Makuszyński w 10 odsłonach

Oto mniej i bardziej znane twarze Kornela Makuszyńskiego.

Wybitny autor dziecięcy, który nie przepadał za dziećmi. Kochający mąż, który postponował kobiety. Zepchnięty w zapomnienie z powodu tego, co przynosiło mu popularność przed wojną. Oto mniej i bardziej znane twarze Kornela Makuszyńskiego.

- Kornel Makuszyński urodził się 8 stycznia 1884 r., poeta, prozaik, publicysta i krytyk teatralny. Autor najpopularniejszych książek dla dzieci, w tym kultowych "Przygód Koziołka Matołka" i "Szatana z siódmej klasy"
- W 2017 r. ukazała się biografia pisarza "Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce", której autorem jest Mariusz Urbanek
- Publikacja pokazała Makuszyńskiego jako jednego z najbardziej poczytnych pisarzy II RP i przez to najbardziej zmarginalizowanych przez Polskę Ludową
- Makuszyński jest honorowym obywatelem Zakopanego, choć kiedyś nazywał miasto "lichą imitacją kurortu". Pisał o brudzie w pensjonatach i uzdrowiskach, z których można wyjechać z gruźlicą
- W jego publicystyce roiło się od mniej lub bardziej szowinistycznych bon-motów. Jednocześnie twierdził, iż kobietom nie powinno się odmawiać równego traktowania. Uznawał, że to kobieta powinna mieć wyłączne prawo decyzji o aborcji
- W serwisie vod.pl dostępny jest film w reż. Marii Kaniewskiej, "Szatan z siódmej klasy"

Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem - Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl.

Człowiek szybkiego pióra
"Nieokiełznany temperament, niezwykła łatwość pióra" – napisano o Makuszyńskim już wówczas, kiedy jako student stał się jednym z najważniejszych autorów lwowskiego "Słowa Polskiego". Chodziło o pióro dosłownie: maszyny do pisania Makuszyński nie uznawał, pisał ręcznie, piórem z wymienną stalówką. Uważał, że to, co najbardziej warto przelać na papier, pojawia się właśnie podczas podróży ręki z piórem znad papieru do kałamarza i z powrotem.

W tamtym czasie pisał dla gazety wszystko: wiersze, felietony i recenzje teatralne. Te ostatnie, już w latach pracy dla "Rzeczpospolitej" i "Warszawianki", także powstawały błyskawicznie: po spektaklu Makuszyński pojawiał się w redakcji, w płaszczu siadał do pierwszego wolnego biurka i w ciągu 30-45 minut tekst był gotowy. Samych felietonów teatralnych napisał Makuszyński ponad 500.

Pisał błyskawicznie i choćby to uczyniło go jednym z najpłodniejszych i najlepiej sytuowanych polskich autorów przed wojną. Pracując kilka godzin dziennie, powieść kończył w ciągu kwartału. Notował pomysły drobniutkim pismem na wielu luźnych kartkach albo na pudełkach papierosów.

Pierwsza księga z przygodami Koziołka Matołka powstawała sześć dni, kolejne autor wraz z Marianem Walentynowiczem dostarczali przed terminem. W zawrotnym tempie ukazywała się także kolejna część przygód małpki Fiki-Miki – przede wszystkim dlatego, że dzieci zasypały Makuszyńskiego listami, żądając kontynuacji.

Jak wspominała żona Makuszyńskiego – to, co pisał, powstawało w dużej mierze wcześniej. Zasiadał do pracy właściwie bez brudnopisu, niezależnie od tego, z jaką formą się mierzył. Teksty na maszynie przepisywała potem ona.

Mąż
Emilię Bażeńską poznał Makuszyński w 1907 r. Ona studiowała wtedy na Uniwersytecie Lwowskim i jako "archanioł o czarnych oczach czarodziejki" budziła zachwyt lwowskich literatów. Emablował ją w listach Staff, próbował zdobyć m.in. Boy-Żeleński – wybrała Makuszyńskiego, wówczas już cieszącego się niejaką autorską renomą.

I przed ślubem, i po nim, Emilia uczestniczyła w salonowym życiu na równi z mężem, co jego kolega z gimnazjalnych czasów opisał jako "knajpowanie i gazowanie bez ustanku". Była jego nieodłączną towarzyszką zarówno w chwilach dobrych (podróż do Paryża, letnie wyjazdy do rodzinnego majątku Emilii na Litwę i coraz częstsze do Zakopanego), jak i złych (tymczasowe aresztowanie i zsyłka w głąb Rosji po wybuchu I wojny światowej).
Emilia zmarła w 1926 r. na gruźlicę. Bez niej Makuszyński na Litwę już nigdy nie pojechał.

Po raz drugi ożenił się niewiele ponad rok później. Jego wybranką była śpiewaczka operowa Janina Gluzińska, którą spotkał u Reymontów. Była osobowością całkiem inną niż pierwsza żona – Makuszyński został wszak "wzięty w karby mocnego zarządu domowego", co nie czyniło go mniej w żonie zakochanym.

Mieli być razem już do końca jego życia, ale mało brakowało, a do małżeństwa w ogóle by nie doszło. Bulwarówki należące do koncernu medialnego IKC zaczęły insynuować, że Makuszyński szykuje się do ślubu z... wdową po Reymoncie (z którą skądinąd się przyjaźnił). Szef IKC Marian Dąbrowski pielgrzymował do Zakopanego, aby za te "ohydne idiotyzmy" przeprosić Makuszyńskiego osobiście. Na ślubie z Janiną Gluzińską Reymontowa była obecna, co ucięło plotki; był on zresztą wydarzeniem medialnym na skalę ogólnopolską.

Mizogin
Udane związki z dwiema kobietami nie oznaczały, że Makuszyński nie miał kłopotu z kobietami w ogóle – to, co i jak o nich pisał, kryło za kostiumem żartu nastawienie, które dzisiaj nazwalibyśmy seksistowskim.

Już jedno z wczesnych dzieł autora, "Rajska opowieść", prezentowało dzieło stworzenia kobiety jako "klęskę ludzkości", a ją samą jako istotę "niekształtną, niezgrabną i do niczego niepodobną", a do tego złośliwą i przekorną. "Sfuszerowałem ten interes, przebacz mi, to moja wina" – mówi w "Rajskiej opowieści" Bóg do Adama. Recenzenci "Rzeczy wesołych" dostrzegli z kolei, że autor zestawia kobietę z chytrością, okrucieństwem i pasożytnictwem.

W jego publicystyce roiło się od mniej lub bardziej szowinistycznych bon-motów, skądinąd uwielbianych przez czytelników płci obojga. Makuszyński narzekał, że kobiety nad morze jadą po to, żeby się móc rozbierać do woli i sycić pożądliwymi spojrzeniami płci przeciwnej, a w góry, żeby tam omdleć i dać się uwieść jakiemuś tatrzańskiemu przewodnikowi. Przed zarzutami mizoginii bronił się np. wyznaniem, że "szanuje naprawdę kobiety godne szacunku, a natrząsa się z lichych imitacji kobiecości".

Idealizował swoje bohaterki, o ile były nastolatkami – jak Irenka Borowska z "Panny z mokrą głową" czy Ewa Tyszowska z "Szaleństw panny Ewy". Krytycy nie bardzo umieli zrozumieć, dlaczego dzierlatka, którego samego autora tak zachwycała, nie może się przeistoczyć w kobietę dorosłą inną niż straszliwa (tych ostatnich jest kilka w jego powieściach). Sam Makuszyński też nie bardzo to, jak twierdził, wiedział.

Z upływem lat swoje opinie o płci przeciwnej nieco złagodził. Jest skądinąd ciekawe i paradoksalne, że w jednej z publicznych wypowiedzi stwierdził, iż kobietom nie powinno się odmawiać równego traktowania. Uznawał też – w dobie gorącego sporu na ten temat – że to kobieta powinna mieć wyłączne prawo decyzji o aborcji.

Zakopiańczyk (nie od razu)
Do dziś Makuszyński jest jednym z najbardziej znanych honorowych obywateli Zakopanego, ale jego miłość do tej miejscowości miała trudne początki.

Makuszyński robił jej antyreklamę: nazywał "lichą imitacją kurortu" i plastycznie opisywał np. swobodne spacery bydła po Krupówkach i zalegające na ulicach końskie łajno, które rozdeptywali kuracjusze. Pisał o brudzie w pensjonatach, dziurach na ulicach i uzdrowiskach, z których można wyjechać z gruźlicą. Był cięty na górali, którzy według niego czuli się właścicielami gór i zdzierali z ceprów, ile wlezie. Dziwił się, że mimo tego wszystkiego przyjeżdża tam coraz więcej ludzi.

Im częstszym był tam gościem, tym bardziej doceniał, że coś się w Zakopanem cywilizacyjnie zmienia. Powstawały schroniska, sanatoria, zaczęły kursować autobusy, pojawiła się bieżąca woda i elektryczność. Makuszyński nie tylko zaczął się publicznie zachwycać górskimi wycieczkami z Witkacym czy Boyem-Żeleńskim, ale i po prostu bronił Zakopanego przed krytykami.

Na przełomie lat 20. i 30. wszelkie "urazy" definitywnie poszły w niepamięć: Makuszyński dostał honorowe obywatelstwo i członkostwo Związku Górali. Przytaczano dialog zakopiańskich dorożkarzy, z których jeden powiedział, że "Makusyński wiencyj znacy jako syćka ministry!". Autor dostał wieczysty darmowy bilet na kolejkę linową na Kasprowy, swobodnie mówił gwarą, w Zakopanem znali go wszyscy i każdy chciał mu się na ulicy ukłonić.

Wolał tam bywać poza sezonem – nie tylko z uwagi na tłok. Nie chciał uczestniczyć w stołecznych zatargach towarzyskich, które w sezonie skupiały się na małej przestrzeni kurortu. W willi Opolanka Makuszyńscy bywali od połowy lat 30., a po wojnie zamieszkali w niej na stałe.

W dniu pogrzebu Makuszyńskiego Zakopane zamarło. Na cmentarz na Pęksowym Brzyzku odprowadzało go parę tysięcy ludzi.

Brydżysta
Klub mieścił się w hotelu Morskie Oko na Krupówkach. Zachodzili tam ministrowie, generałowie, artyści, urzędnicy, niezależnie od poglądów i wyznania. Od słynnego generała Wieniawy-Długoszowskiego, poprzez poetów: Słonimskiego czy Broniewskiego, aż po magnata medialnego II RP: Mariana Dąbrowskiego.

Ale mistrzem brydża był właśnie Makuszyński.

Miał doskonałą pamięć, grał precyzyjnie, gromadził przy stole kibiców, którzy patrzyli na jego grę z nabożeństwem. Twórca ich zresztą nie cierpiał – w jednym ze zgryźliwych apeli domagał się zwolnienia od odpowiedzialności karnej każdego brydżysty, który zamordowałby kibica. Nie miał też najlepszego zdania o niedzielnych brydżystach, którzy według niego za dużo gadali i mieli się za najlepszych na świecie, podczas gdy najlepszym graczem był przecież... przecież on sam.

Rekordowy seans brydżowy, w którym wziął udział, trwał według jednej z relacji półtorej doby.

Bywalec
Pierwszym "etatowym" lokalem Makuszyńskiego była – na lwowskim etapie jego biografii - kawiarnia Sznajdra. Można tam było spotkać aktualnych i przyszłych członków polskiej elity: od poetów (Jan Kasprowicz, Leopold Staff), poprzez aktorów (Ludwik Solski), po Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, przyszłego adiutanta Piłsudskiego.

To był "Parnas, Olimp i Helikon, szczyt lwowskiego świata" – tak pisał o tym miejscu Makuszyński; kopalnia plotek i wieści, centrum pijatyk po premierach teatralnych, ale także centrum literackiej samopomocy – zawsze kogoś z towarzystwa było stać, aby wesprzeć tego, kogo stać nie było.

W odrodzonej Polsce punktem odniesienia dla Makuszyńskiego była stołeczna Astoria (na Nowym Świecie). Na początku – na chudziutkich obiadach na kartki, które jedli tam wszyscy niezależnie od poglądów: po lewej późniejsi pikadorczycy, po prawej endecy. Nawet kiedy Tuwim czy Słonimski przenieśli się najpierw pod Picadora, a potem do Ziemiańskiej, Makuszyński pozostał wierny Astorii.

Stolik czekał tam na niego zawsze. Z tego przywiązania żartowali w swoich szopkach Lechoń, Słonimski i Tuwim ("Per Astoria ad astra"), twierdząc, że Makuszyńskiemu należy się order "Astoria Restaurata".

Makuszyński uwielbiał także elitarną cukiernia Lourse'a w Hotelu Europejskim i znajdującą się tam restaurację. Po wojnie, już w Zakopanem, zachodził do kawiarń na Krupówkach: Kryształowej czy Dziurki, ale także do legendarnego Trzaski. Nawet kiedy Makuszyńskiego nie było już stać na dawne rozrywki, zawsze znajdował się ktoś chętny, aby zaproponować wspominki, rozmowę i oczywiście wspólne wychylenie jednego czy drugiego "kieliszka chleba".

 

Antysemita?
"W roku 1937, w którym nadzwyczajnie obrodziły w muchy, jabłka i Żydzi w Zakopanem..." – pisał Makuszyński w pierwszym zdaniu kontynuacji "Szatana z siódmej klasy" (co zdumiewające – na taki passus pozwolił sobie już podczas okupacji; rękopis powieści przepadł w gruzach po bombardowaniu).

Czy Makuszyński był antysemitą? Z pewnością był co najmniej uczulony. Otwarcie kpił z Żydów zarówno w swojej przedwojennej publicystyce, jak i np. powieści (w zamierzeniu humorystycznej) "Fatalna szpilka".

Biograf nazywa jego szowinizm nie tyle narodowym, co socjologicznym. Autor z jednej strony wyzłośliwiał się na żydowską niechęć do asymilacji, ekspansywność i antypolskie nastawienie (co dostrzegł w Kijowie podczas wojny ukraińsko-rosyjskiej). Z drugiej: utrzymywał kontakty z ludźmi żydowskiego pochodzenia, w tym z poetami i pisarzami. Nie był to antysemityzm spod znaku bojówek ONR czy publicystów żydożerczych pisemek.

Wiadomo jednak, że w prywatnych listach Makuszyński pisał zgoła "po endecku" – że latem w Sopocie kąpielisko wygląda jak "mykwa", w której "po żydowskiej kąpieli jest więcej cieczy niż przed", a mewy i ryby pierzchają od tej aury. Pisał np., że "na piasku leży sto tysięcy ton koszernego mięsa". Irytowała go "inwazja" Żydów nie tylko na kurorty nadmorskie, ale i ukochane Zakopane. Bywało też, że jego aż nadto oczywiste aluzje brały na własny sztandar pisma, które nienawiść do Żydów "nadawały" otwartym tekstem. Makuszyński z tym zjawiskiem nie walczył.

Bajkopisarz
Zaczęło się jeszcze przed I wojną światową – najpierw "Szewc Kopytko i Kaczor Kwak", potem stylizowane na baśnie z tysiąca i jednej nocy "Awantury arabskie". Od tej drugiej pozycji zaczęła się wieloletnia owocna współpraca Makuszyńskiego z wydawnictwem Gebethner i Wolff.

Kiedy w Kijowie, podczas wojennej tułaczki, wydał Makuszyński "Bardzo dziwne bajki", spłynęło do niego mnóstwo listów od dzieci. Wspominał potem, że choć spotkały go większe autorskie sukcesy, ten był najmilszy – a trzeba dodać, że bajki napisał z intencją "ratowania polskich dusz" tysięcy dzieci, które nie miały kontaktu z językiem ojczystym.

Mniej więcej w czasie, w którym powstały "Przyjaciel wesołego diabła" i "O dwóch takich, ci ukradli księżyc" (przełom lat 20. i 30.), Makuszyński dowiedział się, że jest chory na cukrzycę. Gdy kurował się w sanatorium w Otwocku, odwiedził go wydawca wraz z grafikiem Marianem Walentynowiczem. Tam narodził się pomysł stworzenia ilustrowanej opowieści o "głupawym, choć strasznie poczciwym capie" – Koziołku Matołku.

Makuszyński był początkowo sceptyczny, ale do jego wyobraźni przemówił argument, że niezbędna jest odtrutka na "dziecięcą szmirę". Recenzenci kręcili nosem na Matołka (podobnie jak na Fiki-Miki), ale właściwi odbiorcy bajek byli zachwyceni.

Koziołek z małpką dały Makuszyńskiemu pozycję w panteonie twórczości dla dzieci – obok Brzechwy i Tuwima. I tak samo jak oni, za prawdziwymi dziećmi nie przepadał.

Opiekun
To nie przeszkadzało mu działać na ich rzecz. W latach 30., kiedy był już znakomicie sytuowanym autorem, zaczął w Zakopanem patronować imprezom sportowym – także młodzieżowym. Fundował nagrody na konkursach (choć sam za dobrze nie jeździł). Korzystając ze swojej reputacji, zbierał pieniądze na sprzęt narciarski dla dzieci z co uboższych rodzin. Z jednym tylko zastrzeżeniem: narty miały być dla tych, którzy się dobrze uczyli.

To samo robił już po wojnie – kiedy sam ledwie wiązał koniec z końcem i podupadał na zdrowiu. Kiedy zorganizował akcję "1000 par nart dla zakopiańskich dzieci", te odpowiedziały mu listem z podziękowaniami, który oprawił i powiesił na ścianie. Spotykał się z najmłodszymi czytelnikami we własnym mieszkaniu i miejscowej bibliotece.

Makuszyński zaangażował się także po wojnie w zbieranie funduszy na budowę w Rabce sanatorium dla dzieci z gruźlicą. Ułożył kilka rymowanych haseł dla całej akcji, pomagał w dystrybucji cegiełek. Udało się zgromadzić fundusze na obiekt.

Służąca Makuszyńskich wspominała, że kiedy pisarz wychodził z psem na spacer, opadała go natychmiast zgraja dzieciaków. Na taką okoliczność zawsze miał w kieszeniach słodycze do rozdania i co bystrzejszy dzieciak – wszystkich przecież autor spamiętać nie mógł – po odebraniu cukierka znikał i pojawiał się parę przecznic dalej. Dostawał następnego.

 

Relikt
Nie od razu po wojnie zorientował się Makuszyński, że jako twórca jest przez nowe władze skreślony. To, że jako honorowy obywatel Zakopanego musiał się np. upominać o kartki na mięso, można było uważać za tzw. obiektywne trudności. Tak jak konieczność otrzymywania niezbędnej insuliny w paczkach z zagranicy.

Ale stopniowo wypadał z obiegu. Coraz rzadziej jego teksty zamawiały czasopisma. "Wydanie książki napotkałoby na różne trudności" – przeczytał w liście od wydawcy Jana Gebethnera pod koniec lat 40. Na jego nowe dzieła nie było zapotrzebowania, a na reedycje przedwojennych tym bardziej nie było szans.

Nie pasowały do ideologicznej sztancy – Makuszyński pisał o tamtym świecie z zachwytem albo wywoływał doń tęsknotę ("Uśmiech Lwowa"), które były nie do przyjęcia. Obrzucono go błotem w "oficjalnej" książce o literaturze międzywojennej jako płytkiego, drobnomieszczańskiego pisarza, który "demoralizował masy czytelnicze w interesie rządzącej Polską burżuazji", negował "walkę klasową" i "naśladował amerykańskie komiksy".

Nie publikował, więc nie miał się z czego utrzymać. Komunistyczne władze zagarnęły nawet jego skromne dochody z wydań zagranicznych. Przez jakiś czas – na życie i zrolowanie dotychczasowych długów – wystarczyła duża pożyczka od istniejącego jeszcze wtedy wydawnictwa. Żona Janina udzielała lekcji śpiewu – w domu i w ognisku muzycznym. Makuszyński twierdził (co było nieprawdą), że pracuje nad wspomnieniami i powieścią, które wyda w "lepszych czasach". Nie doczekał ich.

O jego śmierci (1953) PAP napisała skrótowo. Ledwie wspomniały o niej dzienniki w Warszawie i Krakowie, nieco więcej napisano w periodykach literackich. Piękny pogrzeb wyprawili mu za to górale na Pęksowym Brzyzku. Gdyby żył ledwie dwa lata dłużej, doczekałby odwilży i ponownego wydania swoich książek.

__
Wykorzystałem i cytowałem biografię "Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce" (aut. Mariusz Urbanek), która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.

Mateusz Zimmerman
Onet.Kultura
21 września 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...