Maj, 2019 (c.d.)

W Trzech Zdaniach

Zdumiewający jest felieton Pauliny Młynarskiej (Onet.Kobiety), z którego wynika, że różnica między świeckim, a duchowym pedofilem praktycznie nie istnieje, a niejako na dowód autorka przywołuje dawną historię, kiedy jako 14 letnia dziewczynka została odurzona alkoholem, naćpana psychotropami, rozebrana i zmuszona do zagrania odważnej sceny erotycznej z 18 letnim partnerem (wszystko to niezupełnie i nie do końca, ale niewątpliwie za sprawą Andrzeja Wajdy, reżysera „Kroniki wypadków miłosnych"). Hola, hola, pani Paulina najwyraźniej zapomniała, że na taką sekwencję musieli zgodzić się jej rodzice, a już na pewno mama, która nb. grała w tym filmie, aby mieć nad córką pieczę, poza tym wszyscy o scenie wiedzieli, a powierzenie tego zadania dorosłej dublerce całkowicie wypaczałoby sens opowieści.

Nie mam zamiaru hejtować autorki felietonu, choć najwyraźniej na hejty czeka, powiem tylko, że za chwilę może okazać się, że wybitny polski reżyser był pedofilem, a to, że działał jawnie, a nie w ukryciu (np. w zakrystii), nie będzie miało żadnego znaczenia, bo takie mamy społeczeństwo, może więc warto zastanowić się co i kiedy się pisze. (16.05.)
***
Ignacy Rzecki, „stary" subiekt z powieści Bolesława Prusa, kochał tradycję napoleońską i Stasia Wokulskiego (ba, ale jaką miłością?). Po obejrzeniu przydługiej „Lalki" (blisko 4 godziny!) w Teatrze (im. Juliusza Słowackiego) w Krakowie trudno dociec kogo i co kocha reżyser, Wojtek Klemm. O ile program do spektaklu niesie jasne i zrozumiałe przesłanie na temat klucza interpretacyjnego, o tyle samo przedstawienie gubi myśl w zabełkotanym nadmiarze słów, zatupanych śmiesznych ruchach, przepastnych aktorskich minach i trudno się zorientować co jest głównym tematem tej „lalkowej" inscenizacji: czy destrukcja rodzin i jednostek w drugiej połowie XIX wieku?, czy paralela tamtej sytuacji społeczno - ekonomicznej z dzisiejszą Polską?, czy może śmiałe odczytanie tkwiącego w powieści zdewiowanego erotyzmu? – w sumie za dużo nut, jak powiedział Salieri o Mozarcie. (17.05.)
***
Jakiś czas temu byłem w Małopolskim Ogrodzie Sztuki na premierze „Spóźnionych kochanków" Williama Whartona, ale rychło okazało się, że Teatr (im. Juliusza Słowackiego) w Krakowie nie posiada praw do grania tego tytułu, więc o „przepisanie" tekstu poproszono młodego dramaturga Beniamina Bukowskiego i teraz spektakl nazywa się „Miłość" , a jego autorem jest wspomniany Bukowski. Coś tam dopisał, coś zmienił, ale te najważniejsze okoliczności pozostały po staremu, dodatkowo pojawiła się lista inspiracji, gdzie między innymi są „Spóźnieni kochankowie", i dobrze, bo Wharton nie zniknął całkowicie. W ten sposób, ku uciesze publiczności i z satysfakcją (również finansową) aktorów (Polony i Peszka) przedstawienie grane jest nadal, prawda, jakie to proste?, a ja głupi zawsze bałem się agencji autorskich. (19.05.)
***
„Przychodzi Wena do lekarza" – tak nazywa się konkurs literacki dla lekarzy, który parę lat temu wymyślili (nieżyjący już) prof. Andrzej Szczeklik i Ania Dymna. Tegoroczna, ósma edycja była szczególnie wzruszająca i uroczysta, bo lekarze postanowili sprawić niespodziankę współpomysłodawczyni konkursu, która wiernie towarzyszyła mu przez minione lata i uczcić laudacjami, wierszami, śpiewami, honorową statuetką i kwiatami 50. lecie jej pracy zawodowej i 15. lecie Festiwalu Zaczarowana Piosenka. A następnego dnia obchodziliśmy urodziny Jurka Treli na przyjęciu dla najbliższych przyjaciół Artysty, zorganizowanym przez Marzenę i Krzysztofa Pierścionków w ich – zawsze gościnnie otwartym dla wszystkich ludzi sztuki – hotelu Rubinstein. (24.05.)
***
Nie mogę się doczekać, w najbliższą sobotę obejrzę „Borysa Godunowa" Puszkina w warszawskim Teatrze Polskim, bo na premierze w ubiegłym tygodniu nie mogłem być, a biletów nie ma już do października, ale udało się! Same tuzy i same naj(!): i Peter Stein, i Andrzej Seweryn i ponoć najdroższa inscenizacja w dziejach polskiego teatru dramatycznego, i niezwykły tekst mówiący o wyrzutach sumienia władcy, wreszcie rzecz zrobiona zrozumiale, „po bożemu", ale z wykorzystaniem najnowszej techniki scenicznej. Mówił o tym Andrzej Seweryn w jednym z wywiadów, powtarza się często w naszym środowisku, że przedstawienia tradycyjne, wręcz konserwatywne są dzisiaj najbardziej awangardowe, bo rzadko spotykane i wymagające nie byle jakiej odwagi twórczej. (29.05)
***
Komentatorzy na ogół utrzymują, że opozycja przegrała wybory do Europarlamentu na własne życzenie, a od siebie dodam, że bezmiar pychy własnej pomieszanej z pogardą dla tych, którzy myślą inaczej są powszechne i między innymi mają źródło w środowisku ludzi sztuki. A lęk (odpowiednio sterowany przez rządzących), że ci, którzy ewentualnie nadejdą mogą zabrać to, co dali poprzednicy pomieszany jest z podziwem, że władza może dotrzymywać obietnic, właśnie — nie pogardliwie brzmiące „rozdawnictwo w zamian za głosy" (jak sugeruje opozycja, choćby satyryczny rysunek na portalu Krystyny Jandy), a dotrzymywanie obietnic — tak rzesze wyborców interpretują to zjawisko i może warto byłoby nauczyć się elementarnego szacunku dla przekonań „niewykształciuchów", łatwiej będzie żyć „wykształciuchom". (30.05.)

***

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
31 maja 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...