Macbeth ken-do

15. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Teatr Pieśń Kozła przywiózł na Festiwal Szekspirowski istnego bastarda. Grzegorz Bral połączył zachodni materiał dramatu ze wschodnią formą. Macbeth rozgrywa się poza akcją bezpośrednio w niej tkwiąc. Trwający niewiele ponad godzinę spektakl składa się z obrazu i przestrzeni. Naturalnym spoiwem tych dwóch elementów jest muzyka - wypełnia każdy decymetr sześcienny sceny

Gdy przekraczałam próg sopockiej sali Teatru Wybrzeże, zaskoczyła mnie sztuczna mgła. Zmierzając na wolne miejsce próbowałam przyjrzeć się scenografii, zamiast niej ujrzałam jedynie siedzącego z boku sceny mężczyznę, otoczonego kilkoma instrumentami muzycznymi. Otwarcia spektaklu dokonał sam reżyser, informując, iż zostanie on odegrany w języku staro-angielskim, bez tłumaczenia. Można było wreszcie rozkoszować się nie tylko brzmieniem oryginalnym dramatu, ale i obrazem – bez konieczności wyławiania kolejnych linijek wyświetlanego tekstu. A była to prawdziwa rozpusta duchowa...

Scenę rozświetlają powoli dwa rzędy świateł, umieszczonych wysoko nad sceną. Każda z lamp oświetla jedną z kilkorga osób, ustawionych naprzeciwko siebie po dwóch stronach areny. Zza mgły widać wreszcie zarysy scenografii: ozdobne deski, podobne do skrzydeł szafy, które w trakcie widowiska były ustawiane przez artystów, organizując przestrzeń i różnicując komnaty. Aktorzy ubrani są w różnego kroju koszule (tylko Macbeth i jego żona noszą je w kolorze czerwonym) i jednakowe szerokie spodnie, przypominające japońskie hakama. W dłoniach trzymają bambusowe kije, charakterystyczne dla treningu szermierki samurajów. Z lewej strony sceny rozbrzmiewają kolejno: bęben, łagodna muzyka wschodniego instrumentu strunowego, hipnotyzujące dźwięki piły. Następnie niczym instrument dołącza śpiewny, staro-angielski tekst dramatu Szekspira. Wypowiadane kwestie wpadają nierzadko w melorecytacje, przechodzące często wręcz w polifoniczny śpiew. Jest on kolejnym składnikiem etnicznym spektaklu: zapożyczony od korsykańskiego członka grupy A Filetta, współpracującego z Bruno Coulais’em przy muzyce do filmu „Himalaya”. Aranżacje pieśni Jeana-Claude’a Acquavivy sprawiające wrażenie nagich, wręcz pierwotnych, przyczyniają się do płynnego przejścia między ruchem a tekstem, tekstem a ruchem. Są też niekiedy elementem symultanicznej akcji: półkole śpiewających postaci jako kontrast dla samotnego protagonisty. Słowa padają przy akompaniamencie uderzeń kijów, a ruchy, obliczone na czas i przestrzeń odbierają tekstowi sztywną angielską manierę. Choć trupy – Duncana, Banqua i Macduffa – padają gęsto, to najbardziej porusza śmierć Lady Macbeth, która pada na podłogę pod ciężarem przyjętych bambusów. Szczególnie wyeksponowano rolę Wiedźmy, która jest obecna cały czas pośród postaci, zaburzając naturalną dynamikę dramatyczną i nadając jej swój rytm.

"Macbeth" jest efektem współpracy polskiego zespołu teatralnego Grzegorza Brala z ekipą Royal Shakespeare Company. W projekcie, będącym swoistym rodzajem wiwisekcji owego dzieła Szekspira, biorą udział aktorzy obu grup artystycznych. Dwa różne temperamenty zostają zunifikowane, przepuszczone przez filtr kultury zachodniej, wschodniej i południowej. Spektakl łamie ramy czasoprzestrzeni, czyniąc dramat jednego człowieka dramatem ludzkości. Nie można jednak tylko spłaszczać wymowy dzieła: w formie znajduje się też sposób – czytania dramatów nowożytnych w odniesieniu do źródeł dramatu, jego najczystszej postaci. W niej wszystkie elementy: widowisko, muzyka, forma stanowią jedność.

Maria Piękoś
Dziennik Teatralny
10 sierpnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...