Mamy za sobą prawdziwe WYZWOLENIE

rozmowa z Bartoszem Szydłowskim

Pięciolecie istnienia stało się pobudką do refleksji, powrotu do pierwszych impulsów, które urodziły to miejsce i ten pomysł. Należy przy tym pamiętać, że jak się ma wybudowany teatr to trzeba oprzeć się pokusie myślenia "teatralnie" i wrócić do korzeni, do zupełnie podstawowych, fundamentalnych pytań. Niedawno rozpoczęty sezon właśnie takim sezonem się zapowiada

Rozmowa z Bartoszem Szydłowskim dyrektorem Łaźni Nowej w Krakowie

Monika Roman: Na wstępie chciałabym, poprosić Pana o przedstawienie genezy cyklu inscenizacji opowiadań Mrożka zatytułowanego „Dziś są moje 80te urodziny”.

Bartosz Szydłowski: Historia jest taka, że my się z Mrożkiem znamy od dziesięciu lat, robiliśmy jego 70te i 75te urodziny. Mrożek w Łaźni bywał od samych początków, jeszcze w czasach „paulińskich” siadywał na workach z cementem i oglądał spektakle, ta znajomość przez wiele, wiele lat się utrzymywała. W tej chwili w sposób naturalny przestała być czymś namacalnym, bo Mrożek wyjechał i mieszka w tej chwili we Francji, natomiast my systematycznie sięgamy po mrożkowską literaturę, a także po jego rysunki (np. zrobiliśmy największą wystawę plenerową, którą zobaczyło ponad 100 000 osób). Uciekamy od szkolnych kanonów lekturowych, chcemy poszerzyć wiedzę o twórczości Mrożka, poddać go nowym interpretacjom. Szukamy w Mrożku nie tylko kogoś, kto jest dowcipny, absurdalny i śmieszny, ale także kogoś, kto ma głęboko filozoficzne podejście do rzeczywistości, która ciągle balansuje na granicy śmierci i życia, osoby z dużym wyczuciem absurdu nie tyle sytuacyjnego, ale raczej egzystencjalnego. Ta postawa wobec twórczości do Mrożka nieustannie ewoluuje i przynosi nowe pomysły na kolejne premiery, w tym roku wzięliśmy na warsztat opowiadania mrożkowskie.

W sieci można odszukać nieprzychylne recenzje na temat inscenizacji opowiadań Sławomira Mrożka. Pada w nich stwierdzenie, że małe formy prozatorskie Mrożka nadają się tylko do czytania w domowym zaciszu, wystawianie ich na scenie zaciera sensy, tępi ostrze satyry, rozmywa tekst. Co Pan o tym sądzi?

Czytać  w domowym zaciszu można zarówno opowiadania jak i  dramaty czy  poezję, można również próbować te literackie światy otwierać i  zarażać  literaturą poprzez konfrontację widza z przestrzenią i z sytuacją. Podejrzewam, że gdyby nie nasze inscenizacje, to pani recenzentka, na którą się powołujesz nie odkurzyłaby zbioru opowiadań Mrożka, nie zasiadła w fotelu i nie poczytała. Efekt popularyzatorski został osiągnięty. Nie należy zapominać, że teatr to miejsce próby, pytań, zbliżeń. Ja inicjując ten projekt byłem pewny siły wybranych opowiadań. Wierzę, że zaproszenie młodych twórców do ich czytania, szukanie siebie w jego tekstach przyniesie ciekawe rezultaty. Temat opowiadania jest ukryty podskórnie, siedząc wygodnie w fotelu i czytając  opowiadanie kontemplujemy je i nic nas więcej nie obchodzi, jest to, że tak to nazwę, bardzo mieszczańskie podejście do materii. Jeśli jednak poszukuje się sposobu na odzwierciedlenie nurtu niepokoju, jaki w Mrożku i jego opowiadaniach jest i jeżeli  pokazuje się to wykorzystując w tym celu ruch, rytm, muzykę, dźwięk to jest to dowód na to, że Mrożka nie należy odkładać do lamusa, że jest to pisarz, który wypunktowuje różne nasze lęki, które gdzieś, nawet w młodym pokoleniu, rezonują. I z tym się właśnie mierzymy, każdy oczywiście odbiera taki projekt indywidualnie, ma prawo do swoich ocen. Jednak fakt, iż widzowie licznie przychodzą obejrzeć inscenizacje, świadczy o tym, że pomysł cieszy się powodzeniem i budzi emocje.

W ramach projektu odsłaniania nowych sposobów interpretacji opowiadań Mrożka, zrealizował Pan „Fakira”. Chciałabym poprosić o przedstawienie procesu interpretacyjnego utworu i objaśnienie funkcji, którą pełnią zaangażowani w spektaklu aktorzy-amatorzy.

To jest tak, że ktoś, kto robi spektakl odpowiada na pewne pytania spektaklem. Jest kilka impulsów, które mnie przy pracy nad „Fakirem” poprowadziły. Kiedy wziąłem napisane w roku w 1992 roku opowiadanie, zobaczyłem w nim idealną sytuację nowohucką. W opowiadaniu Mrożka do wybiedniałej gminy przyjeżdża inwestor - hindus, który obiecuje dobudować do istniejącego komina fabrykę, tym samym dając nadzieję na dobrobyt. Żywi się i używa wszelkich radości kosztem mieszkańców, a potem znika zostawiając po sobie jedynie zapłodnioną wójtównę i oszukaną społeczność. Co by nie mówić – to w Nowej Hucie po 89-ym również pojawił się inwestor – cudotwórca, również hindus - Lakshmi Mittal. Z jego obietnic i cudu gospodarczego, na który liczyła Nowa Huta też niewiele wyniknęło.  Prawa ekonomiczne wzięły górę nad potrzebami społecznymi mieszkańców. To taki plan anegdotyczny, ale można z niego wyciągnąć naprawdę sporo sensów. Jest inny impuls, które te sensy podbija. Otóż nad tekstem zacząłem pracować z amatorami, w większości mieszkańcami Nowej Huty. W trakcie rejestracji prób, uświadomiłem sobie inną zbieżność. Otóż ja, jako reżyser stałem się fakirem, kimś za kim zaczęli podążać z różnymi nadziejami. Dokument z prób pokazał piękną, indywidualną historię ludzi w procesie wspólnego spotkania. Emocje, strzępy prawd w gestach, spojrzeniach były czymś czego razem doświadczyliśmy i co trudno odzyskać na scenie. Pojemność tej relacji mnie zaskoczyła i do dzisiaj inspiruje /pracujemy nieustannie nad pełną wersją spektaklu ”Fakir, czyli optymizm”/. Ja – w pewnym sensie obcy – prowokuję w grupie ludzi nowe doświadczenie, wyzwalam emocje, kreuję relacje. Ta rola artysty, ulotna, chwilowa, prowokująca krótkotrwały wzlot – staje się tematem nas prowadzącym. Fakir znika, ale pozostawia za sobą nie dziewczynę z brzuchem. Zapłodnienie staje się metaforą tej tajemniczej relacji uniesień, które zmieniają coś w naszym życiu na trwałe.  Nie przypuszczałem, że „Fakir” Mrożka stanie się w pewnym sensie moim artystycznym manifestem, marzeniem o roli teatru w życiu, tej pięknej zabawy zmieniającej świat.

Jakie ma plany Łaźnia Nowa na sezon teatralny 2011 - oprócz realizacji projektu wystawiani opowiadań Mrożka, który potrwa do czerwca?


W skrócie mogę powiedzieć, że w tej chwili mocno aktywizujemy działalność społeczną, Jest to plan fundamentalny, który będziemy realizować na dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich polega na organizowaniu wykładów, spotkań z młodymi ludźmi, których chcemy zarażać naszymi własnymi pasjami, opowiadać im czym dla nas jest zderzenie ze sztuką, kulturą, prowadzić warsztaty. Jest to jedno z założeń „Uniwersytetu Patrzenia” bardzo ważnego dla nas projektu z perspektywy tożsamości teatru. Na razie jest adresowany do młodych ludzi, późnej będzie skierowany również do seniorów i do różnych grup, które nie miały okazji uczestniczyć w życiu publicznym, w życiu kulturalnym i zawsze były gdzieś marginalizowane, spychane na bok. Drugą  płaszczyznę można określić jako  rodzaj budowania wspólnego frontu  myślowego wobec nowych zadań jakie stawiam przed instytucją kultury. Twórcy związani z Łaźnią podejmują działania z amatorami, analizujemy relacje wspólnotowe, przygotowujemy książkę m.in. na ten temat.  Kolejnym projektem nad którym już pracuję jest „Konrad Maszyna”- tekst napisany na zamówienie teatru przez Mateusza Pakułę. Podejmujemy temat  źródeł polskiej nienawiści, spróbujemy odkopać naszego polskiego Minotaura, dociec skąd i jak zaczęła się nienawiść rodzić, jak zaczęła pęcznieć i blokować relacje między ludźmi. To jest projekt, który zostanie zrealizowany pod koniec marca. Później odbędzie się festiwal Mrożek-Performance, gdzie obok powstałych w ciągu roku  inscenizacji opowiadań, pokażemy „Emigrantów” w reż. Wiktora Rubina, wciągniemy widzów w mrożkowską grę, zapewnimy happenerską oprawę w całym mieście. Chciałbym, aby ten festiwal mógł odbywać się co dwa lata.
Największym naszym projektem, w 2011, będzie „Wejście smoka” z Janem Peszkiem w roli Bruce’a Lee. Spektakl ma mieć premierę pod koniec września. Realizacja spektaklu rozpocznie się od przygotowania filmu dokumentalnego. W lipcu jedziemy do Chin /klasztor Schaolin/ i do Hong Kongu, wyruszymy w trasę śladami  Bruce’a, trop będzie podejmował Jan Peszek i Błażej Peszek, a ja wraz  z Marcinem Koszałką będziemy to filmować. Film będzie oddzielnym od spektaklu dziełem.

Na zakończenie rozmowy chciałabym poprosić o krótkie podsumowanie ubiegłego roku.

Trudno podsumować rok 2010, bo był to dla nas bardzo ciężki okres, ze względu na to, że mieliśmy mocno okrojony budżet. Zrobiliśmy tylko jedną premierę. Marcin Wierzchowski pracował prawie cały rok nad „Ostatnim kuszeniem”, był to interesujący proces pracy, której efektem była  eksperymentalna forma spektaklu. Nie ukrywam jednak, że sytuacja była dla nas dosyć trudna - jeśli teatr pracuje przez rok tylko nad jednym spektaklem, jest to całkowicie pozbawione sensu. Fatalnie rozkładają się energie, wszyscy mają poczucie dreptania w miejscu i braku perspektyw rozwoju. Przeorientowanie jest możliwe, ale wymaga czasu. Dużym sukcesem było zakończenie inwestycji - w październiku teatr został oficjalnie otwarty po zakończonym remoncie. Budowę mamy za sobą i to wielka ulga, prawdziwe WYZWOLENIE. (śmiech). Rok 2010 był również pięcioleciem istnienia Łaźni, pewnym resume tych kilku lat, które spędziliśmy tutaj, w Nowej Hucie, tego co  osiągnęliśmy, co nam się udało a co nie. Pięciolecie istnienia stało się pobudką do refleksji, powrotu do pierwszych impulsów, które urodziły to miejsce i ten pomysł. Należy przy tym pamiętać, że jak się ma wybudowany teatr to trzeba oprzeć się pokusie myślenia „teatralnie” i wrócić do korzeni, do zupełnie podstawowych, fundamentalnych pytań. Niedawno rozpoczęty sezon właśnie takim sezonem się zapowiada.

Bartosz Szydłowski - urodzony w 1968 roku, we Wrocławiu.  Od 1996 roku twórca Niezależnego Stowarzyszenia Teatralnego "Łaźnia", dyrektor naczelny i artystyczny teatru Łaźnia Nowa, pełni również funkcję dyrektora artystycznego międzynarodowego festiwalu Boska Komedia. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim i  Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. L. Solskiego w Krakowie.

Monika Roman
Dziennik Teatralny Kraków
8 lutego 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia