Mało śmieszna farsa

"Zamknij oczy..." - reż: Stefan Szaciłowski - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Z niepokojem obserwuję to, co się dzieje na Dużej Scenie Bielskiego teatru. Zamykam oczy i łudzę się, że jak je otworze wszystko okaże się tylko złym snem.

Na okres karnawału Teatr Polski serwuje nam powtórkę z rozrywki. Znowu farsa, znowu w reżyserii Szaciłowskiego i znowu gala z muzycznymi przebojami wszechczasów. Siedziałam na widowni i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że właśnie dopada mnie deja vu – energiczna historyjka, dwudziestominutowa przerwa i koncert „zagranicznych gwiazd”. W „Zamknij oczy i myśl o Anglii” trudno docenić cokolwiek oprócz świetnej aktorskiej kreacji Grzegorza Sikory, Grażyny Bułki i Artura Pierścińskiego. Uwielbiam emocjonalne przeżywanie spektaklu, bez dorabiania zbędnej ideologii. Świetnie się bawię na „Szalonych nożyczkach”, przyzwoicie na „Maydayu” i „Testosteronie”, ale „Zamknij oczy i myśl o Anglii” razi przesytem i okropną schematycznością. Nawet scenografia jest podobna do „Mayday” – znowu wnętrze pomieszczenia ( tym razem biura), znowu drzwi przez które raz po raz ktoś wchodzi i wychodzi, znowu prawie ci sami aktorzy obsadzeni w podobnych rolach. Wydaje się, że jedynym powodem ponownego sięgnięcia po tego typu farsę jest chęć przyciągnięcia do teatru widza, który chętnie skusi się na coś, co może sugerować przyjemne, zabawne spędzenie czasu.

W spektaklu nic nie zaskakuje. Intryga wprawdzie jest zawikłana i wartka, ale nie ma w fabule żadnego napięcia. Tego napięcia, swoistego rozedrgania nie ma też w postaciach, przez co zlewają się one w jedną masę. Wiadomo – w farsie jest to dość uzasadnione, jednak w bielskiej realizacji brakuje czegoś tak fundamentalnego, co nazwałabym dobrą zabawą. Aktorzy ( poza wymienioną wyżej trójką)niestety nie sprawiają nawet wrażenia, że świetnie się czują w swoich rolach.

Podobnie jest w przypadku karnawałowej gali. Tu na uwagę zasługuje jedynie kilka – dwie może trzy interpretacje piosenek, w których czuć pomysł. Mam na myśli między innymi „Je T’aime moi non plus” w wykonaniu Anny Guzik, Adama Myrczka i Tomasza Lorka. W ich wykonaniu utwór niezwykle erotyczny, nabiera nowego znaczenia - męsko-damaska namiętność przegrywa z pożądaniem homoseksualnym. A wszystko to rozgrywa się w przestrzeni małego, studyjnego, francuskiego kina.

Bielscy artyści po raz kolejny udowadniają, że są świetni pod względem muzycznym. Mają wyćwiczone głosy, których dobrze się słucha. Mimo wszystko szkoda jednak, że Duża Scena Teatru Polskiego zmierza właśnie w stronę komedii czy musicalu. W województwie śląskim mamy już chorzowską rozrywkę i to według mnie w zupełności wystarczy. Dlatego trudno mi zrozumieć dlaczego repertuar Dużej Sceny został zdominowany przez lekką komedię, z której wybija się jedynie „Rewizor” i ewentualnie „Popcorn”. Całe szczęście, że jeszcze istnieje tak zwana Mała Scena – scena dla teatromanów.

Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
23 stycznia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...