Ludobójstwo na Polakach wciąż bez kary

"Ballada o Wołyniu" - reż. Tomasz A. Żak - Teatr Nie Teraz

Wstrząsający temat ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na polskiej ludności podczas II wojny światowej pojawia się na scenie teatralnej w Polsce po raz pierwszy (!). I to nie w wykonaniu któregoś ze znanych teatrów Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Poznania czy Gdańska, lecz w wydaniu skromnego Teatru Nie Teraz z Tarnowa, który premierę "Ballady o Wołyniu" zaprezentował w Muzeum Niepodległości w Warszawie

Założony 30 lat temu i prowadzony w Tarnowie przez dziennikarza, publicystę i reżysera, Tomasza Antoniego Żaka, alternatywny Teatr Nie Teraz podejmuje żywotne dla Polaków tematy niemieszczące się w tzw. polityce poprawnościowej, a więc przemilczane. Od początku teatr ten wpisał się w nurt polskiego teatru politycznego. Stąd w czasie stanu wojennego istniał zapis cenzury na działalność TNT, a jego twórca, Tomasz Antoni Żak był inwigilowany i szykanowany przez Służbę Bezpieczeństwa. To dzięki jego uporowi i determinacji teatr przetrwał trudny czas, nie poddał się, nie zmienił wyznawanych wartości i w swoich pracach nadal odwołuje się do tradycji narodowych i katolickich.

Dzięki tej niezłomnej postawie w Teatrze Nie Teraz powstają ważne spektakle, m.in. takie jak "Na etapie" o "żołnierzach wyklętych" czy najnowszy - "Ballada o Wołyniu".

Ludobójcza zagłada Polaków na Kresach Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej dokonana przez nacjonalistów ukraińskich wciąż jest tematem w wielu środowiskach zakazanym. Zbrodniarze z UPA, którzy w okresie II wojny światowej dokonali eksterminacji polskiej ludności na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, nigdy nie zostali ukarani, chociaż część z nich przecież jeszcze żyje. Ba, są traktowani jako bohaterowie narodowi.

Zatem przedstawienie "Ballada o Wołyniu", prócz roli stricte artystycznej, wypełnia także ważną misję społeczną, edukacyjną, historyczną i moralną. Tomasz Antoni Żak, autor scenariusza i reżyser, wykorzystał w swoim przedstawieniu wątki fabularne powieści Włodzimierza Odojewskiego "Zasypie wszystko, zawieje" oraz fakty zawarte w dokumentach i świadectwach osób, którym udało się ocaleć z tego straszliwego holokaustu na polskim Wołyniu. Opiera się także na świadectwach rodzinnych, zwłaszcza swoich dziadków, którzy pochodzili z Włodzimierza Wołyńskiego. Ich pamięci dedykuje swój spektakl, który można nazwać w pewnym sensie dokumentalnym, albowiem przedstawione w nim zdarzenia mają oparcie w dokumentach, są prawdziwe. Choć chwilami wydaje się wprost niewiarygodne, by z tak dzikim okrucieństwem można było męczyć, torturować i po kawałku mordować człowieka. To nie jest fikcja literacka, lecz fakty.

Kiedy wchodzimy na wyciemnioną widownię, zanim jeszcze rozpocznie się przedstawienie, z ustawionego z boku sceny głośnika słyszymy wyczytywane męskim, stanowczym głosem nazwiska pomordowanych Polaków, ich wiek i miejsce mordu. Rozpiętość wieku olbrzymia, najwięcej dzieci: niemowlaki, 4 latka, 5, 7, 15, 16, 18 lat itd., itd. Także dorośli. Lista ofiar zdaje się nie mieć końca. Ów jednostajny rytm wyczytywania zamordowanych jest jak wywoływanie ich do pośmiertnego stawienia się na apelu. Wstrząsające. Ale to dopiero prolog do spektaklu.

Przedstawienie choć tematycznie jest wielkie i głębokie jak tragedia antyczna, formalnie ma charakter kameralny. Reżyser opowiada tę dramatyczną, prawdziwą historię ustami trzech kobiet: dwóch Polek i jednej Ukrainki. Teraz, już jako dorosłe kobiety, dają świadectwo, czego doświadczyły, co widziały, gdy były dziećmi. Ich wspomnienia są wstrząsające. I choć są to trzy różne osoby, które się wzajemnie nie znają, o odmiennych osobowościach, łączy je podobny los i wspólna trauma. Zapamiętane z dzieciństwa obrazy odrąbywania siekierą głowy, rąk, nóg, wydłubywania oczu, obcinania piersi, rozpruwania brzucha kobietom w stanie błogosławionym, wyciąganie dziecka i zadeptywanie czy zdzieranie skóry z żywego człowieka, ojca jednej z nich, po czym wiązanie do drzewa na pastwę ptaków i rozmaitych owadów lgnących do krwawej, żyjącej rany - są już nie do wymazania z pamięci. Jeszcze jedna rzecz łączy trzy bohaterki. Każda z nich trzyma w ręku starą, zniszczoną gałgankową lalkę, przypominającą im okres dzieciństwa, ale tego jeszcze dobrego, sprzed wojny. Lalka stanowi też rodzaj terapii.

Wiele lat później (także współcześnie) kobiety są świadkami przesłuchiwanymi przez polskich urzędników w śledztwie prowadzonym z powodu licznych zgłoszeń Polaków, którym udało się uniknąć eksterminacji z rąk nacjonalistów ukraińskich w latach 1943-1944 na Wołyniu. Tylko że nikt z przesłuchujących im nie wierzy. To znaczy, że brak politycznej woli decyduje o tym, by nie uwierzyć i umorzyć śledztwo. Nikt nie poniesie kary, bo wina - według funkcjonariuszy - nie została udowodniona.

Wypełnione głęboką treścią przedstawienie pokazuje, że nie wszyscy Ukraińcy popierali eksterminację Polaków. Jedna z kobiet, właśnie Ukrainka, jako dziewczynka uratowała swoją najlepszą przyjaciółkę, Polkę. Wiele lat po wojnie chciałaby ją spotkać, ale wizy do Polski nie otrzyma, bo dając w polskim konsulacie swoje świadectwo o rzezi dokonanej na Polakach przez Ukraińców, postępuje "nierozważnie".

Tomasz Antoni Żak znalazł znakomite i adekwatne do tematu rozwiązanie formalne spektaklu. Ascetyczna scena, bez specjalnych dekoracji. Nie ma tu żadnych inscenizacyjnych fajerwerków, nic nie odrywa uwagi widza od tego, co najważniejsze, czyli od przekazu. Ta ascetyczność sceny tonącej w półmroku, jej plastyczny obraz tworzy klimat pięknie harmonizujący z tematyką przedstawienia. Skromnego i wielkiego zarazem.

Na tle czarnej kotary, oświetlone jedynie punktowym światłem (jak na przesłuchaniu) aktorki mówią tekst. Są bardzo prawdziwe w swym bólu i głęboko przejmujące jako ofiary holokaustu. Wspaniale, wyraziście, w pełni wiarygodnie poprowadzone role przez Agne Muralyte (studentka Akademii Teatralnej w Wilnie gra postać Ukrainki), Ewę Tomasik i Magdalenę Zbylut. Wszystkie świadomie używają środków wyrazu czy to poprzez gest, czy mimikę, czy pauzowanie. Świetne role. To w dużej mierze zasługa Tomasza Antoniego Żaka. Widać tu w pełni perfekcyjną pracę reżysera z aktorem.

Ten znakomity spektakl powinien dotrzeć do jak największej rzeszy odbiorców, nie tylko Polaków. Ale przede wszystkim powinni go obejrzeć rządzący dziś naszym krajem.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
1 czerwca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia