Łódź może być polskim Paryżem!

rozmowa ze Zbigniewem Maciasem

- Łódź to miasto z charakterem! Na pewno niełatwe. Poza tym nie należy ono do miast, które są szczególnie rozpieszczane przez turystów czy też ludzi, którzy cenią ładne miejsca. Raczej mówi się o tym, że Łódź jest brzydka, szara. Ja staram się tego nie dostrzegać. Widzę to, co w Łodzi najpiękniejsze - opowiada Zbigniew Macias, dyrektor Teatr Muzycznego w Łodzi

Anna Gronczewska: Lubi Pan Łódź?

Zbigniew Macias: Bardzo! Wychowałem się w Konstantynowie Łódzkim, ale w Łodzi się wykształciłem. Wiele lat potem mieszkałem w Warszawie, bo pracowałem w Operze Narodowej, jednak wróciłem do Łodzi. To chyba najlepiej świadczy o tym, że lubię to miasto!

Za co je Pan lubi?


Łódź to miasto z charakterem! Na pewno niełatwe. Poza tym nie należy ono do miast, które są szczególnie rozpieszczane przez turystów czy też ludzi, którzy cenią ładne miejsca. Raczej mówi się o tym, że Łódź jest brzydka, szara. Ja staram się tego nie dostrzegać. Widzę to, co w Łodzi najpiękniejsze.

Czyli?

Dużo przepięknej architektury, choć trochę zaniedbanej. Ale moim zdaniem wszystko, co najlepsze, jeszcze przed Łodzią. Jest ona takim miejscem na Ziemi, które albo się niesamowicie rozwija, albo żyje ciężko. Ten ostatni okres mam nadzieję jest już za nami.

Którą część Łodzi darzy Pan największym sentymentem?

Mieszkam na Bałutach. Jednak największym sentymentem darzę Księży Młyn. Mieszkałem tam kilka lat. Jest to niezwykłe miejsce. Wciąż się mówi o rewitalizacji Księżego Młyna. O tym, że ma być miejscem dla sztuki, artystów, ludzi, którzy tworzą pewne wzorce. Myślę, że tak się stanie. Już teraz na Księżym Młynie jest bardzo ciekawie.

Ma Pan swój pomysł na jego zagospodarowanie?

Nie jestem aż tak próżny, by mieć takie pomysły. Od tego są architekci, urbaniści, ludzie, którzy zajmują się tym profesjonalnie. Ja jestem tylko człowiekiem teatru.

A jak się Panu mieszkało na Księżym Młynie?


Bardzo miło. Tam wielu ludzi się zna, pozdrawiają się na ulicy, rozmawiają ze sobą, mieszkają długo obok siebie. Ich przodkowie pracowali jeszcze w fabryce Karola Scheible-ra. To specyficzne miejsce.

Pan na jakiś czas opuścił Łódź. Wyjeżdżał Pan z niej z ciężkim sercem?

Nie myślałem o tym. Tak się ułożyło życie. Mieszkałem w Warszawie, w innych polskich miastach, ale też wyjeżdżałem za granicę. Bardziej zawód zadecydował za mnie, niż ja sam.

Niektórzy łodzianie marzą, by zamieszkać w stolicy... Ja nie marzyłem. Bo gdybym marzył, to bym tam został. Przecież miałem tam pracę, dalej coś robię w Warszawie. Uważam, że Łódź jest dobrym miejscem do życia i mieszkania. Choć przekleństwem i błogosławieństwem dla tego miasta jest bliskość stolicy. Wielu łodzian tam pracuje, ma szansę zaistnieć. Jednak z drugiej strony nie da się ukryć, że Warszawa bardzo "drenuje" Łódź, wyrywając z niej najzdolniejszych ludzi.

Artyści też uciekają z Łodzi do Warszawy?

Tak, i jeszcze ci najlepsi. Warto by podjąć jakieś kroki, by ich w Łodzi zatrzymać. Trzeba im stwarzać takie warunki, by mogli się tu rozwijać. Artysta potrzebuje szansy. Jeśli jest utalentowany, to ją wykorzysta. Tylko trzeba te szanse stwarzać. Ciekawe jest to, że Łódź nie potrafi stworzyć takiej atmosfery wokół sztuki, jak Kraków. Kraków kojarzy się nam z miastem, w którym są świetne teatry, znakomici aktorzy.

Tak nie jest?


Przecież te teatry są takie same, jak w Łodzi! Wcale nie są lepsze. Tylko Kraków potrafi kreować wrażenie, że są najlepsze. Wrocław kreuje muzykę. Łódź ma z tym problem.

A Łódź filmowa?

Tę filmową tradycję miasta powinno się wykorzystać. Na razie nie robi się tego tak, jak powinno, same tablice gwiazd nie wystarczą.

Nowy Teatr Muzyczny może stać się wizytówką Łodzi?

Będziemy się starać, by tak było. Przy czym mnie brakuje współpracy między środowiskami artystycznymi. Każdy zamyka się w swoim świecie. I tam się okopuje. Tak robią plastycy, filmowcy, muzycy, aktorzy. Nie ma wzajemnego przenikania się ludzi sztuki, inspirowania się. Może moderatorem takiej współpracy różnych środowisk artystycznych powinien być Wydział Kultury Urzędu Miasta Łodzi?

Myśli Pan, że do Teatru Muzycznego będą przyjeżdżali mieszkańcy całego regionu, a może także z całej Polski?

Już jest ogromne zainteresowanie naszymi spektaklami, także poza Łodzią. Zawsze Teatr Muzyczny cieszył się miłością widzów. Zrobimy wszystko, by dalej tak było.

Długo czekaliśmy na ten teatr.

No tak. Były to cztery lata tułaczki po różnych miejscach. Nam się udało przetrwać te trudne lata dzięki osobistym kontaktom z ludźmi pracującymi w innych instytucjach. Był taki moment, że mieliśmy aż siedem scen!

Łodzianie lubią operetkę?

Tak, ale my prowadzimy szerszą działalność. Operetka, musical kojarzą się z zabawą. A my nie chcemy tylko bawić. A jeśli już, to sztuką na wysokim poziomie. Myślimy też o bardzo poważnych pozycjach. Moim marzeniem jest na przykład, by w Łodzi pokazać wreszcie wybitne dzieło, jakim jest rock-opera "Jezus Christ Superstar" Andrew Lloyd Webera. I ten spektakl będzie w naszym mieście!

Słyszałam, że jest Pan zamiłowanym żeglarzem. Nie brakuje Panu w Łodzi akwenów, na których można by pożeglować?


Bardzo brakuje. Zawsze myślałem sobie, jak szczęśliwi są ci, którzy mieszkają w mieście leżącym nad pięknym jeziorem. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Może i lepiej, że Łódź nie leży nad dużą rzeką, jeziorem. Dzięki temu woda nam nie powszednieje. Za to ci, którzy przyjeżdżają do Łodzi mówią, że jest w niej dużo zieleni. Jest wiele parków, skwerów.

Myśli Pan, że przybyszom z innych miast, z zagranicy Łódź może się podobać?

Sądzę, że tak. Moja żona, która jest warszawianką, powiedziała, że gdyby była taka możliwość finansowa, to Łódź mogłaby się stać Wiedniem czy nawet Paryżem Polski, bo taką ma architekturę. Naprawdę niezwykłą. To jest to, na co Łódź powinna stawiać.

Anna Gronczewska
Polska Dziennik Łodzki
26 września 2011
Portrety
Zbigniew Macias

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia