Maestria ruchu

„Don Juan" - reż. i chor. Robert Bondara - Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu

Co sprawia, że człowiek potrafi budować trwałe relacje, oparte na szacunku do drugiego? Czy jeśli w domu mamy raczej antyprzykład, to jak duża jest szansa przekroczyć ten schemat? O tym opowiada balet „Don Juan" w reżyserii i choreografii Roberta Bondary (zrealizowany sto lat po prapremierze). Jest to realizacja Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, która z powodu remontu budynku pokazywana jest w Auli Artis Collegium Da Vinci. Ta poetycka opowieść o wiecznym zdobywaniu kobiet i zabawie ich uczuciami oczarowuje widza.

Zanim rozpocznie się widowisko, podczas zajmowania miejsc na scenie widzimy ekran. Na nim wyświetlona jest postać chłopca. Widzimy go tylko do połowy – jest bez koszulki i patrzy prosto w obiektyw kamery. Nigdy nie wiadomo, co wyrośnie z takiego młodego człowieka, ale można przypuszczać, że kiedy dorośnie będzie stereotypowym „łamaczem serc niewieścich". W jego ciemnych oczach widać zawadiacki błysk i pewność siebie. Można powiedzieć, że ta krótka sekwencja filmowa jest komentarzem do historii, którą zobaczymy na scenie. Może też być ostrzeżeniem.

Sekwencje filmowe (reż. Karolina fender Noińska) są ważną częścią spektaklu oraz czymś, co nadaje kontekst interpretacyjny. Oprócz wspomnianego chłopca, na wstawkach filmowych zobaczymy też sceny z życia rodzinnego. Są to najprawdopodobniej rodzice głównego bohatera, którzy kłócą się – wyraźnie widoczna jest też przemoc. Czy to była jedna z przyczyn późniejszego zachowania Don Juana? Można jedynie przypuszczać.

Historia tytułowego bohatera to opowieść o młodym, przystojnym mężczyźnie (Don Juan – Mateusz Sierant), który przy droczeniu się z ojcem swojej pierwszej sympatii – doprowadza go do śmierci. Przy pomocy swojego ojca wygrywa proces, pozostając bezkarny. Jednak ten incydent niczego go nie nauczył. Utrata jednej kobiety popycha go w ramiona kolejnych: niezależnie od tego, czy będzie to była zakonnica czy dziewczyna kolegi. Wszystkie jego podboje kończą się jednak podobnie: kobiety porzuca, a wokół niego jest coraz więcej wrogów (np. wśród braci porzuconej). Jego poczynaniom przygląda się jego przyjaciel/służący (Sganarel – Massimiliano Romano), który próbuje odwieźć go od tego, jednak Don Juan nie słucha głosu rozsądku.

„Don Juan" Bondary to przepiękne widowisko, które ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Długie sekwencje baletowe są niezwykle precyzyjne w wykonaniu, a przy tym czytelne. Ascetyczna scenografia oraz proste kostiumy (autorstwa Julii Skrzyneckiej) sprawiają, że na scenie nie ma zbędnych elementów, a obrazy są niezwykle uniwersalne. Mimo tego, że w spektaklu nie pada ani jedno słowo, nie ma napisów, żadnego komentarza werbalnego – całość jest niezwykle klarowna. Kostiumy tancerzy utrzymane są głównie w czarno-białych barwach. Na scenie zobaczymy czarne, ażurowe konstrukcje w formie wielkich, prostokątnych ram, będących np. drzwiami, oknami. Pojawi się też obrotowy „wycinek" czarnego pokoju, w którym Don Juan chwilowo utknie w upojeniu alkoholowym z jedną ze swoich „zdobyczy".

Spektakl utrzymany jest raczej w jednolitych barwach, czym przypomina trochę realizacje teatralne Anny Augustynowicz, u której zwykle dominującą barwą na scenie jest szarość. U Bondary (podobnie jak u Augustynowicz) każdą scenę charakteryzuje też symbolika obrazu – wszystko pokazane jest w sposób najprostszy, bez zbędnych elementów, ale stanowi metaforę. Zmarły ojciec pierwszej dziewczyny Don Juana powraca potem w jego wizjach jako Duch/Bóg/Sędzia: bez koszuli, z pobieloną twarzą, ramionami i torsem, z których przy najmniejszym ruchu unosi się delikatna, biała mgiełka. Pojawia się dwukrotnie: za pierwszym razem trochę jako zapowiedź wyroku, żeby ostatecznie zabrać Don Juana ze sobą.

W spektaklu są (w moim odbiorze) pokazane jakby dwie wersje historii tytułowego bohatera, jednak niezależnie od tego, co zrobi: okazuje się, że uwodzenie i porzucanie kobiet ostatecznie nie pozostaje bezkarne. Przypomina to w pewien sposób konstrukcję filmu „Przypadek" w reż. Krzysztofa Kieślowskiego – jednak tam losy głównego bohatera faktycznie zależą od tego, jak postąpi (czy zdąży wsiąść do pociągu). W widowisku Bondary wydaje się, że Don Juan niechybnie wręcz dąży do samozagłady (choć różnymi drogami).

Na scenie podczas „Don Juana" oglądamy niezwykłą maestrię ruchu: śledzimy każde poruszenie tancerzy, widzimy umięśnioną budowę ich ciała, podziwiamy warsztat. Wielkie brawa niech przyjmą wszyscy – koryfeje oraz zespół baletowy Teatru Wielkiego w Poznaniu. Co jest najpiękniejsze w tej scenicznej wizji to pokazanie przez reżysera, że nie trzeba być wprawionym widzem baletowym, by móc zachwycić się tym scenicznym obrazem. Widz naturalnie chłonie emocje, które wyrażane są niezwykłym, lekkim ruchem. Czujemy to i przeżywamy z bohaterami. Muzyka (Gluck/Bach/Marcello/Schnittke – muzyka z nagrania w wykonaniu orkiestry Teatru Wielkiego w Poznaniu pod kierownictwem Katarzyny Tomali-Jedynak) i taniec w połączeniu zapierają dech w piersiach. Po zakończeniu widowiska pozostaje uczucie niedosytu. Tego piękna, lekkości. Tego, że balet Bondary zabiera w świat, w którym nie potrzeba słów.

Nie jest to wiernie odwzorowana historia z tekstu Moliera – Robert Bondara potraktował komedię jedynie jako inspirację. W efekcie powstała piękna, mądra, poetycko opowiedziana, uniwersalna opowieść o tym, że zabawa ludzkimi uczuciami nie prowadzi do niczego dobrego. Musi skończyć się tragedią, niezależnie od tego, jak długo będziemy próbowali oszukać samych siebie.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
10 marca 2023
Portrety
Robert Bondara

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia