na pozór wydrążone ze znaczeń frazesy. Wszystko to opakowane nowoczesną formą, przyozdobione kokardą ostrej polemiki i podane na deskach teatru Łaźni Nowej. 

Twórczość Mateusza Pakuły to szczególny rodzaj tekstów przeznaczonych dla teatru. To nie tyle dramaty, co poematy dramatyczne, jak określił je Igor Stokfiszewski. Artysta śmiało czerpie z dorobku Wojaczka, Świetlickiego, Sosnowskiego czy Honeta. Najlepszym tego przykładem są liczne odwołania, a nawet dosłowne przytoczenia fragmentów dzieł wyżej wymienionych poetów. I nie tylko ich. Cała sztuka jest Wielką Cytacją. Nie lada to zadanie wyreżyserować spektakl, będący notabene literackim remiksem scalającym w sobie zarówno pierwiastki kultury masowej, jak i elitarnej.

Na wysokości, nie tylko zadania, ale także didżejskiej konsoli, będącej ważnym elementem scenograficznym, stanął Bartosz Szydłowski, reżyser i aktor spektaklu. To w jego gestii leży raczenie widzów sloganami, polemizującymi z tym, co dzieje się na pierwszym planie. Szarzy bohaterowie wtapiają się w ponurą scenografię, tworzą jak gdyby jedną wielką maszynę, w której każdy z nich jest trybikiem automatycznie powtarzającym mozolne czynności - przenoszenie pudełek, jazdę na hulajnodze, mielenie mięsa, rozkładanie gazet. Nie trudno zbłądzić na ścieżkach tak wykreowanego świata. To co absurdalne i pozornie jałowe, staje się klarowne wtedy, gdy widz posiada świadomość literacką- klucz, dzięki któremu może otwierać niewypowiedziane sensy, narzędzie pozwalające swobodnie czerpać z „KonradaMaszyny”. Pakuła otwiera intertekstualne drzwi, przez które aby przejść nie wystarczy znać Mickiewicza. Trzeba sięgnąć dalej, do postdramatycznego Hamletamaszyny Müllera, do Ognia Ponga, do Ojczyzny Wojaczka, do Wyzwolenia Wyspiańskiego, które odpowiednio spreparowane, nabrało nadzwyczajnej aktualności. Długo by wymieniać artystów, których słowa w najmniejszym nawet sposób przyczyniły się do powstania dramatu. Artysta nie poprzestaje na aluzjach literackich, staje oko w oko z kulturą - matką, z której łona wszyscyśmy się zrodzili, z której mlekiem wyssaliśmy romantyczne idee i bolączki nieustannie krążące w naszym narodowym krwioobiegu.

Balansowanie na granicy absurdu uwypukla kontrasty kultury, wskazuje na niemożność uporania się z demonami przeszłości, przy jednoczesnym pragnieniu zachłyśnięcia się hipernowoczesnością. Tą samą, która w jednej ze scen wydaje na świat wyrób człowiekopodobny, wypchaną brukowcami atrapę ludzkości skrywaną pod nienagannie skrojonym garniturem. Zdaje się, że tak rozległa i przenikliwa analiza nie mogła ukazać się w innej formie, niż remis. „KonradMaszyna” to nie tyle zajadła polemika z konwencjami, próba rozrachunku z historią, co liryczna rekonstrukcja Polski. To lustro, w którym można przyjrzeć się gorzkiemu obrazowi, to pytanie, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź - Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?

Jolanta Wierzba
Miesiąc w Krakowie
2 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia