Mały teatr wielkich duchem

Rozmowa z Anną Szymczak

Ludzie najczęściej nie przychodzą zagrać jednego spektaklu, tylko zostają na dłużej. I tak powstaje nasza teatralna rodzina. Bo spotykamy się nie tylko w czasie prób, ale i poza teatrem. Oglądamy też wspólnie filmy, organizujemy pikniki, mamy swojego sylwestra i swoją wigilię. Zrodziły się tu przyjaźnie, a nawet miłości.

Z Anną Szymczak, współzałożycielką poznańskiego Teatru Castingowego, rozmawia Monika Nawrocka-Leśnik z kulturapoznan.pl.

Monika Nawrocka-Leśnik: Dziesięć lat temu postawiła Pani na teatr i wygrała. Jak wyglądały początki mplusm?

Anna Szymczak: - Na pomysł założenia teatru wpadłyśmy z koleżanką, kiedy pracowałam jeszcze w sekretariacie Poznańskiej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej przy ul. Solnej. Rozpoczęłam tam do dziś trwające koncerty walentynkowe. Dla młodzieży tej szkoły napisałam też swój pierwszy scenariusz, "Carpe Diem", pierwszy teatr miał nazwę Sekretart. A potem poczułyśmy, że chcemy z tym zrobić coś więcej. Wtedy razem z Anią Moniką Szymańską, ówczesną i obecną polonistką szkoły, postanowiłyśmy formalnie stworzyć Teatr mplusm. Na początku do grupy należeli tylko uczniowie szkoły, ale kiedy okazało się, że chcą do nas dołączyć osoby z zewnątrz, zdecydowałyśmy, że otworzymy prawdziwy teatr. I tak rzuciłam pracę, postawiłam wszystko na jedną kartę. Pierwsze spektakle - Poskromienie złośnicy, już jako mplusm, pokazaliśmy na początku lipca 2006 roku w takiej małej, istniejącej do dziś knajpce przy ul. Żydowskiej.

Z tego, co wiem, nie od razu teatr nazywał się mplusm.

- Nazwa mplusm istniała od początku. Najpierw był to jednak Młodzieżowy Teatr Castingowy, bo tworzyli go uczniowie i studenci. Z czasem jednak do naszego teatru zaczęły docierać osoby w różnym wieku: pracujące, ale też te na emeryturze, więc formalnie zmieniłyśmy nazwę na Studio Teatr Castingowy mplusm. Jednak najczęściej używamy skróconej nazwy Teatr mplusm.

Formuła castingu w nazwie pozostała, więc rozumiem, że nadal organizują Panie przesłuchania do spektakli?

- To się zmienia. Na początku robiłyśmy przesłuchania do każdego spektaklu, potem raz na pół roku. Informacja o castingu cały czas widnieje na naszej stronie, ale przyznam szczerze, że od blisko półtora roku żadnego przesłuchania nie było. Zespół liczy około 40 osób, więc nie widziałam w tym sensu. Teraz myślę jednak o tym, czyby nie powrócić chociaż na chwilę do tej formuły, bo w teatrze - np. z okazji naszego lecia, przydałaby się świeża krew.

Teatr mplusm cyklicznie pojawia się na scenie, ale to nie jedyna płaszczyzna, na jakiej działa.

- Od początku prowadzę także warsztaty dla dzieci i dla dorosłych. Realizujemy projekty specjalne, angażujemy się w akcje charytatywne. Często też organizujemy różne eventy i happeningi, współpracując przy tym z innymi poznańskimi instytucjami. Bardzo dużo się dzieje, ale najbardziej dumna jestem z tego, że jako teatr amatorski pokazujemy swoje spektakle cyklicznie, często dwa razy w tygodniu. Właśnie dlatego też jest nas tylu, ponieważ członkowie grupy zwyczajnie pracują i nie mogą w każdej chwili poświęcić się teatrowi. mplusm to uczniowie, studenci, ale też np. prawnicy i lekarze.

To dość zróżnicowane towarzystwo.

- To, że każdy z nich ma inne doświadczenie, niezwykle pomaga w pracy w teatrze. Teatr też zaciera te sztuczne granice pomiędzy ludźmi, wszyscy mówimy do siebie po imieniu. Wszyscy w teatrze są równi, bo każdy się tu w pewien sposób spełnia.

Czy właśnie w tym celu ludzie chcą dołączyć do mplusm?

- Tak, myślę, że chodzi tu o samorealizację i pasję. Ludzie najczęściej nie przychodzą zagrać jednego spektaklu, tylko zostają na dłużej. I tak powstaje nasza teatralna rodzina. Bo spotykamy się nie tylko w czasie prób, ale i poza teatrem. Oglądamy też wspólnie filmy, organizujemy pikniki, mamy swojego sylwestra i swoją wigilię. Zrodziły się tu przyjaźnie, a nawet miłości.

Czy repertuar teatru zdominował jakiś nurt?

- Gramy Witkacego - moją miłość, Szekspira, Moliera i Zapolską, ale też dramaturgię nową. Realizujemy scenariusze autorskie, ale stworzyliśmy też serial teatralny, tak naprawdę dużo wcześniej niż Teatr Nowy. Wiadomo jednak, jako mały teatr amatorski nie mamy takiej siły przebicia. Serial "Siedem" powstał z okazji siedmiolecia mplusm. Widzowie przychodzili do nas siódmego dnia każdego miesiąca i oglądali jego kolejne odcinki. Były to krótkie spektakle obrazujące wszystkie grzechy główne. Nie powiedziałabym, że dominuje w naszym teatrze jakiś określony nurt. Robimy to, co nam w duszy gra, czego sami chcemy, ale też czego potrzeba widzom. Każdy znajdzie w naszym repertuarze coś dla siebie, po jednej i po drugiej stronie sceny.

Nie mogłabym nie zapytać o dziś już znane osoby, które swoją przygodę z teatrem rozpoczęły w mplusm. Na pewno wie Pani, o kim mówię.

- Oczywiście, to Dawid Ogrodnik i Marta Mazurek, która grała np. w naszym "Świętoszku". Ale warto wspomnieć także o Mateuszu Mosiewiczu, który studiował w Szkole Filmowej w Łodzi. Nasza wspólna przygoda z Dawidem nie trwała długo, bo kiedy założyłyśmy teatr, to on właśnie kończył szkołę. Pojawił się w kilku spektaklach na początku, bo wyjechał do Krakowa i już tam został. Myślę, że więcej o Dawidzie mogłaby opowiedzieć Ania Szymańska, która z pewnością miała większy wpływ na jego ówczesną działalność na scenie. Niemniej jednak cały czas utrzymujemy kontakt. Dawid - choć można go już oglądać w poważanych tytułach, nie jest celebrytą. To prawdziwy aktor, który wie, czego chce, i ciężko na to pracuje. Przypomina mi Holoubka w swoim podejściu do roli. Mam nadzieję, że zobaczę ich wszystkich na naszym leciu.

Kiedy w takim razie będziemy świętować?

- Główna uroczystość odbyła się w połowie listopada w Centrum Kultury Dąbrówka, gdzie znajduje się nasza główna scena. Tam też można zobaczyć zdjęcia ze wszystkich spektakli oraz imprez teatralnych. Ale wystawę tę - co ważne, będzie można także oglądać w późniejszym terminie, w innych miejscach - chociażby w Collegium Maius. Z Instytutem Filologii Słowiańskiej współpracuję od wielu lat, promując dramaturgię słowiańską. Będzie spektakl improwizowany naszych aktorów, pokaz kostiumów i oczywiście Witkacy. Spotkanie jest podstawą teatru, więc planujemy ich dużo.

Czego życzyć takiemu dziesięciolatkowi?

- Żeby wytrwał, bo wiadomo, że teatr nie jest miejscem, które przynosi jakieś duże dochody. Uwielbiam swoją pracę, ale czasami jest ciężko. I nie raz zastanawiałam się, po co ja to właściwie robię. Świadomość jednak, że dla wielu osób nasze spektakle i działania są ważne, nie pozwala mi tego zakończyć. Dopóki więc jest choć jedna osoba, której nasze spotkania dają radość, będę to ciągnąć.

___

Anna Szymczak - studiowała filologię polską ze specjalizacją teatrologiczną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, ukończyła scenopisarstwo w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. Współzałożycielka Studia Teatru Castingowego mplusm, w którym reżyseruje.

Monika Nawrocka-Leśnik
kulturapoznan.pl
6 grudnia 2016
Portrety
Anna Szymczak

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia