Małżeństwo we troje

Witkacy: 70. rocznica śmierci

Małżeństwo Stanisława Ignacego Witkiewicza z Jadwigą Unrug od początku nie należało do banalnych. Dobiegający czterdziestki Witkacy postanowił się ożenić, brał pod uwagę kilka “kandydatek", ale ostatecznie oświadczył się poznanej kilka miesięcy wcześniej Jadwidze.

Ona na kurację do Zakopanego przyjechała jesienią 1922 roku, on już 9 lutego 1923 roku poprosił ją o rękę. Powszechnie uważano, że dla posiadającej arystokratyczne pochodzenie, ale ubogiej 30-letniej Unrużanki ta propozycja była ostatnią szansą na zamążpójście, jej ojciec chrzestny Wojciech Kossak nie krył zadowolenia takim obrotem sprawy: “Z mariażu Ninki bardzo się tu cieszymy, bo rzeczywiście szans miała bardzo mało, a tak ma Zakopane za darmo i może wydobrzeje” - donosił żonie. Sam Witkacy pisał w jednym z listów: “Moja narzeczona nic nie ma (ale za to pochodzi z IX w. po Chrystusie) i jest b. sympatyczna. Ma 30 lat i nie kocha mnie wcale – to jest b. ważna zaleta. Czemu za mnie wychodzi jest tajemnicą kompletną, której przez wrodzoną dyskrecję nie chcę badać” .

W przeddzień ślubu, który odbył się 30 kwietnia 1923 roku, Anna Iwaszkiewicz zapisała wrażenia ze spotkania z Jadwigą: “Byliśmy wczoraj całą bandą u Witkacego. Narzeczona jego przyjechała, lada dzień ma odbyć się ten tajemniczy ślub. […] To nieprawdopodobnie dziwaczne małżeństwo, w które z początku wierzyć nie chciałam, zdaje się nikogo już nie dziwi. Ja za to na nią spojrzałam z innej zupełnie niż dotychczas strony. Wydawała mi się inna niż w Warszawie. […] Schudła bardzo; wydała mi się prawie przystojna, kiedy siedziała bokiem do mnie przy oknie, jej ciemnokasztanowate włosy miały odblask rudy, a dziwne duże złotawe oczy patrzyły poważnie, smutno, a zarazem twardo w przestrzeń. Właściwie szpecą ją tylko usta bezkształtne, grube, prawie murzyńskie. Jest jednak interesująca i rozumiem, że szczególnie takiemu zdegenerowanemu bądź co bądź człowiekowi jak Witkacy może fizycznie bardzo się podobać. Zabrała mnie do siebie, a kiedy zaczęła mówić, widziałam, jak głęboki jest smutek w tej dziewczynie, jaki lęk prawie przed tym decydującym, tak ryzykownym krokiem w jej życiu. I nagle dla tej istoty prawie obcej doznałam tak głębokiego uczucia sympatii i żalu, że ona musiała to odczuć, bo szczerze zupełnie i długo mówiła o sobie, o tym, co ją zdecydowało do tego małżeństwa, jak jej ciężko było rozstawać się z dawnym życiem. Mówiła szczerze, że go nie kocha, ale wierzy, że jest mu potrzebna i że on ma mimo swych dziwactw dobre serce. Słuchając jej i widząc, że ona jednak wierzy w uczucie z jego strony, z bolesnym niepokojem przypomniałam sobie słowa Tymona N.[niesiołowskiego], który twierdził, że Witkacy żeni się dla sensacji, ponieważ dla niego spowiedź, ślub, małżeństwo będą zupełnie nowymi i nadzwyczajnymi wrażeniami. Sądzę, że bez miłości zwłaszcza, nie ryzykowałabym na jej miejscu takiego małżeństwa. Z drugiej strona jednak rozumiem, że nie chciała już dłużej i całe życie pozostać samotna, że pochlebiało jej poniekąd, że o rękę jej prosił tak znany i wybitny człowiek, że związanie z nim uważała zresztą za mniejsze skrępowanie niż z kimkolwiek innym. To wszystko mówiła szczerze, prosto i smutnie. Biedna dziewczyna. Jak trudno jednak jest kobiecie niezamężnej urządzić sobie życie tak, aby być szczęśliwą” (29 IV 1923).

Powyższe cytaty świadczą, że Jadwiga, nie chcąc przyjmować na siebie pogardzanej społecznie roli “starej panny”, wybrała małżeństwo z mężczyzną, który miał tak wielką potrzebę wolności osobistej, że stwarzało to szansę także dla niej. I choć podjęli próbę wspólnego mieszkania i życia zgodnie z zasadami tradycyjnego małżeństwa można bez przesady powiedzieć, że owe dwa lata w Zakopanem były najgorszym okresem w całej historii ich pełnego kryzysów związku. Nie udał się już miodowy miesiąc, a potem… było tylko gorzej. Witkiewiczowa cierpiała z powodu romansów męża, a on wpadał w szał, gdy tylko cieplejsze spojrzenie skierowała w stronę jakiegoś mężczyzny, przy okazji ujawniając wszystkie swoje kompleksy: “Zachowałaś się jak głupia gęś czy też kwoka urodzona z księżniczki de Bourbon. Prawdopodobnie nigdy Ci tego nie daruję” - pisał dwa tygodnie po ślubie, w nocy z 13 na 14 maja 1923 roku po kolacji, którą zjedli z Augustem Zamoyskim. Na wymówkach się nie kończyło, każdy wyjazd żony do Krakowa, Warszawy czy krewnych stawał się problemem. Jak wspominała sama Jadwiga: “Staś biedny wyobrażał sobie, że ja jadę do jakiegoś kochanka, co naturalnie nie mogło dobrze wpływać na nasze stosunki. Gdy byłam w Warszawie, prosił swoich przyjaciół, aby mnie śledzili – co nie miało sensu, bo i tak, gdybym chciała coś przeciw Stasiowi popełnić, nie mogliby tego odkryć”.

Paradoksalnie Witkacy był tym bardziej podejrzliwy, im żona okazywała mniejsze zainteresowanie sprawami seksualnymi. Jadwiga szczerze mówiła o tym aspekcie ich małżeństwa: “Staś był erotomanem i więcej niż erotomanem – uważał przeżycia seksualna z osobą kochaną za coś bardzo pięknego i istotnego. Ja, niestety, mimo pozorów »wampa«, byłam pozbawiona temperamentu i o ile lubiłam bardzo całować się i pieścić, że się tak wyrażę »niewinnie«, o tyle te poważne sprawy nudziły mnie i męczyły i znajdowałam w nich mało przyjemności, a nie chciałam udawać, że coś odczuwam. Staś wyobrażał sobie – zupełnie niesłusznie, bo z najbardziej ukochanym człowiekiem w moim życiu nie zaznałam prawdziwej rozkoszy fizycznej, że dlatego nic nie odczuwam, że nie kocham Go i że gdyby na Jego miejscu znalazł się jakiś Savoya lub Wittelsbach, byłoby inaczej. Nie mogłam go przekonać, że tak nie jest, i dopiero po wielu latach uwierzył, że nie jestem w ogóle 100-procentową kobietą”. Być może największym problemem okazało się jednak wspólne mieszkanie z Marią Witkiewicz, matką Witkacego, osobą zaborczą, zakochaną bez pamięci w synu i zupełnie nieprzygotowaną na nową osobę w domu, co musiało doprowadzać do licznych konfliktów: “była pozbawiona taktu i m.in. o każdej porze dnia i późnego wieczora wkraczała do pokoju Stasia, a jeśli go tam nie zastała, do mojego. Nawet Stasia to drażniło, a cóż dopiero mnie. W ogóle ciągle ją słyszałam, zaglądała do mnie przez okno, gdy chciała mi coś powiedzieć, tak że stan moich nerwów pogarszał się z dnia na dzień. Naturalnie Staś to odczuwał i albo było mu przykro, albo robił mi wymówki, że nie znoszę jego Matki”.

Decyzja o osobnym zamieszkaniu była więc tylko kwestią czasu, a ostatecznie zapadła pod koniec marca 1925 roku, kiedy dla Jadwigi zostało wynajęte mieszkanie na Brackiej 23 w Warszawie. Wówczas nastąpiło pierwsze przedefiniowanie zasad na jakich ma funkcjonować ich małżeństwo, drugie i ostateczne – na początku 1928 roku, sprawiło, że stali się przede wszystkim przyjaciółmi, służyli sobie oparciem i pomocą. Ustalił się także wspólny tryb życia: do stolicy Witkacy przyjeżdżał wczesną wiosną i jesienią, i starał się przede wszystkim o kolejne zlecenia na portrety, wówczas Bracka stanowiła jego studio. W zimie i latem zdecydowanie lepsza koniunktura panowała w Zakopanem, gdzie czasem odwiedzała go żona. Dla obojga zaczął się nowy okres, Jadwiga po osiedleniu w Warszawie była przez pewien czas związana z Franciszkiem Radziwiłłem, o którym Witkacy wiedział; nie był już zazdrosny, nazywał go Pierwszym Faworytem Cesarzowej Zjednoczonej Witkacji. Jednak to raczej jego romanse stanowiły przedmiot ich rozmów, a szczególnie ten jeden, najważniejszy, rozpoczęty w 1929 roku, z Czesławą Oknińską-Korzeniowską. “Wraz z poznaniem Czesi w jego życiu otworzył się nowy rozdział, bez wątpienia bardziej dramatyczny i trudniejszy, niż dotychczasowy. Przyniesie mu wiele cierpień, napięć i udręki, a zakończy wczesnym rankiem 18 września 1939 roku” - podsumował Janusz Degler ostatnie 10 lat życia Witkacego.

Był to związek wyniszczający dla nich obojga, młodsza o 17 lat Oknińska zmęczona humorami, wybuchami zazdrości, nieraz próbowała odchodzić; wówczas Witkiewicz wpadał w depresję, szantażował samobójstwem, szukał pocieszenia u Jadwigi, która, zdarzało się, interweniowała u kochanki: “Dzwoniła nawet do niej jego żona, prosiła: dziecko, nie gub człowieka, nie mogę patrzeć jak się męczy”. Obu wdowom po Witkacym udało się przeżyć, ale po wojnie nie kontaktowały się, szczególnie Jadwiga miała złe Oknińskiej, że nie powstrzymała Stasia przed samobójstwem, poddała się jego woli, a wcześniej ciągłymi zerwaniami i powrotami doprowadziła go do fatalnego stanu psychicznego, w jakim znajdował się tuż przed wybuchem wojny.

Jest to fragment tekstu pt. „Małżeństwo we troje” Krzysztofa Tomasika, który ukazał się w „Krytyce Politycznej” nr 16-17.

Krzysztof Tomasik
Krytyka Polityczna
21 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...