Ludzie z plasteliny

14. Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA w Gdańsku

Obrzędowe tańce, balet w powietrzu, demoniczne maski - spektakle "Eathenware Maker" z Indonezji i "Mura" z Niemiec pokazywane na festiwalu FETA w Gdańsku udowadniają, ze teatr uliczny może być sztuką

Nikogo już nie dziwi, że co roku dzięki Festiwalowi Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA Gdańsk przez kilka dni żyje teatrem. Ludzie, którzy kurtyny nie widzieli dobrych kilka lat, tu chętnie mimo ulewy lub upału stawiają się na spektakle, świetnie się bawiąc. - Co roku przychodzę na festiwal. Czasami nie rozumiem, o czym jest przedstawienie. Uwielbiam jednak patrzeć na poprzebieranych i ostro umalowanych aktorów, którzy grają tuż obok mnie. Wielkie emocje - opowiada gdańszczanka Zofia Czarnecka.

Podobne głosy dało się słyszeć podczas spektaklu "Mura", który miał być największą atrakcją festiwalu. Trąbiono o wielkim show z udziałem nie tylko berlińskich aktorów z Grotest Maru, ale też 100 gdańskich artystów. Efekt nieco ostudził emocje. Główną bohaterką "Mury" była staruszka, która wędrując (wraz z setkami widzów) po zakamarkach gdańskiego Starego Przedmieścia, odkrywała jego historię i związane z nią legendy. Zobaczyliśmy kobiety piorące bieliznę w Motławie, mnichów opowiadających o spisywanych przez siebie księgach, kurtyzany stojące w oknach i zapraszające do siebie (o dziwo nikt nie skorzystał), a nawet słynną niegdyś kawiarnię na Żabim Kruku. W międzyczasie wśród widzów krążyli aktorzy na szczudłach przebrani za kruki oraz dostojne damy z parasolami. Wędrówka została zwieńczona efektownym tańcem w powietrzu (aktorka była spuszczana na linie z dźwigu). Miał symbolizować upragnione zbawienie bohaterki... Artyści grupy Maru z Berlina udowodnili, że można niebanalnie opowiedzieć o wydawałoby się mało ciekawej historii dziś nieco zapomnianej dzielnicy Gdańska. Być może spektakl byłby bardziej czytelny, gdyby ograniczyć miejsca akcji i skondensować nieco fabułę. Owszem spektakularne akrobacje czy odgrywane z dbałością o szczegóły scenki mogły zaskakiwać. Szkoda, że oglądało się to bez emocji.

Absolutnym hitem festiwalu okazała się za to bezpretensjonalna, niegłupia i utrzymana w konwencji kina niemego komedia "Fontanna" duńskiej grupy Dansk Rakkerpak. Rzecz o rubasznym burmistrzu, który zamiast tradycyjnej fontanny chce w mieście zbudować własny pomnik tryskający wodą. Do wykonania tegoż zatrudnia polskich robotników. Jeden z nich zakochuje się w córce burmistrza. Aktorzy Rakkerpak nie bali się szerokiego gestu i przerysowań. W efekcie ich okraszona humorem i ironią opowieść o stereotypach Polaków i Duńczyków okazała się ciekawa także dla małych widzów. Tak jak utrzymana w podobnej konwencji propozycja holenderska - "Toy Soldiers" Tukkers Connexion. To opowieść o trzech napoleońskich wojownikach, którzy kilkanaście lat po upadku swego mistrza nadal tkwią w rzeczywistości, kiedy dzielnie wygrywali wojny. Dziś są jak żołnierzyki z pla-steliny, bardzo chwiejni, zawodni i smutni. Kiedy na ich drodze stanie ekscentryczny podróżnik, znów obudzi się w nich duch walki i odzyskają swoje marzenia. Wzruszające, a przy tym zabawne. Spektakl rytuał przywieźli do Gdańska aktorzy Studia Indonesia. Akcja ich "Eathenware Maker" (na zdj.) została umieszczona w niewielkim, okrągłym okrytym strzechą szałasie. Tu skąpo odziani aktorzy odbyli obrzędowy taniec z glinianymi naczyniami. Glina metaforą życia? Dla nich tak, każdy lepi swoje i w każdej chwili może je zbić. Całości towarzyszyły pulsujące dźwięki wydobywane z glinianych naczyń. A każde uderzenie było dla aktorów osobną opowieścią o cierpieniu i rozkoszy. Hipnotyzujący seans.

Na festiwalu zobaczyliśmy też opowieść o "cnotliwym" mnichu, co to chciał nawrócić Szwecję, udane spektakle lalkowe Adama Walnego, monstrualne dinozaury prosto z Holandii czy opowieść o "Ismenie - siostrze Antygony". Słowem, nawet wybredni mieli w czym przebierać. Dostaliśmy sporą dawkę świetnej zabawy, ale też odrobinę goryczy i lekko przyciemniony świat, w którym ludzie ciągle nie potrafią pogodzić się ze złem i nienawiścią. I co wydaje się ważne - trupy teatralne z różnych przecież zakątków świata raz po raz wchodziły w interakcje z widzami, którzy potem jak zaczarowani opuszczali festiwal. I mnie udzieliła się ta magia.

Agnieszka Michalak
Dziennik Gazeta Prawna
24 lipca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...