Mądzik i jego "Makbet" raczej po stronie mroku

"Makbet" - reż: Leszek Mądzik - Teatr im. Osterwy

Dlaczego Leszek Mądzik, skreślając na oko trzy czwarte oryginalnego tekstu "Makbeta", zdecydował się zostawić akurat to poczciwe zaklęcie, z którego kpiono już w czasach Boya? Dlaczego sięgnął po przekład Paszkowskiego tak już zaśniedziały?

 Mądzik, twórca subtelnych obrazów scenicznych na pograniczu światła i mroku, rzadko wkracza do "normalnego" teatru, a rezultaty bywają zwykle odświeżające. Spotkanie z Szekspirem jednak nie wyszło, owocując naiwnością. Poczynając od prologu, gdy widzowie kroczą przez zbudowany w foyer tunel z obitej czarnym materiałem dykty, w którym śpiewały, mlaskały i wiły się wiedźmy, po akcję właściwą, gdzie reżyser unieruchomił aktorów w ulubionych mansjonach - trumnach postawionych na sztorc, po czym zostawił ich sam na sam z retoryką tekstu. Dawali sobie z nią radę raz lepiej, bo dyskretnie (Lady Makbet Jolanty Rychłowskiej), raz gorzej, wpadając w deklamacyjny patos. Nie było w tym energii ani tragizmu, ani nawet zadziwienia absurdem losów, tylko deklamowana baśń. W sumie - jęk zawodu. Dziś teatr uwielbia lokować Makbeta wśród pisuarów albo wysyłać |go na wojnę do Iraku, więc wyobraźni Mądzika wyglądało się jak zbawczej odsieczy. Jeden niesamowity obraz finałowy, gdy bohatera przeszywa mnóstwo a | czerwonych igieł, za cały spektakl nie starcza - choć pozwala wynieść z teatru coś mocnego pod powiekami.

Jacek Sieradzki
Przekrój
25 września 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia